Hodowla koni?

Hodowla koni?

Horror w stadninie koni w Cholewach na Mazowszu. Odwodnione i wychudzone konie zaczęły padać z głodu na oczach obrońców praw zwierząt! Właściciel stada twierdzi, że jest ono w dobrej kondycji. Powiatowy lekarz weterynarii oraz gminni urzędnicy także nie dopatrzyli się powodów do zdecydowanej interwencji!

- To są dla mnie szkielety, a nie konie. One będą z wycieńczenia padały - mówi Petroniusz Frejlich, hodowca koni arabskich z sąsiedniej miejscowości.

Kilka dni temu do naszej redakcji nadszedł alarmujący mail ze wstrząsającymi zdjęciami. Nadawca informował, że w Cholewach koło Błonia w województwie mazowieckim, w jednym z gospodarstw, głodzone są konie. Pojechaliśmy to sprawdzić.

- To jest stajnia dla koni. Pięć boksów po prawej, pięć po lewej. Konie przychodzą tutaj tylko jeść. Ja prowadzę otwarty, stadny wychów, konie przebywają na powietrzu - oprowadzał nas po gospodarstwie właściciel koni.

- A tam w ogóle można wejść? Przecież tam gnój nie był wybierany od kilku lat. Konie chyba skaczą przez to, jak jeszcze siłę mają - mówi Mariola Wituska, mieszkanka miejscowości Cholewy.

- Nie mogę powiedzieć, że te konie są w dobrych warunkach, natomiast nie mogę też powiedzieć, że konie kwalifikują się do natychmiastowego zabrania właścicielowi z powodu zagrożenia życia - informuje Maciej Wierzchom z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Ożarowie Mazowieckim.

- Ja powiadamiam lekarza weterynarii, że tu leży w błocie klacz i nic się nie dzieje! W ogóle! - mówi Petroniusz Frejlich, hodowca koni arabskich z sąsiedniej miejscowości.

Wycieńczona klacz musiała zostać uśpiona.

Problem kontrowersyjnej hodowli i jego właściciela dobrze znany jest w gminie. Wie o tym również powiatowy lekarz weterynarii. Wydaje się jednak, że temat nie jest zbyt wygodny dla miejscowych urzędników, bo żaden nie zdecydował się udzielić nam komentarza.

Kilkadziesiąt lat temu hodowla w Cholewach była jedną z bardziej znanych i cenionych hodowli koni czystej krwi arabskiej. Te czasy wspomina była żona obecnego właściciela koni.

- Włożyłam w te konie wiele serca i zostałam ich pozbawiona podstępem. Mój były mąż powinien być leczony psychiatrycznie - powiedziała nam kobieta.

Wracamy do Urzędu. W końcu udało się przekonać urzędnika, żeby wypowiedział się do kamery.

- Zwierzęta są chude, zaniedbane, nie ma co zaprzeczać. Tam jest źle, ale nie na tyle, by lekarz weterynarii zwrócił się z wnioskiem o wydanie przez burmistrza decyzji o czasowym odbiorze koni - uważa Alfred Sobczak z Urzędu Miasta i Gminy w Błonie.

Przeciwko właścicielowi hodowli toczyły się już dawniej sprawy sądowe. Karany był grzywnami. Pod koniec kwietnia tego roku sąd w Grodzisku Mazowieckim uniewinnił hodowcę. Uzasadnienia nie ma. Urząd czeka, powiatowy lekarz weterynarii także. Twierdzą, że oni dopełnili swoich obowiązków. Zaalarmowane Pogotowie dla Zwierząt z Trzcianki postanowiło jednak działać.

- Pojechaliśmy tam nie tylko na oględziny tych zwierząt, ale po to, żeby je odebrać w razie, gdyby nasze przypuszczenia się potwierdziły. Na miejscu okazało się, że jedna z klaczy się źrebi, a właściciel nic o tym nie wie. Jeden z koni był w stanie krytycznym. Reanimacja trwała ponad dwie godziny. Niestety musieliśmy konia uśpić - relacjonuje Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt w Trzciance.

13 koni w najgorszym stanie zostało zabranych. Zostało 6. Hodowca dalej utrzymuje, że odebrane mu zwierzęta nie były w złym stanie.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)