Chcą wyrzucić głuchoniemą z Polski
11-letnia Diana pochodzi z Inguszetii, urodziła się głuchoniema. Ponieważ w pogrążonej w walkach republice nie miała szans na leczenie, wraz z rodziną przyjechała do Polski. Tu uczy się języka migowego, znalazła przyjaciół i opiekę. Niestety, szanse na rozwój dziewczynki chcą przekreślić urzędnicy, którzy odsyłają dziecko do Inguszetii.
Kiedy mama Diany była w ciąży, w Inguszetii skąd pochodzą, trwały ostrzały rakietowe. Jedna z rakiet wybuchła tak blisko, że uszkodziła słuch dziewczynki.
- Kiedy Diana miała cztery miesiące zdałam sobie sprawę, że ona nie słyszy, woziłam ją po szpitalach, ale nie było możliwości jej leczenia - wspomina Radimkhan Nalgieva Shatoev, matka Diany.
Kilka miesięcy temu rodzice Diany podjęli dramatyczną decyzję o wyjeździe z Inguszetii. Jak twierdzą, bali się o życie Diany i jej rodzeństwa.
- Jednego dnia mogą zabić ciebie, drugiego dnia kogoś innego - mówi Radimkhan Nalgieva Shatoev, matka Diany.
- Postanowiliśmy tu przyjechać choćby po to, żeby dzieci się uspokoiły i żona się wyciszyła, bo u was jest spokojnie - dodaje Ismail Shatoev, ojciec Diany.
Diana trafiła do Instytutu Głuchoniemych w Warszawie. Tam dziewczynka od kilku miesięcy mieszka i uczy się języka migowego. Wcześniej nie potrafiła porozumieć się z otoczeniem.
- Diana zupełnie zasymilowała się z dziećmi. Zachowuje się, jakby z tą grupą była od samego początku - mówi Anna Predygier, wychowawczyni Diany.
- Dziś uczyłam się matematyki, pisać, rysować i kolorować - opowiada w języku migowym Diana.
Rodzice dziewczynki starali się o zalegalizowanie swojego pobytu w Polsce. Niestety, bezskutecznie.
- Rodzina ubiegała się o nadanie jej statusu uchodźcy, ale po przeanalizowaniu tej sytuacji nie mogliśmy im go nadać - informuje Ewa Piechota z Urzędu do spraw Cudzoziemców.
Decyzji urzędników nie zmienił także fakt, że Diana dopiero w Polsce została dokładnie zdiagnozowana i zaczęła być leczona. Rodzina ma opuścić Polskę.
- Argument był taki, że ojciec, jako obywatel Federacji Rosyjskiej, może w tym kraju poddać dziecko leczeniu - wyjaśnia Ewa Piechota z Urzędu do spraw Cudzoziemców.
- Proponuję, żeby ktoś z tego urzędu udał się do Inguszetii albo Czeczenii i sprawdził, czy to jest możliwe. Naprawdę trzeba nie mieć dużo wyobraźni, żeby twierdzić, że ktoś, kto mieszka na terenie walk, może korzystać z opieki medycznej i leczyć się - mówi Kajetan Wróblewski z Fundacji Proxenos, która pomaga nielegalnym imigrantom.
- Nie chcę wracać. Tam są bandyci, biją się, strzelają - mówi w języku migowym Diana.
Rodzice Diany, zmęczeni walką z polskimi urzędami, postanowili zabrać głuchoniemą córkę ze szkoły i wyjechać dobrowolnie do Inguszetii. Bali się deportacji, bo w ośrodku w Lininie, gdzie mieszkają, niejeden raz widzieli, jak zabierano inne rodziny.
- Słyszałam głośne krzyki i ludzi w maskach z bronią na ramieniu - wspomina Radimkhan Nalgieva Shatoev, matka Diany.
Kilka dni temu pojawiła się jednak szansa, że Shataevowie będą mogli pozostać w Polsce. Losem rodziny zainteresował się dyrektor szkoły, do której chodzi głuchoniema dziewczynka i organizacje pozarządowe.
- Jest dla nich szansa w innym trybie. Takie decyzje wydaje wojewoda, jest to zezwolenie na pobyt w trybie szczególnym, jeśli są jakieś szczególne powody, dla których rodzina musi pozostać na terytorium Polski. Taką okolicznością mogą być sprawy zdrowotne - informuje Ivetta Biały, rzecznik prasowa Wojewody Mazowieckiego.
- To rozwiązanie nie jest stuprocentowe, naprawdę nie załatwia niczego. Nie załatwia prawa do opieki, do pracy i jest ważne tylko trzy miesiące - mówi Kajetan Wróblewski z Fundacji Proxenos, która pomaga imigrantom.
