Polsko-litewska wojna o ziemię
Polacy mieszkający na Wileńszczyźnie od 1991 roku starają się odzyskać ziemię, którą po wojnie zabrały im nielegalnie władze Związku Radzieckiego. Odzyskanie ich umożliwia obowiązująca na Litwie ustawa reprywatyzacyjna. Niestety, mimo upływu 20 lat, tysiące osób nie otrzymały jeszcze swoich własności. Co więcej, obecnie odbierane są zwrócone już w ostatnich latach tereny!
- Prokuratura stwierdziła naruszenie przepisów prawa. Las, który ma znaczenie państwowe i jest lasem miejskim, nie mógł być zwrócony prywatnej osobie - mówi Eva Jankovska, adwokat 30 poszkodowanych rodzin.
- W Konstytucji Republiki Litewskiej jest ustanowione, że lasy w mieście mogą należeć wyłącznie do państwa litewskiego. Nie mogą mieć one prywatnych właścicieli - dodaje Martynas Jovaiša, prokurator generalny w wileńskiej Prokuraturze Okręgowej.
73-letnia Weronika Wieromiej w 2002 roku odzyskała należącą do jej rodziny działkę na przedmieściach Wilna. Kobieta sprzedała ojcowiznę, a za uzyskane pieniądze kupiła mieszkania córce i synowi. Dwa lata temu kobieta otrzymała informację, że sąd na wniosek prokuratury anulował akt własności ziemi, która została jej zwrócona.
- Tam rosły krzaki, krowy paśli - mówi Weronika Wieromiej.
Okazało się, że decyzja o anulowaniu zwrotu ziemi spowodowała unieważnienie umowy sprzedaży tego terenu. Nowemu właścicielowi odebrano ziemię na rzecz skarbu państwa. A pani Wieromiej nakazano na rzecz osoby, która kupiła od niej działkę zapłacić zadośćuczynienie w kwocie ponad dwóch i pół miliona litów, czyli prawie trzech milionów złotych.
- Myśmy udowodnili, że przy kształtowaniu działki pani Wieromiej nikt nie zauważył naruszenia interesów państwa. Czyli wytyczono działkę, a dokumenty podpisało kilku urzędników, w tym ci z nadleśnictwa - opowiada Eva Jankowska, adwokat 30 poszkodowanych rodzin.
- Jeżeli urzędnik złamał prawo i w sposób restytucji zwrócił ziemię, to nie znaczy, że podpisy urzędnika są wyższe niż konstytucja - mówi Rimvydas Norkus, dyrektor Departamentu Analiz Prawnych i Uogólnień Sądu Najwyższego Litwy.
Ponieważ pani Weroniki nie stać na zapłatę zasądzonych zobowiązań, cały majątek kobiety i jej dzieci zajął komornik. Pani Wieromiej anulowano akt własności ziemi, ponieważ na jej terenie rośnie las. Problem w tym, że las na Tereni,e który odzyskała pani Weronika, rośnie tylko na brzegu działki. I co ciekawe, 20 lat temu w ogóle go tam nie było.
- Las rósł na obrzeżu działki. Ona ma 2 hektary, a las zajmował 38 arów - mówi Weronika Wieromiej.
- Po przegraniu sprawy w trzech sądowych instancjach i udowodnieniu, że zostało rażąco pogwałcone prawo własności oraz, że państwo nie obroniło interesu swojego obywatela twierdzę, że została naruszona Europejska Konwencja Praw Człowieka. Muszę prosić o ochronę międzynarodową - dodaje Eva Jankovska, adwokat 30 poszkodowanych rodzin.
Dziadek pani Lilii Wasilewskiej nie mógł odzyskać terenu, który należał do jego przodków. Obecnie znajduje się na nim m.in. infrastruktura państwowa. Urzędnicy litewscy sami zaproponowali w zamian inny teren. Dziadek pani Lilii od państwa otrzymał dwie działki. Jedną zalesioną, a drugą zaledwie z kilkoma drzewami. Sprzedał obie.
Litewski sąd, na wniosek prokuratury, w zeszłym roku unieważnił oba prawa własności. Działki przepadły, bo rzekomo na obu rośnie las. Ponieważ dziadek pani Lilii nie żyje od trzech lat, litewskie państwo żąda teraz dwóch i pół miliona litów czyli 3 milionów złotych od jego wnuczki.
- Wieś, w której mieszkał dziadek w 1996 roku została przyłączona do miasta. Stąd decyzja sądu, że las musimy zwrócić państwu, a pieniądze zwrócić osobie, która kupiła działkę - tłumaczy Lila Wasielewska.
Podobnych spraw tylko w Wilnie toczy się ponad 150. W zdecydowanej większości dotyczą rodzin, mających polskie pochodzenie.
