Dom przemocy i poniżania?
Przemoc, wulgaryzmy a nawet wydzielanie racji żywnościowych. Tak miało wyglądać życie w Domu Pomocy Społecznej "Betania" w Lublinie - mówią jego pensjonariusze. Starsze, schorowane osoby skarżą się na dyrektora ośrodka i jedną z rehabilitantek. Ich historię potwierdzają pracownicy "Betanii".
- 199 razy zapomniano bądź przeoczono wydać mi śniadania, obiadu, czy to kolacji - mówi pan Bogdan, mieszkaniec Domu Pomocy Społecznej "Betania".
W Domu Pomocy Społecznej "Betania" w Lublinie blisko 140 seniorów spędza jesień swojego życia. Ich zdaniem spokojne dni zakłócał... dyrektor placówki. Również pracownicy domu przyznają, że ich przełożony nie był osobą łagodną.
- Pan dyrektor często zwracał się do nas "dupomyjki", co było ubliżające. Wcale nie kryjemy się, że to należy do naszych czynności. Często mówił do nas, że się zeszmaciłyśmy, bo się spoufalamy z mieszkańcami - mówi Bożena Kielmas, opiekunka w "Betanii".
- Cytowałem wypowiedzi tak określanych pracowników przez mieszkańców, dlatego że ograniczają się tylko do wymycia mieszkańca w okolicach pasa. Wszystkie zarzuty zostały spreparowane przez dwóch mieszkańców, którzy uznali, że należy mnie wyrzucić - broni się Jerzy Chojnowski, były dyrektor "Betanii"
Mieszkańcy i pracownicy ośrodka twierdzą, że sytuacja w domu pogorszyła się 3 lata temu. Wtedy do personelu placówki dołączyła nowa rehabilitantka.
- Nagle widzę jak pani Lila ćwiczy babcie: babulki były bardzo słabe, a ona kazała im biegać i liczyć kroki. To było nic innego, jak tylko maltretowanie i znęcanie się nad niepełnosprawnymi - twierdzi Karol Olender, mieszkaniec "Betani".
- Używała wobec mnie wulgarnych określeń, mówiła że "z gównem rozmawiać nie będzie", że powinienem "całować w dupę pana Chojnowskiego" za to, że tutaj mieszkam - opowiada pan Bogdan, mieszkaniec ośrodka.
- Wydaje mi się, że ona nienawidziła ludzi - dodaje Bożena Kielmas, opiekunka w "Betanii".
Pracownicy domu twierdzą, że wielokrotnie upominali rehabilitantkę. Gdy uwagi były bezskuteczne, z czasem przestali protestować, bo bali się o pracę.
- Część personelu stanęła w obronie mieszkańców, ale każda skarga, jaką składali do dyrektora, spotykała się z odmową. Pani Lilianna była najlepsza, a wszyscy inni źli. Wygląda na to, że związek emocjonalny między panem dyrektorem, a panią Lilianną miał odzwierciedlenie w stosunkach, które panowały w DPS-ie i rzutowały na pracę całego zespołu - twierdzi Krzysztof Studziński, kierownik administracji w "Betanii"
- Fantastycznie bym się czuła, gdyby podeszła do mnie koleżanka, jedna, druga i powiedziała: "jesteś taka lub taka". Znakiem tego pracowałam z gronem tchórzy. Przepraszam koleżanki, jesteście zwykłymi tchórzami - mówi Lilianna H.
Dyrektor i rehabilitantka zaprzeczają informacjom o romansie. Po ich stronie stanęło kilku mieszkańców "Betanii".
- Po pierwsze: dyrektor dba o dom. My nigdy nie jesteśmy głodni, nigdy nie jesteśmy brudni, mamy wszystko i to jest jego zasługa. Pani Lilianna jest profesjonalistką, to nie wszystkim się podoba, bo ona jest zdecydowana - zachwala Danuta Kutnik, mieszkanka "Betanii".
- Nie umiem przemilczeć przechodząc obok, jeżeli pensjonariusz, któremu podaje się posiłek, przepraszam, ale ma ręce brudne w gównie. Jeżeli przychodzi na masaż, czy na rehabilitację, ma pupę umytą, a plecy ma w kale, jeżeli aparat słuchowy leży w szafce niewłączony, w takich sytuacjach muszę mówić głośniej - mówi Lilianna H.
Skargi mieszkańców "Betanii" skontrolował Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Lublinie. Większość z nich potwierdziła się, dlatego prezydent Lublina o sprawie powiadomił prokuraturę. Przedmiotem postępowania będą również finanse domu. Po rozmowie z władzami miasta dyrektor i rehabilitantka zrezygnowali z pracy.
- Pracownicy rozmawiali aż z 23 osobami. 16 osób potwierdziło to, co znajdowało w tych zarzutach, natomiast 7 osób, w tym pan dyrektor te zarzuty odpierały - mówi Antoni Rudnik, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w w Lublinie.
