Syna kata pozbyć się nie może
Znęcał się nad własną matką. Choć usłyszał wyrok i dostał nakaz eksmisji, to ofiara musiała się wyprowadzić. W obawie o swoje życie. Pani Marianna dalej płaci czynsz, ale w jej mieszkaniu mieszka syn - oprawca. Mężczyzna nie ma zamiaru się wyprowadzić do czasu, aż znajdzie się dla niego lokal zastępczy. A tych w Radomiu brakuje.
Marianna Szczęk ma 73 lata. Od półtora roku mieszka w radomskim Ośrodku Interwencji Kryzysowej. Musiała uciekać ze swojego mieszkania, bo bała się o własne życie. 27-letni syn pani Marianny znęcał się nad nią fizycznie i psychicznie.
- Katował mnie strasznie. Miałam obdukcję, nogę całą siną do kolana, aż czarną. Trzymał mnie za włosy i tłukł mnie pięściami. Nie dał mi wstać z łóżka. Chodziłam do kościoła, błąkałam się po ulicy, żeby jak najdłużej w domu nie być, żeby się już nie wyżywał na mnie - rozpacza pani Marianna.
Pani Marianna sama wychowywała swojego syna. Jego ojciec zmarł, kiedy Piotr Z. miał pięć lat. Jak twierdzi kobieta, syn nie sprawiał większych problemów wychowawczych. Kłopoty zaczęły się kilka lat temu, kiedy do mieszkania wprowadziła się konkubina syna.
- Ona też mi dokuczała. Przyjęłam ją z litości, bo nie miała rodziców. Źle zrobiłam, że ją przyjęłam, bo to ona go nastawiała przeciwko mnie - mówi Marianna Szczęk.
Pracownicy Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu poradzili pani Mariannie, żeby oddała sprawę do prokuratury. Ta postawiła Piotrowi Z. zarzut znęcania się nad matką. Sprawa trafiła do sądu.
- Jesienią 2008 roku zapadł wyrok skazujący syna pani powódki za znęcanie się fizyczne i psychiczne oraz naruszenie narządów ciała. Ten pan został skazany na 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata - informuje Justyna Mazur z Sądu Okręgowego w Radomiu.
Jednocześnie pani Marianna złożyła do sądu wniosek o eksmisję Piotra Z., jego konkubiny i dziecka z jej mieszkania. Tym razem sąd także przyznał jej rację.
- Orzekając o eksmisji sąd orzekł o wstrzymaniu opróżnienia lokalu do czasu, kiedy zostanie dla tych osób wskazany lokal socjalny - dodaje Justyna Mazur z Sądu Okręgowego w Radomiu.
- Już się ucieszyłam, że jak wyrok to go wyrzucą, a on jest nadal. Muszę dalej siedzieć, jak dziad - mówi pani Marianna.
Dlaczego? Bo w Radomiu, tak jak w całej Polsce, jest problem z lokalami socjalnymi. Jest ich za mało, dlatego na taki lokal czeka się często latami.
Czy sąd nie miał innej możliwości niż wydać wyrok, którego i tak nie można wykonać? Okazuje się, że zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie można zastosować inne rozwiązanie.
- W Polsce prawem obowiązującym jest ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, została uchwalona po to, żeby to nie sprawca czuł się dobrze, tylko żeby był osobą ściganą, żeby ofiara nie musiała uciekać z domu. W tej ustawie jest artykuł 13 i 14 mówiący o warunkowym umorzeniu śledztwa, jeśli sprawca samodzielnie wyprowadzi się albo zapis o zakazie zbliżania się. Gdyby sąd zastosował ten zapis w stosunku do sprawcy, problem pani Marianny by się rozwiązał - mówi Włodzimierz Wolski, dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu.
Chociaż pani Marianna od półtora roku mieszka w Ośrodku Interwencji Kryzysowej, to cały czas płaci za mieszkanie, w którym przebywa jej syn. Dlatego nie stać jej na wynajęcie żadnego lokalu.
Pojechaliśmy na osiedle, na którym przez czterdzieści lat mieszkała pani Marianna. Udało nam się porozmawiać z jej synem. Mężczyzna nie widzi w swoim postępowaniu niczego złego.
- To narkomanka. Chodzi naćpana i tylko zawraca głowę. To jest kabaret. Ona jest zwykłą narkomanka, która chce mieć mieszkanie - twierdzi Piotr Z., syn pani Marianny
Czy uda się w końcu wyeksmitować Piotra Z. i czy w końcu poniesie on konsekwencje swoich czynów? Pani Marianna straciła już nadzieję.
