Pijacka szarża na koniu

Pijacka szarża na koniu

Zabity koń, zniszczone auto i brak odszkodowania. Michał Gębka ze Złotopola niedaleko Włocławka uderzył samochodem w leżącego na jezdni konia. Wcześniej zwierzę potrącił inny kierowca. Policja winą za wypadek obarczyła jeźdźca, który po pijanemu dosiadał konia. Teraz pan Michał domaga się odszkodowania za zniszczone auto. Sprawa się przeciąga, bo jeździec zapadł się po ziemię.

Pan Michał nigdy nie zapomni tego, co wydarzyło się trzy lata temu. Osiemnastego października około godziny dziewiętnastej wracał swoim samochodem z pracy do domu. Na zakręcie nagle poczuł uderzenie w samochód.

- Było dosyć ciemno. Wyjeżdżając z łuku nagle zobaczyłem, że przed samochodem leży coś na jezdni. Zacząłem gwałtownie hamować, ale to był ułamek sekundy i uderzenie. Gdy się ocknąłem, samochód leżał na dachu - wspomina Michał Gębka.

Kilkanaście minut później pan Michał wydostał się z samochodu. Okazało się, że jadący przed nim mężczyzna zderzył się z jeźdźcem na koniu. Pan Michał uderzył w umierające na jezdni zwierzę.

Koń wypadku nie przeżył, a dwa samochody, w tym auto pana Michała, zostały doszczętnie zniszczone. Co więcej, jeździec - Zbigniew J. był nietrzeźwy. Policja rozpoczęła dochodzenie. W toku sprawy okazało się, że Zbigniew J. nie mieszka w miejscowości, gdzie wydarzył się wypadek, a jedynie wynajął konia z gospodarstwa agroturystycznego.

- Prokurator wydał decyzję o umorzeniu postępowania w tej sprawie. Czyn ten nie jest przestępstwem, a wykroczeniem - informuje Leszek Goździewski z policji w Ciechanowie.

Pan Michał wierzył głęboko, że Zbigniew J. zostanie ukarany. Sprawa przeciągała się prawie dwa lata i, ku zaskoczeniu pana Michała, mężczyzna dostał jedynie grzywnę 400 złotych.

- Czterysta złotych można dostać za przejechanie na przejściu dla pieszych albo na czerwonym świetle. On nie dosyć, że sam był poszkodowany, to zabił konia, który był wart kilka tysięcy złotych, a do tego zniszczył dwa samochody - mówi Michał Gębka.

Pomimo tak małej grzywny, pan Michał wierzył, że przynajmniej za zniszczony samochód otrzyma odszkodowanie z ubezpieczenia gospodarstwa agroturystycznego . I tu niestety zaczęły się problemy.

- Dostałem z policji informację, że gospodarstwo jest ubezpieczone i z tego mam domagać się odszkodowania. Według prawa ten, kto chowa zwierzę lub nim się posługuje, jest za nie odpowiedzialny. Tutaj odpowiedzialnością można obarczyć zarówno osobę, która prowadzi gospodarstwo agroturystyczne jak i jeźdźca - mówi pan Michał.

Towarzystwo Ubezpieczeniowe odmawia wypłaty, jako główny powód podaje to, że Zbigniew J. był pod wpływem alkoholu. Przez kilka dni próbowaliśmy umówić się na spotkanie z przedstawicielem ubezpieczyciela.

- Ja nie mogę komentować konkretnych zdarzeń ze względu na ustawę o ubezpieczeniach. Pozostawię pisemną odpowiedź spółki - powiedział przedstawiciel towarzystwa ubezpieczeniowego.

Odpowiedzi nie dostaliśmy. Panu Michałowi pozostaje jedynie walczyć w sądzie ze Zbigniewem J. Prawnie jest to możliwe, ale najpierw trzeba ustalić, gdzie on mieszka. My ustaliliśmy, że pod adresem wskazywanym przez Zbigniewa J., jako miejsce zamieszkania, mężczyzna nie mieszka.

- On tu nie mieszka. Ja go zameldowałam na chwilę, bo dom sprzedał - usłyszeliśmy od kobiety, która mieszka pod wskazanym przez Zbigniewa J. adresem.*

* skrót materiału

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk

e-mail

(Telewizja Polsat)