Powrót "dyrektora"

Powrót "dyrektora"

Półtora roku temu opowiadaliśmy, jak dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Kozarzach zlecał podwładnym, aby w godzinach pracy pomagali przy budowie jego domu. Mężczyzna został skazany, ale pozostał na stanowisku. Ustąpić musiał dopiero, gdy zwolniona przez niego kobieta popełniła samobójstwo. Dziś Mirosław K. zarządza podobną placówką.

Tydzień temu otrzymaliśmy informację, że mężczyzna zarządza ośrodkiem opiekuńczym w Starzynie koło Hajnówki. Udało nam się go spotkać w Hajnówce.

Reporterka: Dzień dobry panie dyrektorze, trzeba tak bardzo uciekać?

Mirosław K: Przed kim?

Reporterka: Przed nami.

Mirosław K: Nie.

Reporterka: Nie uważa pan, że dla czystości tej sprawy, do czasu jej wyjaśnienia, nie powinien pan sprawować takiej funkcji?

Mirosław K: Ale o jakiej funkcji pani mówi?

Reporterka: Dyrektora takiego ośrodka.

Mirosław K: Ale o co pani chodzi?

Reporterka: Proszę mi odpowiedzieć na pytanie czy to jest w porządku?

Mirosław K: Ja z panią nie potrafię rozmawiać.

Przypomnijmy: jeszcze niedawno Mirosław K. był dyrektorem Domu Pomocy Społecznej w Kozarzach. Jego kłopoty zaczęły się, kiedy wyszło na jaw, że wykorzystywał pracowników i pensjonariuszy do budowy swojego domu pod Białymstokiem.

- Ja przez dwa tygodnie jeździłem tam i od rana do wieczora, przy takiej pogodzie jak dzisiaj budowałem to ogrodzenie. Ten pan instruował mnie przed zeznaniami na policji, co mam mówić, tylko nie powiedział, że za to grożą dwa lata więzienia - mówi Wojciech Daszkowski, pracownik Domu Pomocy Społecznej w Kozarzach.

- Został uznany winnym zarzucanych mu czynów, skazany na rok pozbawienia wolności, a także wymierzono mu karę grzywny oraz zakazano zajmowania stanowisk w jednostkach państwowych i samorządowych na okres jednego roku - informuje Krzysztof Kozłowski z Sądu Rejonowego w Wysokiem Mazowieckiem.

Ale ponieważ wyrok był nieprawomocny, a Mirosław K. miał także mandat radnego, zwolnienie go z zajmowanego stanowiska było bardzo trudne. Sytuacja zmieniła się na początku tego roku.

- Powód wypowiedzenia był bardzo ważny. Straciłem do pana dyrektora resztkę zaufania, bo nie wykonał polecenia służbowego, które mu wydałem. Zakazałem mu jakiegokolwiek ruchu kadrowego w zakładzie, miałem na myśli zwłaszcza zwolnienia tych osób, które zeznawały w sądzie czy wypowiadały się przeciwko dyrektorowi - tłumaczy Bogdan Zieliński, starosta wysokomazowiecki.

Mirosław K. nie posłuchał starosty i w listopadzie zeszłego roku zwolnił Annę Terlikowską. Kobieta jawnie występowała przeciwko dyrektorowi, także w naszym programie.

- Kiedyś pracowaliśmy tak samo i dostawaliśmy godziwe wynagrodzenie, normalne premie. Teraz już tak nie jest, jesteśmy karani za swój pogląd na pewne sprawy - mówiła Anna Terlikowska, była pracownica Domu Pomocy Społecznej w Kozarzach.

- Utrata pracy bardzo ją załamała, nie wytrzymała tego. Bardzo chciała wrócić, pracowała tam 27 lat - opowiada Małgorzata Andrzejczuk, pracownica Domu Pomocy Społecznej w Kozarzach.

- W trakcie tego wypowiedzenia doszły do nas bardzo smutne informacje. Ta pani popełniła samobójstwo. To była kropla, która przepełniła czarę goryczy - mówi Bogdan Zieliński, starosta wysokomazowiecki.

Starosta zwolnił Mirosława K. W Domu Pomocy Społecznej w Kozarzach jest już nowy dyrektor. Pracownicy odetchnęli z ulgą.

Okres wypowiedzenia Mirosława K. w Domu Pomocy Społecznej w Kozarzach kończy się pod koniec kwietnia. Tymczasem znalazł on już pracę w ośrodku opiekuńczym w Starzynie. Od 1 marca pełni tam obowiązki dyrektora. Czy poinformował obecnych przełożonych o swojej przeszłości?

- Ale co to ma wspólnego? Czy pani tak polubiła moją osobę, że pani tak drąży? Żyjemy w państwie prawa. Samo oskarżenie kogoś, nie skazuje go na rozstrzelanie ani banicję. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia - odpowiedział Mirosław K.

Ośrodek w Starzynie należy do Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej. I to właśnie władze stowarzyszenia zdecydują o dalszym losie Mirosława K.

- Teraz mi pani o tym wszystkim powiedziała. Wcześniej takiej wiedzy nie mieliśmy. Sprawa dla nas jest otwarta, przyjmujemy to jako sygnał, żeby mieć oczy szeroko otwarte - powiedział przedstawiciel Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)