- Dotyczy to działek w Wilnie, gdzie znaleziono użytek leśny. Dochodzi do takich absurdalnych decyzji nawet, gdy na działce rosną cztery drzewa na krzyż - mówi Renata Cytacka, sekretarz Rady Samorządu Rejonu Wileńskiego.
Sądy stwierdzają, że osoby którym odebrano tereny ze względu na rosnący na nich las - powinny na nowo starać się o zwrot ziemi, tylko w innym miejscu. Niestety, nie jest to takie łatwe, bo ziemi tzw. niczyjej na Wileńszczyźnie już nie ma. Litewskie prawo dopuszcza możliwość tzw. przenoszenia ziemi. To znaczy, że obywatele Litwy posiadający tereny rolne wewnątrz kraju, mogli w minionych latach bezpłatnie zamieniać je na ziemie w rejonie wileńskim.
- Ziemia na wileńszczyźnie jest droższa, niż na terenach wiejskich. Tam jednak gleba jest żyźniejsza, a ziemia na Litwie zwracana jest na podstawie punktów żyzności. Tak więc za 3 lub 4 hektary droższej ziemi na Wileńszczyźnie, dostaniemy hektar tańszej na terenie wiejskim - wyjaśnia Michał Mackiewicz, poseł Akcji Wyborczej Polaków na Litwie.
Rodzinie pana Czesława Kamieńskiego zwrócono 10 lat temu 12 hektarów ziemi. Mężczyzna ma dokumenty świadczące o tym, że Litwa powinna mu jeszcze oddać 74 hektary należące do jego przodków w czasach, kiedy Wilno należało do Polski. Pan Czesław otrzymał nagle pismo z informacją, że odbiera mu się 5,5 hektara z terenów, które mu już zwrócono. Dlaczego? Tego nie wiadomo.
- Zwołali komisję i stwierdzili, że ktoś się pomylił i w ciągu miesiąca należy ziemię mi zabrać.
Tam nie ma żadnego lasu. Został zabrany wcześniej, tam pusta ziemia stoi - mówi Czesław Kamiński.
- Dla nas jest to bardziej niż przejrzyste. To państwowa polityka lituanizacji ojczyzny - mówi Michał Mackiewicz, poseł litewskiego Sejmu.
O komentarz poprosiliśmy litewski rząd. Kanclerz Litwy - odpowiednik szefa gabinetu premiera, zajmujący się zwrotem ziemi twierdzi, że nic nie wiedział o problemie odbierania ziemi obywatelom Litwy mającym polskie pochodzenie. Obiecał zająć się sprawą i ją wyjaśnić.
- Bardzo bym prosił o konkretne przypadki. Wtedy w tej kwestii można zorganizować osobne posiedzenie. Tak nie może być. Tym ludziom trzeba zrekompensować straty - zapewnił Deividas Matulionis, Kanclerz Rządu Premiera Republiki Litwy.
Reporter: Artur Borzęcki
aborzecki@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
- W Konstytucji Republiki Litewskiej jest ustanowione, że lasy w mieście mogą należeć wyłącznie do państwa litewskiego. Nie mogą mieć one prywatnych właścicieli - dodaje Martynas Jovaiša, prokurator generalny w wileńskiej Prokuraturze Okręgowej.
73-letnia Weronika Wieromiej w 2002 roku odzyskała należącą do jej rodziny działkę na przedmieściach Wilna. Kobieta sprzedała ojcowiznę, a za uzyskane pieniądze kupiła mieszkania córce i synowi. Dwa lata temu kobieta otrzymała informację, że sąd na wniosek prokuratury anulował akt własności ziemi, która została jej zwrócona.
- Tam rosły krzaki, krowy paśli - mówi Weronika Wieromiej.
Okazało się, że decyzja o anulowaniu zwrotu ziemi spowodowała unieważnienie umowy sprzedaży tego terenu. Nowemu właścicielowi odebrano ziemię na rzecz skarbu państwa. A pani Wieromiej nakazano na rzecz osoby, która kupiła od niej działkę zapłacić zadośćuczynienie w kwocie ponad dwóch i pół miliona litów, czyli prawie trzech milionów złotych.
- Myśmy udowodnili, że przy kształtowaniu działki pani Wieromiej nikt nie zauważył naruszenia interesów państwa. Czyli wytyczono działkę, a dokumenty podpisało kilku urzędników, w tym ci z nadleśnictwa - opowiada Eva Jankowska, adwokat 30 poszkodowanych rodzin.
- Jeżeli urzędnik złamał prawo i w sposób restytucji zwrócił ziemię, to nie znaczy, że podpisy urzędnika są wyższe niż konstytucja - mówi Rimvydas Norkus, dyrektor Departamentu Analiz Prawnych i Uogólnień Sądu Najwyższego Litwy.