- Podopieczni skarżyli się, że dochodziło niesprawiedliwego porcjowania pożywienia, naruszania cielesności tych osób i ich niegodziwego traktowania - dodaje Katarzyna Mieczkowska-Czerniak, rzeczniczka Urzędu Miasta w Lublinie.*
* skrót materiału
Reporterka: Agnieszka Zalewska
azalewska@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
W Domu Pomocy Społecznej "Betania" w Lublinie blisko 140 seniorów spędza jesień swojego życia. Ich zdaniem spokojne dni zakłócał... dyrektor placówki. Również pracownicy domu przyznają, że ich przełożony nie był osobą łagodną.
- Pan dyrektor często zwracał się do nas "dupomyjki", co było ubliżające. Wcale nie kryjemy się, że to należy do naszych czynności. Często mówił do nas, że się zeszmaciłyśmy, bo się spoufalamy z mieszkańcami - mówi Bożena Kielmas, opiekunka w "Betanii".
- Cytowałem wypowiedzi tak określanych pracowników przez mieszkańców, dlatego że ograniczają się tylko do wymycia mieszkańca w okolicach pasa. Wszystkie zarzuty zostały spreparowane przez dwóch mieszkańców, którzy uznali, że należy mnie wyrzucić - broni się Jerzy Chojnowski, były dyrektor "Betanii"
Mieszkańcy i pracownicy ośrodka twierdzą, że sytuacja w domu pogorszyła się 3 lata temu. Wtedy do personelu placówki dołączyła nowa rehabilitantka.
- Nagle widzę jak pani Lila ćwiczy babcie: babulki były bardzo słabe, a ona kazała im biegać i liczyć kroki. To było nic innego, jak tylko maltretowanie i znęcanie się nad niepełnosprawnymi - twierdzi Karol Olender, mieszkaniec "Betani".
- Używała wobec mnie wulgarnych określeń, mówiła że "z gównem rozmawiać nie będzie", że powinienem "całować w dupę pana Chojnowskiego" za to, że tutaj mieszkam - opowiada pan Bogdan, mieszkaniec ośrodka.
- Wydaje mi się, że ona nienawidziła ludzi - dodaje Bożena Kielmas, opiekunka w "Betanii".
Pracownicy domu twierdzą, że wielokrotnie upominali rehabilitantkę. Gdy uwagi były bezskuteczne, z czasem przestali protestować, bo bali się o pracę.
- Część personelu stanęła w obronie mieszkańców, ale każda skarga, jaką składali do dyrektora, spotykała się z odmową. Pani Lilianna była najlepsza, a wszyscy inni źli. Wygląda na to, że związek emocjonalny między panem dyrektorem, a panią Lilianną miał odzwierciedlenie w stosunkach, które panowały w DPS-ie i rzutowały na pracę całego zespołu - twierdzi Krzysztof Studziński, kierownik administracji w "Betanii"
- Fantastycznie bym się czuła, gdyby podeszła do mnie koleżanka, jedna, druga i powiedziała: "jesteś taka lub taka". Znakiem tego pracowałam z gronem tchórzy. Przepraszam koleżanki, jesteście zwykłymi tchórzami - mówi Lilianna H.
Dyrektor i rehabilitantka zaprzeczają informacjom o romansie. Po ich stronie stanęło kilku mieszkańców "Betanii".
- Po pierwsze: dyrektor dba o dom. My nigdy nie jesteśmy głodni, nigdy nie jesteśmy brudni, mamy wszystko i to jest jego zasługa. Pani Lilianna jest profesjonalistką, to nie wszystkim się podoba, bo ona jest zdecydowana - zachwala Danuta Kutnik, mieszkanka "Betanii".
- Nie umiem przemilczeć przechodząc obok, jeżeli pensjonariusz, któremu podaje się posiłek, przepraszam, ale ma ręce brudne w gównie. Jeżeli przychodzi na masaż, czy na rehabilitację, ma pupę umytą, a plecy ma w kale, jeżeli aparat słuchowy leży w szafce niewłączony, w takich sytuacjach muszę mówić głośniej - mówi Lilianna H.
Skargi mieszkańców "Betanii" skontrolował Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Lublinie. Większość z nich potwierdziła się, dlatego prezydent Lublina o sprawie powiadomił prokuraturę. Przedmiotem postępowania będą również finanse domu. Po rozmowie z władzami miasta dyrektor i rehabilitantka zrezygnowali z pracy.
- Pracownicy rozmawiali aż z 23 osobami. 16 osób potwierdziło to, co znajdowało w tych zarzutach, natomiast 7 osób, w tym pan dyrektor te zarzuty odpierały - mówi Antoni Rudnik, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w w Lublinie.
- Podopieczni skarżyli się, że dochodziło niesprawiedliwego porcjowania pożywienia, naruszania cielesności tych osób i ich niegodziwego traktowania - dodaje Katarzyna Mieczkowska-Czerniak, rzeczniczka Urzędu Miasta w Lublinie.*
* skrót materiału
Reporterka: Agnieszka Zalewska
azalewska@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)