- Dziecko, które podnosi rękę na matkę, jest nic nie warte . Mimo, że ja go w sercu kocham, to nie chcę go już znać - rozpacza pani Marianna. *
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)
(Telewizja Polsat)
- Katował mnie strasznie. Miałam obdukcję, nogę całą siną do kolana, aż czarną. Trzymał mnie za włosy i tłukł mnie pięściami. Nie dał mi wstać z łóżka. Chodziłam do kościoła, błąkałam się po ulicy, żeby jak najdłużej w domu nie być, żeby się już nie wyżywał na mnie - rozpacza pani Marianna.
Pani Marianna sama wychowywała swojego syna. Jego ojciec zmarł, kiedy Piotr Z. miał pięć lat. Jak twierdzi kobieta, syn nie sprawiał większych problemów wychowawczych. Kłopoty zaczęły się kilka lat temu, kiedy do mieszkania wprowadziła się konkubina syna.
- Ona też mi dokuczała. Przyjęłam ją z litości, bo nie miała rodziców. Źle zrobiłam, że ją przyjęłam, bo to ona go nastawiała przeciwko mnie - mówi Marianna Szczęk.
Pracownicy Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu poradzili pani Mariannie, żeby oddała sprawę do prokuratury. Ta postawiła Piotrowi Z. zarzut znęcania się nad matką. Sprawa trafiła do sądu.
- Jesienią 2008 roku zapadł wyrok skazujący syna pani powódki za znęcanie się fizyczne i psychiczne oraz naruszenie narządów ciała. Ten pan został skazany na 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata - informuje Justyna Mazur z Sądu Okręgowego w Radomiu.
Jednocześnie pani Marianna złożyła do sądu wniosek o eksmisję Piotra Z., jego konkubiny i dziecka z jej mieszkania. Tym razem sąd także przyznał jej rację.
- Orzekając o eksmisji sąd orzekł o wstrzymaniu opróżnienia lokalu do czasu, kiedy zostanie dla tych osób wskazany lokal socjalny - dodaje Justyna Mazur z Sądu Okręgowego w Radomiu.
- Już się ucieszyłam, że jak wyrok to go wyrzucą, a on jest nadal. Muszę dalej siedzieć, jak dziad - mówi pani Marianna.
Dlaczego? Bo w Radomiu, tak jak w całej Polsce, jest problem z lokalami socjalnymi. Jest ich za mało, dlatego na taki lokal czeka się często latami.
Czy sąd nie miał innej możliwości niż wydać wyrok, którego i tak nie można wykonać? Okazuje się, że zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie można zastosować inne rozwiązanie.
- W Polsce prawem obowiązującym jest ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, została uchwalona po to, żeby to nie sprawca czuł się dobrze, tylko żeby był osobą ściganą, żeby ofiara nie musiała uciekać z domu. W tej ustawie jest artykuł 13 i 14 mówiący o warunkowym umorzeniu śledztwa, jeśli sprawca samodzielnie wyprowadzi się albo zapis o zakazie zbliżania się. Gdyby sąd zastosował ten zapis w stosunku do sprawcy, problem pani Marianny by się rozwiązał - mówi Włodzimierz Wolski, dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu.
Chociaż pani Marianna od półtora roku mieszka w Ośrodku Interwencji Kryzysowej, to cały czas płaci za mieszkanie, w którym przebywa jej syn. Dlatego nie stać jej na wynajęcie żadnego lokalu.
Pojechaliśmy na osiedle, na którym przez czterdzieści lat mieszkała pani Marianna. Udało nam się porozmawiać z jej synem. Mężczyzna nie widzi w swoim postępowaniu niczego złego.
- To narkomanka. Chodzi naćpana i tylko zawraca głowę. To jest kabaret. Ona jest zwykłą narkomanka, która chce mieć mieszkanie - twierdzi Piotr Z., syn pani Marianny
Czy uda się w końcu wyeksmitować Piotra Z. i czy w końcu poniesie on konsekwencje swoich czynów? Pani Marianna straciła już nadzieję.
- Dziecko, które podnosi rękę na matkę, jest nic nie warte . Mimo, że ja go w sercu kocham, to nie chcę go już znać - rozpacza pani Marianna. *
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)
(Telewizja Polsat)