Jej dzieci mogły żyć
Matka oskarża lekarzy o śmierć bliźniaków. Ciąża Sylwii Malinowskiej z Działdowa była zagrożona i wymagała intensywnego monitoringu. Kobieta trafiła do szpitala w 34. tygodniu ciąży. Ból był tak silny, że nie mogła chodzić i siedzieć. Mimo to, lekarze nie decydowali się na cesarskie cięcie. Po sześciu dniach serca Piotra i Pawła przestały bić.
Pani Sylwia i pan Jarek Malinowscy z Działdowa są małżeństwem od sześciu lat. Po wielu trudnościach doczekali się wspaniałego synka. Dwuletni Miłosz miał braci bliźniaków, którzy niestety zmarli w trakcie porodu pięć lat temu. Pani Sylwia jest przekonana, że zawinili lekarze.
- Ewidentnie przyczyną śmierci płodów był zespół przetoczeniowy związany z bliźniakami jednojajowymi. Nie ukrywam, że takie ryzyko rośnie w okresie okołoporodowym, jest to jednym z czynników będących wskazaniem do zakończenia ciąży cięciem cesarskim - mówi Grzegorz Południewski, ginekolog niezwiązany ze sprawą.
- Monitoring dzieci był słaby, bo KTG nie potwierdza dobrostanu płodów i nie wyklucza niedotlenienia - dodaje pani Sylwia.
Przypomnijmy: w 34. tygodniu ciąży pani Sylwia trafiła do szpitala w Działdowie. Wszystko wskazywało na to, że niedługo będzie rodzić. Kobieta twierdzi, że mimo to lekarze chcieli, by rodziła za dwa tygodnie. Szóstego dnia pobytu w szpitalu podczas badania KTG nie usłyszała już tętna swoich dzieci.
- Dziś wiem, dlaczego mnie bolały te biodra, moje dzieci chciały się urodzić. Chciały przyjść na ten nędzny świat, ale nikt ich tu nie przyjął, nikt nie pomógł im się urodzić - rozpaczała pani Sylwia.
Pani Sylwia codziennie zadaje sobie pytanie: na co czekali lekarze? Przecież ciąże bliźniacze prawie zawsze kończą się przed upływem dziewięciu miesięcy. Pobyt w szpitalu wspomina jak najgorszy koszmar.
Sylwia Malinowska oskarża ordynatora oddziału, na którym leżała o nieudzielenie pomocy jej dzieciom. Lekarz nie zgodził się na komentarz w tej sprawie.
- Zostałam upoważniona przez ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego do przekazania jego informacji. Otóż on uważa, że nie zostało zaniechane żadne działanie, że nie ma obecnie metod diagnostycznych, które umożliwiłyby przewidzenie zdarzenia, do którego doszło - tak w styczniu 2007 roku mówiła Elżbieta Leżuchowska, dyrektor szpitala w Działdowie.
Minęło pięć lat od tych tragicznych wydarzeń. W międzyczasie lekarz - ordynator zmienił miejsce pracy i wciąż odmawia komentarza w sprawie.
- Nie rozmawiam o sprawie pani Sylwii Malinowskiej. Mam dosyć tych pomówień i zniesławień. Pani Malinowska jeździ za mną, nie wiadomo dlaczego. To, że byłem ordynatorem oddziału jeszcze o niczym nie świadczy - mówi były ordynator szpitala w Działdowie.
Śledztwo w sprawie śmierci dzieci pani Sylwii prowadzi Prokuratura Rejonowa w Ostródzie. Opinie biegłych są jasne: lekarze źle się opiekowali rodzącą, nie wysłali pacjentki do szpitala specjalistycznego i nie podjęli decyzji o cięciu cesarskim, które mogło uratować chłopców. Co na to prokuratura? Umarza śledztwo.
- Uzyskałem opinię od prowadzącego postępowanie. Nie w pełni dawała ona podstawy do przedstawienia komukolwiek zarzutów, a jednocześnie nie dawała jednoznacznej podstawy do umorzenia postępowania. Ta opinia budziła szereg wątpliwości, których nie należy tłumaczyć na niekorzyść poszkodowanych, dlatego postępowanie zostało umorzone - mówi Zdzisław Łukasiak z Prokuratury Rejonowej w Ostródzie.
- Sąd uchylił tę decyzję. Uznał, że umorzenie postępowania było przedwczesne, że nie było do tego wystarczających podstaw - informuje Tadeusz Witkowski, prezes Sądu Rejonowego w Działdowie.
Prokuratura powołała kolejnych biegłych. Błędu w sztuce lekarskiej nie doszukał się również Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Olsztynie. Wiadomo, co było przyczyną tragedii, znany jest sposób na jej uniknięcie, ale brakuje winnych. Pewny jest również fakt, że pani Sylwia mogła być dzisiaj szczęśliwą mamą Piotra i Pawła.
