Niania czy potwór?
Szarpanina, krzyki, wulgaryzmy i płacz - tak miała wyglądać opieka niani nad dzieckiem pani Moniki. Zaniepokojona reakcją syna na opiekunkę, kobieta umieściła w swoim mieszkaniu kamery. Nagrania okazały się przerażające, a sprawa trafiła do sądu.
Pani Monika mieszka w Oświęcimiu. Kiedy urodził jej się syn, była najszczęśliwszą osobą na świecie. Przez rok samotnie opiekowała się małym, nie odstępując go nawet na krok. Potem musiała wrócić do pracy. Życie zmusiło ją więc do wynajęcia niani.
- Ewelinę znalazłam po jej ogłoszeniu. Oferowała się jako korepetytorka języka polskiego, pomoc domowa i właśnie opiekunka do dzieci. Wydawała się sympatyczna, fajnie mówiła do syna, fajnie się przy nim zachowywała. Dobre wrażenie robiła przez pierwszy tydzień, półtora. Później zaczęło się robić nieciekawie - opowiada pani Monika, która twierdzi, że opiekunka znęcała się nad jej synem.
Opiekę nad 14 miesięcznym synkiem, pani Monika powierzyła pani Ewelinie, 24-letniej studentce polonistyki. Dziewczyna zajmowała się dzieckiem od poniedziałku do piątku.
- Kiedy przychodziła, mały wpadał w płacz, było go w całym bloku słychać. To był paniczny krzyk dziecka, jakby poparzył się wrzątkiem. Później zauważyłam na jego ciele zaczerwienia i siniaki - mówi pani Monika.
Aby sprawdzić jak wygląda praca opiekunki, pani Monika zamontowała w domu ukrytą kamerę. Urządzenie nagrywało to, co działo się w kuchni i przedpokoju. Kiedy pani Monika obejrzała nagranie, wszystko stało się przerażająco jasne.
- Do samego końca miałam nadzieję, że nic złego się nie wydarzyło. Niestety, przekroczyło to moje najśmielsze wyobrażenia. Zobaczyłam, jak ona go ciągnie po dywanie, potem w powietrzu nim targa. Kolejna scena dramatu: synek upada i słychać tylko "k...a", złości się dlatego, że upadł. Jeszcze innym razem wydziera się, bo dziecko zapłakało. Kiedy to wszystko zobaczyłam, to klęknęłam przed dzieckiem i je przepraszałam - opowiada pani Monika.
- Nie wiemy, co się działo w inne dni. Może tego dnia miała lepszy humor i lepiej go traktowała? - zastanawia się pani Joanna, siostra pani Moniki.
Matka dziecka zwolniła Ewelinę już następnego dnia. Z nagraniami poszła też na policję i do prokuratury. Podczas przesłuchania dziewczyna przyznała się do winy i stwierdziła, że chce dobrowolnie poddać się karze. Później jednak zmieniła zdanie. Dziś utrzymuje, że jest niewinna.
- Usłyszałam później przez telefon rozmowę siostry z nianią, że przecież nie rzucała dzieckiem o ścianę codziennie. To znaczy, co drugi dzień jest dozwolone? Nie rozumiem - mówi pani Joanna.
- Po tym jak ją wyrzuciłam z domu, odbyłyśmy jeszcze dwie rozmowy telefoniczne. Prosiła, żebyśmy się po ludzku dogadały, żebym nie zakładała sprawy w sądzie - dodaje pani Monika.
Pod koniec września prokuratura skierowała przeciwko pani Ewelinie akt oskarżenia. Proces nie ruszył jednak przez prawie pół roku. Okazało się bowiem, że... była niania jest w ciąży. Na sali rozpraw pojawiła się więc już po porodzie. Ewelina P. odmówiła składania wyjaśnień. Jak twierdzi, cała sprawa to tragiczne nieporozumienie. Jednak podobnych historii w Polsce zdarza się coraz więcej. W internecie wciąż pojawiają się kolejne nagrania.
- Dzieci były uderzane, a także na siłę usypiane w sposób, który jest patologiczny - opowiada o nagraniach z internetu Maria Rotkiel, psycholog.
