Melina, pożar... śmierć

Melina, pożar... śmierć

Dwie osoby zginęły na miejscu, a jedna zmarła w szpitalu - to tragiczny bilans pożaru w jednym w mieszkań w Radomiu. Zbigniew R. urządził w nim melinę. Mieszkańcy bloku protestowali, ale nikt problemu nie traktował poważnie. Dwie z ofiar to sąsiadki kłopotliwego lokatora.

Pożar wybuchł w sobotę 12 marca w mieszkaniu Zbigniewa R. na pierwszym piętrze jednego z radomskich bloków. Ogień dostrzeżono tuż przed godziną piątą rano.

- Próbowałem uciec na klatkę, ale dym mnie cofnął z powrotem. Otworzyłem okno i łapałem powietrze - opowiada jeden z mieszkańców bloku.

- Tuż przy drzwiach tego mieszkania leżał mężczyzna. Był nieprzytomny, miał silne poparzenia na ciele - informuje Katarzyna Kucharska z policji w Radomiu.

- W budynku strażacy odnaleźli jeszcze dwie poszkodowane kobiety - dodaje Łukasz Szymański, rzecznik radomskiej straży pożarnej.

Barbara Zawiślak miała 72 lata. Mieszkała na drugim piętrze, bezpośrednio nad płonącym mieszkaniem Zbigniewa R. Wszyscy mówią, że przeżyłaby pożar, gdyby ratowała się sama. Pani Barbara postanowiła jednak ostrzec przed ogniem sąsiadów.

- Ona ubrała się, wzięła dokumenty, pieniądze, otworzyła kratę i zaczęła walić do drzwi sąsiadów - mówi Grażyna Cichocka, córka zmarłej Barbary Zawiślak.

Ale pani Barbara to nie jedyna ofiara pożaru. Jej sąsiadka z góry zatruła się czadem we własnym mieszkaniu. Również bezdomny mężczyzna, który prawdopodobnie zaprószył ogień, nie miał większych szans na przeżycie.

- Najsmutniejsze jest to, że administracja o wszystkim wiedziała i pomimo tego dopuściła do tej tragedii - mówi córka jednej z ofiar pożaru.

Czterdziestokilkuletni Zbigniew R., właściciel mieszkania, w którym wybuchł pożar, nie pokazuje się teraz nikomu na oczy. Mieszkańcy bloku mówią, że z mieszkania zrobił melinę. Ludzie protestowali, jednak słyszeli w spółdzielni, że Zbigniew jest właścicielem lokalu, więc nie można go wyrzucić. Mimo, że od dziesięciu lat nie płacił czynszu.

- Stoczył się, zaczął kraść, wynosić wszystko z domu, siostrę wygonił - opowiada Agnieszka Mikunda, mieszkanka bloku.

- Bez przerwy był pijany. Zaczepiał, żeby mu dać na piwko. Nie widziałem tak zdegenerowanego osobnika w swoim życiu - mówi sąsiad Zbigniewa R.

- Podejrzewam, że tego nieszczęścia dałoby się uniknąć. Można było np. wydać nakaz opuszczenia mieszkania, można było znaleźć jakieś mieszkanie w bloku socjalnym, gdzie jest większy dozór policyjny i tego człowieka eksmitować - mówi Włodzimierz Wolski, dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu.

Teraz eksmisja może dojdzie już do skutku. Zaległości czynszowe Zbigniewa R. sięgają już prawie 30 tysięcy złotych. Radomska Spółdzielnia Mieszkaniowa od dwóch lat stara się przejąć jego mieszkanie.

- Odbyła się już jedna licytacja, ale nie przyniosła skutku. Tuż przed pożarem zgłosiliśmy, drugą licytację. Jeżeli ona też nie dojdzie do skutku, przejmiemy ten lokal zgodnie z prawem - informuje Marek Pytlarz, prezes Radomskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.

- Spółdzielnia wybrała najbardziej skomplikowaną, najdroższą ścieżkę. Mnie się wydaje, że prostszą sprawą byłoby zastosowane przepisów Kodeksu Karnego - mówi Włodzimierz Wolski, dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu.*

* skrót materiału

Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)