Wyszedł z więzienia i wykorzystał 14-latkę
Robert W. to jeden z oprawców bestialsko zamordowanego maturzysty, Tomka Jaworskiego. Bandyta został skazany na 9 lat więzienia. Kiedy odzyskał wolność, wykorzystał 14-letnią dziewczynkę. Czy w Polsce istnieje jakikolwiek system zapobiegania recydywie? Czy ktokolwiek przejmuje się tym, co po opuszczeniu więzienia robią najbardziej niebezpieczni i bezwzględni przestępcy?
Jest 14 czerwca 1997 roku. Dziewiętnastoletni Tomek Jaworski idzie ze swoją klasą świętować zdaną właśnie maturę. Młodzi ludzie organizują z tej okazji ognisko w jednym z warszawskich parków. Po kilku godzinach, na polanę wjeżdżają dwa samochody. Beztroska zabawa w jednej chwili zamienia się w horror.
- Porywają Tomka z tej polany i przywożą pobitego na górkę przy barze, w którym się wszyscy spotkali. Obok, w odległości 150 metrów, stoi policyjny radiowóz. Stali tam, kiedy ten biedny Tomek leżał w samochodzie i nikt się tym nie zainteresował - opowiada mec. Krystyna Pociej, była pełnomocnik rodziców Tomka Jaworskiego.
Bandytami dowodziła 25-letnia Monika Sz. Po porwaniu i pobiciu Tomka do nieprzytomności, razem ze swoimi kompanami pije alkohol w pobliskim barze. Potem przewozi maturzystę do swojego mieszkania na Żoliborzu.
- W tym mieszkaniu przypiekali go, bawili się jak dzikie zwierzęta - mówi Jerzy Jachowicz, dziennikarz zajmujący się sprawami kryminalnymi.
- Oskarżona spółkowała z tymi oskarżonymi na oczach tego chłopca, później wydała wyrok na niego - dodaje mec. Krzysztof Orszagh ze Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni imienia Jolanty Brzozowskiej.
Po kilkunastu godzinach męki, Tomasz Jaworski zostaje zamordowany. Oprawcy podpalają i zakopują jego ciało w lesie koło Kanału Żerańskiego.
Kilka miesięcy później, bandyci zostają schwytani i stają przed sądem. Monika Sz. zostaje skazana na dożywocie. Pozostali idą do więzienia na 25 lat. Jeden z nich otrzymuje jednak łagodniejszy wyrok. To najmłodszy z bandy - Robert W.
- On nie miał postawionego zarzutu zabójstwa. Jego udział w zdarzeniu był od początku, czyli od uprowadzenia, aż do mieszkania i znęcania się - informuje Wojciech Małek z Sądu Okręgowego w Warszawie.
- Powiedział, że "zapałka" pękła na głowie Tomka Jaworskiego. Ja potem tę "zapałkę", czyli kij bejsbolowy przyniosłem do sądu, żeby pokazać sędziemu, jak wygląda zapałka w rozumieniu Roberta W. - dodaje mec. Krzysztof Orszagh ze Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni imienia Jolanty Brzozowskiej.
Kiedy morderstwo Tomka wyszło na jaw, Robert W. poszedł na współpracę z wymiarem sprawiedliwości. Nie brał bezpośredniego udziału w zabójstwie, sąd postanowił więc nadzwyczajnie złagodzić mu karę. Robert W. został skazany na 9 lat więzienia. Po wyjściu z więzienia, Robert W. poznał w internecie 14-letnią dziewczynkę. Po kilku dniach korespondencji, udało mu się namówić ją na prawdziwe spotkanie. Kiedy do niego doszło, Robert W. miał już w głowie konkretny plan.
- Robert W. wykorzystał ją seksualnie, zastraszył m.in. mówiąc, że jest funkcjonariuszem policji. Dziewczyna mogła odnieść wrażenie, że wszelkie działania prawne mogą nie mieć sensu. Nie wykluczamy, że takich dziewczyn mogło być więcej - mówi Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
- Porywają Tomka z tej polany i przywożą pobitego na górkę przy barze, w którym się wszyscy spotkali. Obok, w odległości 150 metrów, stoi policyjny radiowóz. Stali tam, kiedy ten biedny Tomek leżał w samochodzie i nikt się tym nie zainteresował - opowiada mec. Krystyna Pociej, była pełnomocnik rodziców Tomka Jaworskiego.
Bandytami dowodziła 25-letnia Monika Sz. Po porwaniu i pobiciu Tomka do nieprzytomności, razem ze swoimi kompanami pije alkohol w pobliskim barze. Potem przewozi maturzystę do swojego mieszkania na Żoliborzu.
- W tym mieszkaniu przypiekali go, bawili się jak dzikie zwierzęta - mówi Jerzy Jachowicz, dziennikarz zajmujący się sprawami kryminalnymi.
- Oskarżona spółkowała z tymi oskarżonymi na oczach tego chłopca, później wydała wyrok na niego - dodaje mec. Krzysztof Orszagh ze Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni imienia Jolanty Brzozowskiej.
Po kilkunastu godzinach męki, Tomasz Jaworski zostaje zamordowany. Oprawcy podpalają i zakopują jego ciało w lesie koło Kanału Żerańskiego.
Kilka miesięcy później, bandyci zostają schwytani i stają przed sądem. Monika Sz. zostaje skazana na dożywocie. Pozostali idą do więzienia na 25 lat. Jeden z nich otrzymuje jednak łagodniejszy wyrok. To najmłodszy z bandy - Robert W.
- On nie miał postawionego zarzutu zabójstwa. Jego udział w zdarzeniu był od początku, czyli od uprowadzenia, aż do mieszkania i znęcania się - informuje Wojciech Małek z Sądu Okręgowego w Warszawie.
- Powiedział, że "zapałka" pękła na głowie Tomka Jaworskiego. Ja potem tę "zapałkę", czyli kij bejsbolowy przyniosłem do sądu, żeby pokazać sędziemu, jak wygląda zapałka w rozumieniu Roberta W. - dodaje mec. Krzysztof Orszagh ze Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni imienia Jolanty Brzozowskiej.
Kiedy morderstwo Tomka wyszło na jaw, Robert W. poszedł na współpracę z wymiarem sprawiedliwości. Nie brał bezpośredniego udziału w zabójstwie, sąd postanowił więc nadzwyczajnie złagodzić mu karę. Robert W. został skazany na 9 lat więzienia. Po wyjściu z więzienia, Robert W. poznał w internecie 14-letnią dziewczynkę. Po kilku dniach korespondencji, udało mu się namówić ją na prawdziwe spotkanie. Kiedy do niego doszło, Robert W. miał już w głowie konkretny plan.
- Robert W. wykorzystał ją seksualnie, zastraszył m.in. mówiąc, że jest funkcjonariuszem policji. Dziewczyna mogła odnieść wrażenie, że wszelkie działania prawne mogą nie mieć sensu. Nie wykluczamy, że takich dziewczyn mogło być więcej - mówi Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)