Życie na kredyt
Zaczęło się niewinnie - od kredytów na 2, 5, 10 tysięcy złotych. Potem brali kolejne, by spłacić poprzednie. Tak wpadli w pułapkę kredytową. Setki Polaków toną w długach. Niektórzy zaczęli się ukrywać, bo grozi im więzienie.
- W sumie mam około 500 tysięcy złotych długu - mówi Andrzej Kuligowski.
Niektórzy zadłużali się, by mieć na przyjemności: wymarzone wakacje, telewizory, lodówki, inni na życie, lekarstwa lub by pomóc dzieciom. Jeszcze inni na ratowanie życia syna.
- Próbowałem go ratować. Udało mi się przedłużyć jego życie. Lekarze dawali synowi około 4-6 lat życia, udało mi się go utrzymać do 15 roku życia. Jak już syna nie było z nami, to kredyt był brany, żeby spłacić następny kredyt. Tak uruchomiła się machina pułapki finansowej - opowiada Andrzej Kuligowski, zadłużony na około 500 tysięcy złotych.
Pan Stanisław ma ponad 60 tysięcy złotych długów w bankach. Brał kredyt, by spłacić poprzedni. Wziął ich 8. Oprócz tego podżyrował kredyt córki, zastawił własne mieszkanie.
- Mam 2 tysiące złotych emerytury. Ja, żona, wnuk i syn jesteśmy w sytuacji bez wyjścia, cała rodzina - opowiada Stanisław Wandachowicz, dłużnik z Bytomia.
Pan Stanisław jest zdesperowany. By uratować rodzinę i mieszkanie chce wziąć kolejny kredyt.
- Chcę wziąć kolejny i jeszcze głębiej zanurzyć się w tym błocie. Jakie mam wyjście? Teraz błagam o pomoc - mówi Stanisław Wandachowicz, dłużnik z Bytomia.
Kolejna zadłużona, pani Marianna ma długów bagatela, około 100 tysięcy złotych.
Też brała kredyty, by spłacić poprzednie. Ma długi aż w jedenastu bankach. Dorabia rozdając gazety przy metrze. Na spłatę rat jednak nie wystarcza, więc nic nie spłaca.
Pani Marianna szuka pomocy w Federacji Konsumentów, gdyż sąd oddalił jej wniosek o upadłość, bo nie zdarzyła się jej nadzwyczajna okoliczność np. utrata pracy, kalectwo, która spowodowałaby niewypłacalność. Nie było też jej stać na zapłacenie 10 tysięcy złotych kosztów upadłości.
- Prędzej czy później u pani Marianny zjawi się komornik, który może zająć część jej renty lub emerytury - mówi Izabela Dąbrowska, prawnik z Federacji Konsumentów.
Andrzej Kuligowski zaciągał kredyty, by spłacić poprzednie. Teraz dorabia jeżdżąc taksówką. Ma około 500 tysięcy złotych długu. Banki jednak nie chcą negocjować z nim zmniejszenia rat i wydłużenia okresu spłaty.
- Potrzebne jest bardziej elastyczne podejście banku do klienta. Problem jest w ludziach tam pracujących. W żaden sposób nie można się z nimi dogadać - twierdzi Andrzej Kuligowski, zadłużony na około 500 tysięcy złotych.
Na koniec smutny finał pani Wioletty, która wzięła kredyty w trzech bankach na ponad 100 tysięcy złotych. Miedzy innymi na samochód i wakacje. Zataiła przed bankami fakt posiadania czworga dzieci. Teraz ukrywa się już nie tylko przed bankami. Także przed policją. Grozi jej więzienie!
- To były nieprzemyślane kredyty: na remont mieszkania, na wakacje nad morzem w Polsce, komputer, pralkę, telewizor. Straciłam pracę, zmieniałam adres zamieszkania i zaczęłam się ukrywać przed bankiem - opowiada pani Wioletta.*
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski abogoryja@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
Niektórzy zadłużali się, by mieć na przyjemności: wymarzone wakacje, telewizory, lodówki, inni na życie, lekarstwa lub by pomóc dzieciom. Jeszcze inni na ratowanie życia syna.
- Próbowałem go ratować. Udało mi się przedłużyć jego życie. Lekarze dawali synowi około 4-6 lat życia, udało mi się go utrzymać do 15 roku życia. Jak już syna nie było z nami, to kredyt był brany, żeby spłacić następny kredyt. Tak uruchomiła się machina pułapki finansowej - opowiada Andrzej Kuligowski, zadłużony na około 500 tysięcy złotych.
Pan Stanisław ma ponad 60 tysięcy złotych długów w bankach. Brał kredyt, by spłacić poprzedni. Wziął ich 8. Oprócz tego podżyrował kredyt córki, zastawił własne mieszkanie.
- Mam 2 tysiące złotych emerytury. Ja, żona, wnuk i syn jesteśmy w sytuacji bez wyjścia, cała rodzina - opowiada Stanisław Wandachowicz, dłużnik z Bytomia.
Pan Stanisław jest zdesperowany. By uratować rodzinę i mieszkanie chce wziąć kolejny kredyt.
- Chcę wziąć kolejny i jeszcze głębiej zanurzyć się w tym błocie. Jakie mam wyjście? Teraz błagam o pomoc - mówi Stanisław Wandachowicz, dłużnik z Bytomia.
Kolejna zadłużona, pani Marianna ma długów bagatela, około 100 tysięcy złotych.
Też brała kredyty, by spłacić poprzednie. Ma długi aż w jedenastu bankach. Dorabia rozdając gazety przy metrze. Na spłatę rat jednak nie wystarcza, więc nic nie spłaca.
Pani Marianna szuka pomocy w Federacji Konsumentów, gdyż sąd oddalił jej wniosek o upadłość, bo nie zdarzyła się jej nadzwyczajna okoliczność np. utrata pracy, kalectwo, która spowodowałaby niewypłacalność. Nie było też jej stać na zapłacenie 10 tysięcy złotych kosztów upadłości.
- Prędzej czy później u pani Marianny zjawi się komornik, który może zająć część jej renty lub emerytury - mówi Izabela Dąbrowska, prawnik z Federacji Konsumentów.
Andrzej Kuligowski zaciągał kredyty, by spłacić poprzednie. Teraz dorabia jeżdżąc taksówką. Ma około 500 tysięcy złotych długu. Banki jednak nie chcą negocjować z nim zmniejszenia rat i wydłużenia okresu spłaty.
- Potrzebne jest bardziej elastyczne podejście banku do klienta. Problem jest w ludziach tam pracujących. W żaden sposób nie można się z nimi dogadać - twierdzi Andrzej Kuligowski, zadłużony na około 500 tysięcy złotych.
Na koniec smutny finał pani Wioletty, która wzięła kredyty w trzech bankach na ponad 100 tysięcy złotych. Miedzy innymi na samochód i wakacje. Zataiła przed bankami fakt posiadania czworga dzieci. Teraz ukrywa się już nie tylko przed bankami. Także przed policją. Grozi jej więzienie!
- To były nieprzemyślane kredyty: na remont mieszkania, na wakacje nad morzem w Polsce, komputer, pralkę, telewizor. Straciłam pracę, zmieniałam adres zamieszkania i zaczęłam się ukrywać przed bankiem - opowiada pani Wioletta.*
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski abogoryja@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)