Po 18 latach wyrzucają ich z Polski
Po 18 latach szczęśliwego życia pochodząca z Armenii rodzina musi opuścić Polskę. Kłopoty państwa Isaghulyan zaczęły się, gdy skradziono ich firmowy samochód z towarem. Firma podupadła finansowo, co zauważyli urzędnicy. Wojewoda Wielkopolski uznał, że przedsiębiorstwo nie przynosi korzyści polskiej gospodarce i nakazał rodzinie opuścić kraj.
Od ponad roku rodzina żyje w potwornym strachu i stresie. Przyjechali 18 lat temu do Polski z Armenii. Osiedlili się w małej miejscowości Babiak niedaleko Konina. Tam żyją, pracują, a ich dzieci uczą się. Teraz grozi im wydalenie z Polski.
- W Armenii było bardzo trudne życie, trwała wojna. W tej chwili ludzie nie mają pracy, nie mają co jeść, dlatego rodzinę przyprowadziłem do Polski - mówi Ararat Isaghulyan.
- Wówczas dzieci miały 2 i 4 latka. Dla ich dobra zdecydowaliśmy się wyjechać z kraju, żeby miały lepsze życie - dodaje Ishkhanui Mirzakhanian - Isaghulyan, żona pana Ararata.
Przez cały czas pobytu w Polsce nigdy nie korzystali z pomocy socjalnej. Byli samodzielni, założyli własną firmę i z niej się utrzymywali.
- Codziennie wstajemy z synem o godzinie 5, jedziemy na targ i handlujemy - mówi pan Ararat.
- To jest legalna firma, odprowadzamy składki do ZUS-u i płacimy podatki - dodaje Ishkhanui Mirzakhanian - Isaghulyan, żona pana Ararata.
Dwa lata temu rodzinę okradziono. Musiała odbudować majątek firmy. Ich dochód spadł. Z tego powodu Wojewoda Wielkopolski w 2009 roku odmówił im przedłużenia pobytu na terytorium Polski.
- Mówimy o sytuacji firmy, która plajtuje, bo skradziono jej samochód. To wskazuje na to, że firma jest słaba. Ona nie zapewnia im źródła utrzymania i nie daje korzyści naszej narodowej gospodarce - mówi Roman Łukawski z biura Wojewody Wielkopolskiego.
- Odmówiono nam zezwolenia na pobyt na czas oznaczony, bo firma rodziców nie jest na tyle duża, żeby w sposób znaczący wzbogacić gospodarkę Polski. Nie brali pod uwagę tego, że byliśmy w stanie się utrzymać i jakoś normalnie żyć - mówi Ani córka państwa Isaghulyan.
- Zabrakło 60 złotych, żeby ich dochód odpowiadał przepisom prawa - dodaje Piotr Kaszewiak, adwokat reprezentujący rodzinę.
Rodzina nie spełniła jeszcze jednego ustawowego warunku. Spóźniła się jeden dzień ze złożeniem wniosku o przedłużenie zezwolenia na pobyt w Polsce.
- Akurat w tych dniach byłem chory. Serce miałem bardzo słabe, pogotowie mnie zabrało i dwa dni leżałem w szpitalu. Dlatego spóźniliśmy się - opowiada Ararat Isaghulyan.
- Jeśli wojewoda stwierdza, że były uchybienia i cudzoziemiec nie spełnia pewnych warunków, to mimo tego, że czasami serce boli, urzędnik musi postępować zgodnie z regułami prawnymi - mówi Ewa Piechota- rzecznik prasowy Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców.
- Tragedia! Nie znam tamtego języka, nie umiem pisać ani czytać. Obcym byłbym tam na pewno - podsumowuje Alen, syn państwa Isaghulyan.*
* skrót materiału
Reporterki: Małgorzata Frydrych, Aneta Kaziuk
mfrydrych@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
- W Armenii było bardzo trudne życie, trwała wojna. W tej chwili ludzie nie mają pracy, nie mają co jeść, dlatego rodzinę przyprowadziłem do Polski - mówi Ararat Isaghulyan.
- Wówczas dzieci miały 2 i 4 latka. Dla ich dobra zdecydowaliśmy się wyjechać z kraju, żeby miały lepsze życie - dodaje Ishkhanui Mirzakhanian - Isaghulyan, żona pana Ararata.
Przez cały czas pobytu w Polsce nigdy nie korzystali z pomocy socjalnej. Byli samodzielni, założyli własną firmę i z niej się utrzymywali.
- Codziennie wstajemy z synem o godzinie 5, jedziemy na targ i handlujemy - mówi pan Ararat.
- To jest legalna firma, odprowadzamy składki do ZUS-u i płacimy podatki - dodaje Ishkhanui Mirzakhanian - Isaghulyan, żona pana Ararata.
Dwa lata temu rodzinę okradziono. Musiała odbudować majątek firmy. Ich dochód spadł. Z tego powodu Wojewoda Wielkopolski w 2009 roku odmówił im przedłużenia pobytu na terytorium Polski.
- Mówimy o sytuacji firmy, która plajtuje, bo skradziono jej samochód. To wskazuje na to, że firma jest słaba. Ona nie zapewnia im źródła utrzymania i nie daje korzyści naszej narodowej gospodarce - mówi Roman Łukawski z biura Wojewody Wielkopolskiego.
- Odmówiono nam zezwolenia na pobyt na czas oznaczony, bo firma rodziców nie jest na tyle duża, żeby w sposób znaczący wzbogacić gospodarkę Polski. Nie brali pod uwagę tego, że byliśmy w stanie się utrzymać i jakoś normalnie żyć - mówi Ani córka państwa Isaghulyan.
- Zabrakło 60 złotych, żeby ich dochód odpowiadał przepisom prawa - dodaje Piotr Kaszewiak, adwokat reprezentujący rodzinę.
Rodzina nie spełniła jeszcze jednego ustawowego warunku. Spóźniła się jeden dzień ze złożeniem wniosku o przedłużenie zezwolenia na pobyt w Polsce.
- Akurat w tych dniach byłem chory. Serce miałem bardzo słabe, pogotowie mnie zabrało i dwa dni leżałem w szpitalu. Dlatego spóźniliśmy się - opowiada Ararat Isaghulyan.
- Jeśli wojewoda stwierdza, że były uchybienia i cudzoziemiec nie spełnia pewnych warunków, to mimo tego, że czasami serce boli, urzędnik musi postępować zgodnie z regułami prawnymi - mówi Ewa Piechota- rzecznik prasowy Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców.
- Tragedia! Nie znam tamtego języka, nie umiem pisać ani czytać. Obcym byłbym tam na pewno - podsumowuje Alen, syn państwa Isaghulyan.*
* skrót materiału
Reporterki: Małgorzata Frydrych, Aneta Kaziuk
mfrydrych@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)