Czekają na wyrok
Zbliża się koniec rozprawy siedmiu polskich żołnierzy, którzy podczas misji w Afganistanie ostrzelali ludność cywilną. Zginęło sześć osób, a trzy zostały ranne. Oskarżeni żołnierze są rozgoryczeni postawą państwa. Twierdzą, że tylko wykonywali rozkazy przełożonych. Większości z nich grozi nawet dożywocie.
6 zabitych - 4 kobiety, mężczyzna i dziecko oraz troje ciężko rannych, w tym kobieta w zaawansowanej ciąży, która urodziła martwy płód. To tragiczny efekt akcji polskich żołnierzy w misji w Nangar Khel 16 sierpnia 2007 roku w Afganistanie.
Trwający latami proces polskich żołnierzy właśnie dobiega końca. Stał się on także pretekstem do wystawienia sztuk teatralnych. Ta w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej jest wyjątkowa. Pierwszy raz bierze w niej udział: oskarżony o zabójstwo ludności cywilnej polski żołnierz spod Nangar Khel -Andrzej "Osa" Osiecki.
- Jestem niewinny. Chciałbym żebyście zrozumieli, że żołnierze są w Afganistanie, bo ich tam wysyła rząd. Nie jeździmy tam dla zabawy czy pieniędzy. Jeździmy, bo jesteśmy żołnierzami. Chciałbym żeby ludzie zobaczyli to w przedstawieniu - mówi Andrzej "Osa" Osiecki.
- Jeden z żołnierzy powiedział nam: potraktowali nas jak esesmanów, a przecież to jest nasza armia. Amerykanie tak nie traktują swoich żołnierzy. My wykonywaliśmy rozkaz, a mamy zarzuty, jak esesmani. Jest w nich zdziwienie i rozczarowanie dowództwem - dodaje Artur Pałyga, dramaturg, który napisał sztukę "Bitwa o Nangar Khel".
Gra w niej też Afganka - Safia Rabati. Oboje oskarżają i oboje mają rację. Padają mocne słowa.
- Nie jeden raz chciałoby się krzyczeć, ale nie wiem na ile mój krzyk byłby ciekawy dla Polaków. W pewnym sensie oskarżam, ale nie żołnierzy, tylko polityków, którzy najpierw na oślep latali za Rosjanami, a teraz za Amerykanami. Oni nie zastanawiają się, jaką mają historię, a przecież niewiele się ona różni od Afgańczyków - mówi Safia Rabati.
- Nie mamy pretensji do wojska, armia od początku stała i stoi po naszej stronie. To nie armia nas oskarżyła, tylko polityczni przełożeni - dodaje Andrzej "Osa" Osiecki, oskarżony żołnierz.
- Za tę tragedię może być odpowiedzialny sprzęt, mogą być odpowiedzialni dowódcy, którzy źle wskazali cele, ale na pewno nie ci żołnierze, którzy wykonywali rozkazy - uważa gen. Sławomir Petelicki, twórca i pierwszy dowódca jednostki specjalnej "Grom".
Ostatnie rozprawy zszokowały. Wszyscy zaskoczeni są odpowiedzią prokuratora, że do dziś nie można było przeprowadzić wizji lokalnej. Prokurator odmawia wywiadu.
- Sąd oznajmił, że po opinii biegłego rozbieżności, co do upadku pocisku sięgają około dwóch kilometrów. Z tych wszystkich powodów przeprowadzić wizji lokalnej się nie da - mówi Piotr Dewiński, obrońca jednego z oskarżonych żołnierzy.
W kwietniu zapowiada się finał rozprawy: czytanie zeznań, mowy końcowe stron.
Czy zostaną w wojsku? Jeden już wybrał się do "cywila".
- Przez te dwa lata przeanalizowałem swoje życie. Po zakończeniu sprawy
chcę pójść różnymi drogami. Zobaczymy jak będzie, na razie jestem żołnierzem - mówi Andrzej "Osa" Osiecki, oskarżony żołnierz.*
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski
abogoryja@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
Trwający latami proces polskich żołnierzy właśnie dobiega końca. Stał się on także pretekstem do wystawienia sztuk teatralnych. Ta w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej jest wyjątkowa. Pierwszy raz bierze w niej udział: oskarżony o zabójstwo ludności cywilnej polski żołnierz spod Nangar Khel -Andrzej "Osa" Osiecki.
- Jestem niewinny. Chciałbym żebyście zrozumieli, że żołnierze są w Afganistanie, bo ich tam wysyła rząd. Nie jeździmy tam dla zabawy czy pieniędzy. Jeździmy, bo jesteśmy żołnierzami. Chciałbym żeby ludzie zobaczyli to w przedstawieniu - mówi Andrzej "Osa" Osiecki.
- Jeden z żołnierzy powiedział nam: potraktowali nas jak esesmanów, a przecież to jest nasza armia. Amerykanie tak nie traktują swoich żołnierzy. My wykonywaliśmy rozkaz, a mamy zarzuty, jak esesmani. Jest w nich zdziwienie i rozczarowanie dowództwem - dodaje Artur Pałyga, dramaturg, który napisał sztukę "Bitwa o Nangar Khel".
Gra w niej też Afganka - Safia Rabati. Oboje oskarżają i oboje mają rację. Padają mocne słowa.
- Nie jeden raz chciałoby się krzyczeć, ale nie wiem na ile mój krzyk byłby ciekawy dla Polaków. W pewnym sensie oskarżam, ale nie żołnierzy, tylko polityków, którzy najpierw na oślep latali za Rosjanami, a teraz za Amerykanami. Oni nie zastanawiają się, jaką mają historię, a przecież niewiele się ona różni od Afgańczyków - mówi Safia Rabati.
- Nie mamy pretensji do wojska, armia od początku stała i stoi po naszej stronie. To nie armia nas oskarżyła, tylko polityczni przełożeni - dodaje Andrzej "Osa" Osiecki, oskarżony żołnierz.
- Za tę tragedię może być odpowiedzialny sprzęt, mogą być odpowiedzialni dowódcy, którzy źle wskazali cele, ale na pewno nie ci żołnierze, którzy wykonywali rozkazy - uważa gen. Sławomir Petelicki, twórca i pierwszy dowódca jednostki specjalnej "Grom".
Ostatnie rozprawy zszokowały. Wszyscy zaskoczeni są odpowiedzią prokuratora, że do dziś nie można było przeprowadzić wizji lokalnej. Prokurator odmawia wywiadu.
- Sąd oznajmił, że po opinii biegłego rozbieżności, co do upadku pocisku sięgają około dwóch kilometrów. Z tych wszystkich powodów przeprowadzić wizji lokalnej się nie da - mówi Piotr Dewiński, obrońca jednego z oskarżonych żołnierzy.
W kwietniu zapowiada się finał rozprawy: czytanie zeznań, mowy końcowe stron.
Czy zostaną w wojsku? Jeden już wybrał się do "cywila".
- Przez te dwa lata przeanalizowałem swoje życie. Po zakończeniu sprawy
chcę pójść różnymi drogami. Zobaczymy jak będzie, na razie jestem żołnierzem - mówi Andrzej "Osa" Osiecki, oskarżony żołnierz.*
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski
abogoryja@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)