Wątpliwe samobójstwo

Wątpliwe samobójstwo

Katarzyna Malinowska z Płocka zginęła po upadku z 14 piętra. Według prokuratury popełniła samobójstwo. Rodzina 20-latki jest innego zdania. Dzień przed śmiercią dziewczyna zaginęła, a wcześniej pokłóciła się z koleżanką. To właśnie ona według jasnowidzów ma związek ze śmiercią Kasi.

Płock. Jest maj 2007 roku. Katarzyna Malinowska właśnie skończyła 20 lat. Kilka miesięcy wcześniej osiągnęła pierwszy w życiu znaczący sukces. Została mistrzynią Mazowsza w rzucie oszczepem. Teraz miała obronić zdobyty przez siebie tytuł. Coś jednak poszło nie tak.

- Miała iść na stadion. Jakieś 800 metrów od domu. Nie dotarła do niego. Po drodze są trzy skrzyżowania, na których są kamery. Kasię zarejestrowała tylko ta przed domem - opowiada Jolanta Malinowska, matka nieżyjącej Katarzyny.  

- Dla mnie to zastanawiające jest, że ona spojrzała się w lewą stronę. Mógł zabrać ją jakiś samochód z tamtej strony - dodaje Maciej Malinowski, ojciec nieżyjącej Katarzyny.

20-latka zaginęła 26 maja 2007 roku. Tego dnia miała uczestniczyć w zawodach. Zniknęła w biały dzień, w samym centrum Płocka.

Policja odnalazła Kasię ponad dobę po zaginięciu. Była sto kilometrów od domu - w jednym z warszawskich wieżowców. Do odnalezienia doszło w dramatycznych okolicznościach. Chwilę później, Kasia była już martwa.

- 28 maja, mieszkańcy bloku przy ulicy Górnośląskiej w Warszawie powiadomili policję, iż na klatce schodowej, pomiędzy 14 a 15 piętrem, w oknie stoi młoda dziewczyna. Na miejsce przybyła straż pożarna, jednakże Katarzyna Malinowska targnęła się na własne życie - informuje Mateusz Martyniuk z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Zanim odnaleziono Kasię, dziewczyna przez 24 godziny uznana była za zaginioną. Do dziś nie udało się ustalić, co działo się z nią przez całą noc. Nie wiadomo też, w jaki sposób znalazła się w oddalonej o 100 kilometrów Warszawie. Ale to dopiero początek tajemnic.

- Telefon Kasi przebył tej nocy bardzo długą drogę. Około 800 kilometrów - mówi Jolanta Malinowska.

- Z billingów wynika, że w jednym momencie był w Lubiczu, który jest na około 150 kilometrów na północny zachód od Płocka, a dwie godziny później, ten telefon był już w Warszawie - dodaje Sebastian Malinowski, brat nieżyjącej Kasi.

O pomoc w wyjaśnieniu zagadki, rodzina Kasi zwróciła się do jasnowidza. To fragmenty jego wizji:

"Córka Pani straciła życie przez swoją koleżankę. Ta koleżanka ją wciągnęła w jakąś znajomość z dwoma chłopakami. To byli znajomi z Warszawy."

"Oni po nią przyjechali do Płocka samochodem. Zawieźli ją do Warszawy. Byli w jakiejś dyskotece. (?) Dostała jakiś lek, lub narkotyk. Była w amoku - w tym amoku ktoś molestował ją seksualnie."

"Nad ranem, gdy otrzeźwieli, zlękli się swojego czynu i bali się ją wypuścić. Dwóch upozorowało jej upadek z okna. (? ) Koleżanka, przez którą to się stało, doskonale wie kto to zrobił."

Dzień przed zaginięciem, Kasia spędziła noc u koleżanki - Izy. Prawdopodobnie uczestniczyła w przyjęciu, na które Iza zaprosiła swoich znajomych. Kiedy Kasia wróciła do domu, zaczęły dziać się niepokojące rzeczy.

- Dostałem SMS-a od jej koleżanki, że moja siostra włóczy się po dworcach, ćpa i nie śpi w domu - wspomina Sebastian Malinowski.

- Podejrzewam, że musiały pokłócić się na tym grillu, albo córka coś widziała, trudno powiedzieć - dodaje Jolanta Malinowska.

Po śmierci Kasi, jej koleżankę przesłuchała policja i prokuratura. Dziewczyna wielokrotnie zmieniała zeznania - zarówno na temat feralnego dnia, jak i tego, co działo się wcześniej. Prokurator uznał, że nie jest to jednak istotne dla sprawy.

W wieżowcu, z którego spadła Kasia, zainstalowany jest monitoring. W dniu tragedii kamery były jednak zepsute. Nie wiadomo więc, czy Kasia dotarła na miejsce sama, czy może jednak ktoś jej towarzyszył. Jedyną wiedzę na ten temat stanowią zatem zeznania świadków.

- Są naoczni świadkowie samobójstwa Katarzyny Malinowskiej. Według nich nikt nie wypchnął jej z tego okna - informuje Mateusz Martyniuk z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Aby zweryfikować wizję, jaką rodzinie Kasi przekazał jasnowidz, o pomoc zwróciliśmy się do Hanny Podwójci. To wizjonerka znana na całym świecie. Jej zdaniem sprawa jest jednoznaczna - Kasia nie chciała zginąć.

- Tu zostało popełnione morderstwo na tej dziewczynie. W żadnym wypadku samobójstwo! Należy kompletnie wykluczyć samobójstwo. Ktoś, kogo dobrze znała podstępnie ją zwabił, jej dobra znajoma lub koleżanka - twierdzi Hanna Podwójci.

Pół roku po śmierci Kasi, prokuratura umorzyła sprawę. Uznano, że dziewczyna sama targnęła się na własne życie. Krótko po tym, sąd nakazał jednak wznowienie śledztwa. Tymczasem rodziców Kasi ktoś zaczął nękać głuchymi telefonami.

- Odbieraliśmy telefony i była cisza. Raz odezwał się chłopak, płakał, przepraszał bardzo - opowiada Jolanta Malinowska.

- Nie zdołano ustalić wszystkich numerów telefonów, operatorzy nie dysponowali danymi osobowymi osób dysponujących niektórymi numerami, jednakże takie próby podjęto, i zgromadzony materiał dowodowy nie doprowadził do ustalenia osób, które nakłaniały Katarzynę Malinowską do popełnienia samobójstwa - twierdzi Mateusz Martyniuk z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Prokuratura ponownie umorzyła śledztwo w sprawie śmierci Kasi. Oficjalnie, dziewczyna popełniła więc samobójstwo. Mimo upływu czasu, jej rodzina wciąż nie może jednak pogodzić się z tym, co się stało. Żąda wyjaśnienia wszystkich związanych ze sprawą zagadek. *

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)