Bieda w policji

Bieda w policji

Nagłośnił problem w policji, teraz ma kłopoty. Podinspektor Jacek Kosmaty przekazał dziennikarzom kompromitujący film ze szkolenia policjantów. Widać na nim, jak przyszli stróże prawa zamiast jeździć... pchają radiowozy! Pan Jacek twierdzi, że doprowadziły do tego kuriozalne oszczędności w policji. Za publikację nagrania wszczęto wobec niego postępowanie dyscyplinarne.

Podinspektor Jacek Kosmaty w policji służy 20 lat. Od 1999 roku jest wykładowcą Szkoły Policji w Katowicach. Od dwóch lat na internetowych stronach forum policyjnego wytyka absurdy wynikające z oszczędności. Protestował m.in. przeciw zwolnieniu 90 osób kadry ze szkoły czy skróceniu okresu szkolenia przyszłych stróżów prawa.

- Pokazałem różnego rodzaju absurdy, które nie powinny mieć miejsca. Wszystko rozbija się o oszczędności, ale nie możemy przecież iść aż tak daleko - mówi pan Jacek.

W marcu zeszłego roku w katowickiej szkole policji odbył się kurs dla dzielnicowych z całej Polski. Z okna sali wykładowej zauważyli oni niecodzienną sytuację i postanowili nakręcić film. Na terenie miasteczka treningowego młodzi policjanci, uczący się zawodu... pchali radiowozy.

- Film jest kuriozalny, bo pokazuje trzy grupy policjantów. Jedna grupa pcha biały samochód, w którym ktoś siedzi. Za nim pchany jest radiowóz, a przed jego maską przepychany jest jeszcze jeden, który ma sprawiać wrażenie blokady. Słychać komentarze, które nie pozostawiają wątpliwości, że to ćwiczenia z pościgu i policyjnej blokady - opowiada Marcin Pietraszewski, dziennikarz Gazety Wyborczej Katowice.

Autor filmu przekazał go policjantowi Jackowi Kosmatemu. Ten najpierw film przesłał do Kancelarii Premiera. Ponieważ sprawa pozostała bez echa, w grudniu udostępnił film Gazecie Wyborczej.

- Samochody nie zostały wyrejestrowane dlatego, że nadawały się na złom. One miały 100 tysięcy kilometrów przebiegu, więc spokojnie drugie tyle mogły przejeździć - mówi pan Jacek.

Gazeta Wyborcza opublikowała film na swoich stronach internetowych. Szkoła zdementowała informację, że przedstawiona w filmie sytuacja to ćwiczenia symbolizujące blokadę.

- W filmie było pokazane przygotowanie do zajęć statycznych, nie był to pościg - tłumaczy Barbara Orzeł ze Szkoły Policji w Katowicach.

- Takich wersji było kilka. Przed publikacją filmu rzecznik szkoły twierdziła, że film był kręcony wyłącznie na potrzeby Gazety, żeby oczernić szkołę. Potem, że to był taki żart kursantów, a potem, że to były przygotowania do ćwiczeń - mówi Marcin Pietraszewski, dziennikarz Gazety Wyborczej Katowice.

- Zajęcia nazywają się jednoznacznie: Zatrzymanie pojazdów oraz sprawców poruszających się samochodami. Do tego potrzebne są sprawne radiowozy i kilka samochodów nieoznakowanych - ocenia Jacek Kosmaty, starszy wykładowca Szkoły Policji w Katowicach.

Szkoła Policyjna rozpoczęła poszukiwania autora filmu. Nakazała komendom w całym kraju przesłuchać policjantów uczestniczących w katowickich kursach. W stosunku do podinspektora Kosmatego wszczęto postępowanie dyscyplinarne. Przedstawiono mu zarzut naruszenia etyki zawodowej. Dlaczego? Podobno ośmieszył dobre imię policji.

Grozi mu nawet wydalenie ze służby.

- Nie rozumiem tych intencji. Istotą szkolenia jest realizm. Jeśli nie jest realnie, to wszyscy się śmieją i nie wynoszą nic z zajęć - mówi Jerzy Dziewulski, były antyterrorysta.

- To jest kompromitacja, żeby tak szkolić policjantów. Takie pozorne działanie negatywnie odbija się w służbie policjanta, bo nie jest przyzwyczajony do szybkości działania - ocenia Józef Kogut, emerytowany komendant miejski policji w Chorzowie.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)