"Interes życia"
Policjant Andrzej M. kupił gospodarstwo na 20-arowej działce, 4 hektary ziemi oraz pół hektara lasu pod Zamościem za 16 tysięcy złotych. Ojcowiznę sprzedał mu ciężko schorowany mężczyzna, który, jak sprawdziliśmy, nie do końca zdaje sobie sprawę z wartości pieniędzy... Prokuratura sprawę umorzyła.
- To jest zwykłe oszustwo, wykorzystanie chorego człowieka - twierdzi Maria Artymiak, siostra pana Lucjana.
- Nie zależnie od tego z jakim pokrzywdzeniem mamy tutaj do czynienia, pamiętajmy, że jest to pokrzywdzenie dokonane przez funkcjonariusza policji - mówi Piotr Kaszewiak, adwokat, który pomaga panu Lucjanowi.
Lucjan Lisiewicz ma 61 lat. Pięć lat temu przeszedł operację krwiaka śródczaszkowego, a rok później rozległy udar. Od tego czasu nie jest w pełni sprawny. Życie schorowanego mężczyzny zmieniło się dwa lata temu, gdy na jego drodze stanął Andrzej M. - policjant który chciał kupić ziemię koło Zamościa.
- Siedział Lisiewicz na ławeczce i przy nim sąsiad Chlebański Stanisław. Podszedł do nich właśnie pan M. i spytał czy ma pole do sprzedania - wspomina Zofia Szyszka, sąsiadka pana Lucjana.
- Ja mu powiedziałem: że czepił się niepełnoprawnego, że chce wykorzystać moment, a ja sprzedawałem pole i wiem jaka cena - dodaje Stanisław Chlebański, sąsiad pana Lucjana.
Transakcja doszła do skutku. Pan Lucjan w czerwcu 2009 roku sprzedał Andrzejowi M. cztery i pół hektara lasu, a trzy miesiące później - resztę gospodarstwa.
- Sprzedał gospodarstwo na 20-arowej działce za 8 tysięcy złotych i 4 hektary pola ornego oraz pół hektara lasu też za 8 tysięcy - mówi Maria Artymiak, siostra pana Lucjana.
- Ja go w ogóle nie znam. Przyjechał czort go wie skąd. Nic nie kazał mówić moim bliskim - opowiada pan Lucjan.
- Nawet gdyby posłużyć się dobrą wolą, to należałoby zakładać, że jest to nieruchomość warta około 100 tysięcy złotych - ocenia Piotr Kaszewiak, adwokat, który pomaga panu Lucjanowi.
Sprawa wyszła na jaw pół roku później. Przypadkiem - gdy okazało się, że w księgach wieczystych figuruje nie pan Lucjan, ale Andrzej M. Zgodnie z aktami notarialnymi pan Lucjan miał otrzymać zapłatę za ojcowiznę w ratach. Ile dokładnie otrzymał, tego sam nie wie. Bo, jak sprawdziliśmy, starszy mężczyzna nie do końca zdaje sobie sprawę z wartości pieniędzy.
Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Biłgoraju. Po trzech miesiącach śledztwo jednak umorzyła.
- Sam fakt wynegocjowania niskiej, nawet bardzo niskiej ceny nie jest elementem przestępstwa. By doszło do przestępstwa musi być jakieś oszustwo, podstęp lub wprowadzenie w błąd tego sprzedającego. Takich elementów prokurator nie znalazł - wyjaśnia Romuald Sitarz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
Próbowaliśmy porozmawiać z nowym właścicielem majątku pana Lucjana. Andrzej M. nie zgodził się jednak na rozmowę przed kamerą.
- Ja mogę to oddać za te pieniądze, które zapłaciłem. Nie ma problemu, jeżeli on czuje się oszukany - zapewnił policjant.
Razem z siostrą pana Lucjana postanowiliśmy sprawdzić dobre chęci Andrzeja M. W rozmowie telefonicznej z nią mężczyzna nie był już tak skory do negocjacji:
Andrzej M.: Nasyła pani jakieś telewizje, przychodzi na komendę...
Pani Maria: Ja pana pytam czy decyduje się pan z powrotem oddać to?
Andrzej M.: Nie będziemy przez telefon rozmawiać.
- Ja w każdej chwili mogę się dzisiaj spotkać z nim i rozmawiać. Idziemy do notariusza i zwracamy pieniądze. Ja nie widzę w tym problemu, ale to tak właśnie wygląda - mówi Maria Artymiak, siostra pana Lucjana.