Shataevowie codziennie chodzą od urzędu do urzędu. Stoją w długich kolejkach z nadzieją, że ich los w końcu się odmieni. Marzą tylko o jednym, żeby ich niepełnosprawna córka dostała szansę na normalne życie.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
- Kiedy Diana miała cztery miesiące zdałam sobie sprawę, że ona nie słyszy, woziłam ją po szpitalach, ale nie było możliwości jej leczenia - wspomina Radimkhan Nalgieva Shatoev, matka Diany.
Kilka miesięcy temu rodzice Diany podjęli dramatyczną decyzję o wyjeździe z Inguszetii. Jak twierdzą, bali się o życie Diany i jej rodzeństwa.
- Jednego dnia mogą zabić ciebie, drugiego dnia kogoś innego - mówi Radimkhan Nalgieva Shatoev, matka Diany.
- Postanowiliśmy tu przyjechać choćby po to, żeby dzieci się uspokoiły i żona się wyciszyła, bo u was jest spokojnie - dodaje Ismail Shatoev, ojciec Diany.
Diana trafiła do Instytutu Głuchoniemych w Warszawie. Tam dziewczynka od kilku miesięcy mieszka i uczy się języka migowego. Wcześniej nie potrafiła porozumieć się z otoczeniem.
- Diana zupełnie zasymilowała się z dziećmi. Zachowuje się, jakby z tą grupą była od samego początku - mówi Anna Predygier, wychowawczyni Diany.
- Dziś uczyłam się matematyki, pisać, rysować i kolorować - opowiada w języku migowym Diana.
Rodzice dziewczynki starali się o zalegalizowanie swojego pobytu w Polsce. Niestety, bezskutecznie.
- Rodzina ubiegała się o nadanie jej statusu uchodźcy, ale po przeanalizowaniu tej sytuacji nie mogliśmy im go nadać - informuje Ewa Piechota z Urzędu do spraw Cudzoziemców.
Decyzji urzędników nie zmienił także fakt, że Diana dopiero w Polsce została dokładnie zdiagnozowana i zaczęła być leczona. Rodzina ma opuścić Polskę.
- Argument był taki, że ojciec, jako obywatel Federacji Rosyjskiej, może w tym kraju poddać dziecko leczeniu - wyjaśnia Ewa Piechota z Urzędu do spraw Cudzoziemców.
- Proponuję, żeby ktoś z tego urzędu udał się do Inguszetii albo Czeczenii i sprawdził, czy to jest możliwe. Naprawdę trzeba nie mieć dużo wyobraźni, żeby twierdzić, że ktoś, kto mieszka na terenie walk, może korzystać z opieki medycznej i leczyć się - mówi Kajetan Wróblewski z Fundacji Proxenos, która pomaga nielegalnym imigrantom.
- Nie chcę wracać. Tam są bandyci, biją się, strzelają - mówi w języku migowym Diana.
Rodzice Diany, zmęczeni walką z polskimi urzędami, postanowili zabrać głuchoniemą córkę ze szkoły i wyjechać dobrowolnie do Inguszetii. Bali się deportacji, bo w ośrodku w Lininie, gdzie mieszkają, niejeden raz widzieli, jak zabierano inne rodziny.
- Słyszałam głośne krzyki i ludzi w maskach z bronią na ramieniu - wspomina Radimkhan Nalgieva Shatoev, matka Diany.
Kilka dni temu pojawiła się jednak szansa, że Shataevowie będą mogli pozostać w Polsce. Losem rodziny zainteresował się dyrektor szkoły, do której chodzi głuchoniema dziewczynka i organizacje pozarządowe.
- Jest dla nich szansa w innym trybie. Takie decyzje wydaje wojewoda, jest to zezwolenie na pobyt w trybie szczególnym, jeśli są jakieś szczególne powody, dla których rodzina musi pozostać na terytorium Polski. Taką okolicznością mogą być sprawy zdrowotne - informuje Ivetta Biały, rzecznik prasowa Wojewody Mazowieckiego.
- To rozwiązanie nie jest stuprocentowe, naprawdę nie załatwia niczego. Nie załatwia prawa do opieki, do pracy i jest ważne tylko trzy miesiące - mówi Kajetan Wróblewski z Fundacji Proxenos, która pomaga imigrantom.
Shataevowie codziennie chodzą od urzędu do urzędu. Stoją w długich kolejkach z nadzieją, że ich los w końcu się odmieni. Marzą tylko o jednym, żeby ich niepełnosprawna córka dostała szansę na normalne życie.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)