- Dziś moje dziecko zamiast mieć braci, ma tylko psa. Z dokumentacji wynika, że zawiodła opieka, że to ludzie ludziom zgotowali ten los - podsumowuje pani Sylwia.*
* skrót materiału
Reporterki: Agnieszka Zalewska, Milena Sławińska
zalewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
- Ewidentnie przyczyną śmierci płodów był zespół przetoczeniowy związany z bliźniakami jednojajowymi. Nie ukrywam, że takie ryzyko rośnie w okresie okołoporodowym, jest to jednym z czynników będących wskazaniem do zakończenia ciąży cięciem cesarskim - mówi Grzegorz Południewski, ginekolog niezwiązany ze sprawą.
- Monitoring dzieci był słaby, bo KTG nie potwierdza dobrostanu płodów i nie wyklucza niedotlenienia - dodaje pani Sylwia.
Przypomnijmy: w 34. tygodniu ciąży pani Sylwia trafiła do szpitala w Działdowie. Wszystko wskazywało na to, że niedługo będzie rodzić. Kobieta twierdzi, że mimo to lekarze chcieli, by rodziła za dwa tygodnie. Szóstego dnia pobytu w szpitalu podczas badania KTG nie usłyszała już tętna swoich dzieci.
- Dziś wiem, dlaczego mnie bolały te biodra, moje dzieci chciały się urodzić. Chciały przyjść na ten nędzny świat, ale nikt ich tu nie przyjął, nikt nie pomógł im się urodzić - rozpaczała pani Sylwia.
Pani Sylwia codziennie zadaje sobie pytanie: na co czekali lekarze? Przecież ciąże bliźniacze prawie zawsze kończą się przed upływem dziewięciu miesięcy. Pobyt w szpitalu wspomina jak najgorszy koszmar.
Sylwia Malinowska oskarża ordynatora oddziału, na którym leżała o nieudzielenie pomocy jej dzieciom. Lekarz nie zgodził się na komentarz w tej sprawie.
- Zostałam upoważniona przez ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego do przekazania jego informacji. Otóż on uważa, że nie zostało zaniechane żadne działanie, że nie ma obecnie metod diagnostycznych, które umożliwiłyby przewidzenie zdarzenia, do którego doszło - tak w styczniu 2007 roku mówiła Elżbieta Leżuchowska, dyrektor szpitala w Działdowie.
Minęło pięć lat od tych tragicznych wydarzeń. W międzyczasie lekarz - ordynator zmienił miejsce pracy i wciąż odmawia komentarza w sprawie.
- Nie rozmawiam o sprawie pani Sylwii Malinowskiej. Mam dosyć tych pomówień i zniesławień. Pani Malinowska jeździ za mną, nie wiadomo dlaczego. To, że byłem ordynatorem oddziału jeszcze o niczym nie świadczy - mówi były ordynator szpitala w Działdowie.
Śledztwo w sprawie śmierci dzieci pani Sylwii prowadzi Prokuratura Rejonowa w Ostródzie. Opinie biegłych są jasne: lekarze źle się opiekowali rodzącą, nie wysłali pacjentki do szpitala specjalistycznego i nie podjęli decyzji o cięciu cesarskim, które mogło uratować chłopców. Co na to prokuratura? Umarza śledztwo.
- Uzyskałem opinię od prowadzącego postępowanie. Nie w pełni dawała ona podstawy do przedstawienia komukolwiek zarzutów, a jednocześnie nie dawała jednoznacznej podstawy do umorzenia postępowania. Ta opinia budziła szereg wątpliwości, których nie należy tłumaczyć na niekorzyść poszkodowanych, dlatego postępowanie zostało umorzone - mówi Zdzisław Łukasiak z Prokuratury Rejonowej w Ostródzie.
- Sąd uchylił tę decyzję. Uznał, że umorzenie postępowania było przedwczesne, że nie było do tego wystarczających podstaw - informuje Tadeusz Witkowski, prezes Sądu Rejonowego w Działdowie.
Prokuratura powołała kolejnych biegłych. Błędu w sztuce lekarskiej nie doszukał się również Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Olsztynie. Wiadomo, co było przyczyną tragedii, znany jest sposób na jej uniknięcie, ale brakuje winnych. Pewny jest również fakt, że pani Sylwia mogła być dzisiaj szczęśliwą mamą Piotra i Pawła.
- Dziś moje dziecko zamiast mieć braci, ma tylko psa. Z dokumentacji wynika, że zawiodła opieka, że to ludzie ludziom zgotowali ten los - podsumowuje pani Sylwia.*
* skrót materiału
Reporterki: Agnieszka Zalewska, Milena Sławińska
zalewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)