- Mundur zobowiązuje, jestem przekonany, że z czysto moralnego punktu widzenia funkcjonariusz policji nie powinien wikłać się w tego typu, podejrzane transakcje - ocenia Piotr Kaszewiak, adwokat, który pomaga panu Lucjanowi.*
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz
ibrachacz@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
- Nie zależnie od tego z jakim pokrzywdzeniem mamy tutaj do czynienia, pamiętajmy, że jest to pokrzywdzenie dokonane przez funkcjonariusza policji - mówi Piotr Kaszewiak, adwokat, który pomaga panu Lucjanowi.
Lucjan Lisiewicz ma 61 lat. Pięć lat temu przeszedł operację krwiaka śródczaszkowego, a rok później rozległy udar. Od tego czasu nie jest w pełni sprawny. Życie schorowanego mężczyzny zmieniło się dwa lata temu, gdy na jego drodze stanął Andrzej M. - policjant który chciał kupić ziemię koło Zamościa.
- Siedział Lisiewicz na ławeczce i przy nim sąsiad Chlebański Stanisław. Podszedł do nich właśnie pan M. i spytał czy ma pole do sprzedania - wspomina Zofia Szyszka, sąsiadka pana Lucjana.
- Ja mu powiedziałem: że czepił się niepełnoprawnego, że chce wykorzystać moment, a ja sprzedawałem pole i wiem jaka cena - dodaje Stanisław Chlebański, sąsiad pana Lucjana.
Transakcja doszła do skutku. Pan Lucjan w czerwcu 2009 roku sprzedał Andrzejowi M. cztery i pół hektara lasu, a trzy miesiące później - resztę gospodarstwa.
- Sprzedał gospodarstwo na 20-arowej działce za 8 tysięcy złotych i 4 hektary pola ornego oraz pół hektara lasu też za 8 tysięcy - mówi Maria Artymiak, siostra pana Lucjana.
- Ja go w ogóle nie znam. Przyjechał czort go wie skąd. Nic nie kazał mówić moim bliskim - opowiada pan Lucjan.
- Nawet gdyby posłużyć się dobrą wolą, to należałoby zakładać, że jest to nieruchomość warta około 100 tysięcy złotych - ocenia Piotr Kaszewiak, adwokat, który pomaga panu Lucjanowi.
Sprawa wyszła na jaw pół roku później. Przypadkiem - gdy okazało się, że w księgach wieczystych figuruje nie pan Lucjan, ale Andrzej M. Zgodnie z aktami notarialnymi pan Lucjan miał otrzymać zapłatę za ojcowiznę w ratach. Ile dokładnie otrzymał, tego sam nie wie. Bo, jak sprawdziliśmy, starszy mężczyzna nie do końca zdaje sobie sprawę z wartości pieniędzy.
Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Biłgoraju. Po trzech miesiącach śledztwo jednak umorzyła.
- Sam fakt wynegocjowania niskiej, nawet bardzo niskiej ceny nie jest elementem przestępstwa. By doszło do przestępstwa musi być jakieś oszustwo, podstęp lub wprowadzenie w błąd tego sprzedającego. Takich elementów prokurator nie znalazł - wyjaśnia Romuald Sitarz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
Próbowaliśmy porozmawiać z nowym właścicielem majątku pana Lucjana. Andrzej M. nie zgodził się jednak na rozmowę przed kamerą.
- Ja mogę to oddać za te pieniądze, które zapłaciłem. Nie ma problemu, jeżeli on czuje się oszukany - zapewnił policjant.
Razem z siostrą pana Lucjana postanowiliśmy sprawdzić dobre chęci Andrzeja M. W rozmowie telefonicznej z nią mężczyzna nie był już tak skory do negocjacji:
Andrzej M.: Nasyła pani jakieś telewizje, przychodzi na komendę...
Pani Maria: Ja pana pytam czy decyduje się pan z powrotem oddać to?
Andrzej M.: Nie będziemy przez telefon rozmawiać.
- Ja w każdej chwili mogę się dzisiaj spotkać z nim i rozmawiać. Idziemy do notariusza i zwracamy pieniądze. Ja nie widzę w tym problemu, ale to tak właśnie wygląda - mówi Maria Artymiak, siostra pana Lucjana.
- Mundur zobowiązuje, jestem przekonany, że z czysto moralnego punktu widzenia funkcjonariusz policji nie powinien wikłać się w tego typu, podejrzane transakcje - ocenia Piotr Kaszewiak, adwokat, który pomaga panu Lucjanowi.*
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz
ibrachacz@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)