Wyrok w sprawie Eweliny P. zapadnie prawdopodobnie jeszcze przed wakacjami. Nie wiadomo jednak, jakiej kary będzie domagała się dla niej prokuratura. Zgodnie z prawem grozi jej do 5 lat więzienia. Jeśli jednak zostanie uniewinniona, niebawem będzie mogła rozpocząć pracę na przykład jako nauczycielka.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
- Ewelinę znalazłam po jej ogłoszeniu. Oferowała się jako korepetytorka języka polskiego, pomoc domowa i właśnie opiekunka do dzieci. Wydawała się sympatyczna, fajnie mówiła do syna, fajnie się przy nim zachowywała. Dobre wrażenie robiła przez pierwszy tydzień, półtora. Później zaczęło się robić nieciekawie - opowiada pani Monika, która twierdzi, że opiekunka znęcała się nad jej synem.
Opiekę nad 14 miesięcznym synkiem, pani Monika powierzyła pani Ewelinie, 24-letniej studentce polonistyki. Dziewczyna zajmowała się dzieckiem od poniedziałku do piątku.
- Kiedy przychodziła, mały wpadał w płacz, było go w całym bloku słychać. To był paniczny krzyk dziecka, jakby poparzył się wrzątkiem. Później zauważyłam na jego ciele zaczerwienia i siniaki - mówi pani Monika.
Aby sprawdzić jak wygląda praca opiekunki, pani Monika zamontowała w domu ukrytą kamerę. Urządzenie nagrywało to, co działo się w kuchni i przedpokoju. Kiedy pani Monika obejrzała nagranie, wszystko stało się przerażająco jasne.
- Do samego końca miałam nadzieję, że nic złego się nie wydarzyło. Niestety, przekroczyło to moje najśmielsze wyobrażenia. Zobaczyłam, jak ona go ciągnie po dywanie, potem w powietrzu nim targa. Kolejna scena dramatu: synek upada i słychać tylko "k...a", złości się dlatego, że upadł. Jeszcze innym razem wydziera się, bo dziecko zapłakało. Kiedy to wszystko zobaczyłam, to klęknęłam przed dzieckiem i je przepraszałam - opowiada pani Monika.
- Nie wiemy, co się działo w inne dni. Może tego dnia miała lepszy humor i lepiej go traktowała? - zastanawia się pani Joanna, siostra pani Moniki.
Matka dziecka zwolniła Ewelinę już następnego dnia. Z nagraniami poszła też na policję i do prokuratury. Podczas przesłuchania dziewczyna przyznała się do winy i stwierdziła, że chce dobrowolnie poddać się karze. Później jednak zmieniła zdanie. Dziś utrzymuje, że jest niewinna.
- Usłyszałam później przez telefon rozmowę siostry z nianią, że przecież nie rzucała dzieckiem o ścianę codziennie. To znaczy, co drugi dzień jest dozwolone? Nie rozumiem - mówi pani Joanna.
- Po tym jak ją wyrzuciłam z domu, odbyłyśmy jeszcze dwie rozmowy telefoniczne. Prosiła, żebyśmy się po ludzku dogadały, żebym nie zakładała sprawy w sądzie - dodaje pani Monika.
Pod koniec września prokuratura skierowała przeciwko pani Ewelinie akt oskarżenia. Proces nie ruszył jednak przez prawie pół roku. Okazało się bowiem, że... była niania jest w ciąży. Na sali rozpraw pojawiła się więc już po porodzie. Ewelina P. odmówiła składania wyjaśnień. Jak twierdzi, cała sprawa to tragiczne nieporozumienie. Jednak podobnych historii w Polsce zdarza się coraz więcej. W internecie wciąż pojawiają się kolejne nagrania.
- Dzieci były uderzane, a także na siłę usypiane w sposób, który jest patologiczny - opowiada o nagraniach z internetu Maria Rotkiel, psycholog.
Wyrok w sprawie Eweliny P. zapadnie prawdopodobnie jeszcze przed wakacjami. Nie wiadomo jednak, jakiej kary będzie domagała się dla niej prokuratura. Zgodnie z prawem grozi jej do 5 lat więzienia. Jeśli jednak zostanie uniewinniona, niebawem będzie mogła rozpocząć pracę na przykład jako nauczycielka.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)