Ponieważ pani Weroniki nie stać na zapłatę zasądzonych zobowiązań, cały majątek kobiety i jej dzieci zajął komornik. Pani Wieromiej anulowano akt własności ziemi, ponieważ na jej terenie rośnie las. Problem w tym, że las na Tereni,e który odzyskała pani Weronika, rośnie tylko na brzegu działki. I co ciekawe, 20 lat temu w ogóle go tam nie było.
- Las rósł na obrzeżu działki. Ona ma 2 hektary, a las zajmował 38 arów - mówi Weronika Wieromiej.
- Po przegraniu sprawy w trzech sądowych instancjach i udowodnieniu, że zostało rażąco pogwałcone prawo własności oraz, że państwo nie obroniło interesu swojego obywatela twierdzę, że została naruszona Europejska Konwencja Praw Człowieka. Muszę prosić o ochronę międzynarodową - dodaje Eva Jankovska, adwokat 30 poszkodowanych rodzin.
Dziadek pani Lilii Wasilewskiej nie mógł odzyskać terenu, który należał do jego przodków. Obecnie znajduje się na nim m.in. infrastruktura państwowa. Urzędnicy litewscy sami zaproponowali w zamian inny teren. Dziadek pani Lilii od państwa otrzymał dwie działki. Jedną zalesioną, a drugą zaledwie z kilkoma drzewami. Sprzedał obie.
Litewski sąd, na wniosek prokuratury, w zeszłym roku unieważnił oba prawa własności. Działki przepadły, bo rzekomo na obu rośnie las. Ponieważ dziadek pani Lilii nie żyje od trzech lat, litewskie państwo żąda teraz dwóch i pół miliona litów czyli 3 milionów złotych od jego wnuczki.
- Wieś, w której mieszkał dziadek w 1996 roku została przyłączona do miasta. Stąd decyzja sądu, że las musimy zwrócić państwu, a pieniądze zwrócić osobie, która kupiła działkę - tłumaczy Lila Wasielewska.
Podobnych spraw tylko w Wilnie toczy się ponad 150. W zdecydowanej większości dotyczą rodzin, mających polskie pochodzenie.
- Dotyczy to działek w Wilnie, gdzie znaleziono użytek leśny. Dochodzi do takich absurdalnych decyzji nawet, gdy na działce rosną cztery drzewa na krzyż - mówi Renata Cytacka, sekretarz Rady Samorządu Rejonu Wileńskiego.
Sądy stwierdzają, że osoby którym odebrano tereny ze względu na rosnący na nich las - powinny na nowo starać się o zwrot ziemi, tylko w innym miejscu. Niestety, nie jest to takie łatwe, bo ziemi tzw. niczyjej na Wileńszczyźnie już nie ma. Litewskie prawo dopuszcza możliwość tzw. przenoszenia ziemi. To znaczy, że obywatele Litwy posiadający tereny rolne wewnątrz kraju, mogli w minionych latach bezpłatnie zamieniać je na ziemie w rejonie wileńskim.
- Ziemia na wileńszczyźnie jest droższa, niż na terenach wiejskich. Tam jednak gleba jest żyźniejsza, a ziemia na Litwie zwracana jest na podstawie punktów żyzności. Tak więc za 3 lub 4 hektary droższej ziemi na Wileńszczyźnie, dostaniemy hektar tańszej na terenie wiejskim - wyjaśnia Michał Mackiewicz, poseł Akcji Wyborczej Polaków na Litwie.
Rodzinie pana Czesława Kamieńskiego zwrócono 10 lat temu 12 hektarów ziemi. Mężczyzna ma dokumenty świadczące o tym, że Litwa powinna mu jeszcze oddać 74 hektary należące do jego przodków w czasach, kiedy Wilno należało do Polski. Pan Czesław otrzymał nagle pismo z informacją, że odbiera mu się 5,5 hektara z terenów, które mu już zwrócono. Dlaczego? Tego nie wiadomo.
- Zwołali komisję i stwierdzili, że ktoś się pomylił i w ciągu miesiąca należy ziemię mi zabrać.
Tam nie ma żadnego lasu. Został zabrany wcześniej, tam pusta ziemia stoi - mówi Czesław Kamiński.
- Dla nas jest to bardziej niż przejrzyste. To państwowa polityka lituanizacji ojczyzny - mówi Michał Mackiewicz, poseł litewskiego Sejmu.
O komentarz poprosiliśmy litewski rząd. Kanclerz Litwy - odpowiednik szefa gabinetu premiera, zajmujący się zwrotem ziemi twierdzi, że nic nie wiedział o problemie odbierania ziemi obywatelom Litwy mającym polskie pochodzenie. Obiecał zająć się sprawą i ją wyjaśnić.
- Bardzo bym prosił o konkretne przypadki. Wtedy w tej kwestii można zorganizować osobne posiedzenie. Tak nie może być. Tym ludziom trzeba zrekompensować straty - zapewnił Deividas Matulionis, Kanclerz Rządu Premiera Republiki Litwy.
Reporter: Artur Borzęcki
aborzecki@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)