Przekręt na nakrętkach?
Pani Iwona prowadziła akcję zbierania nakrętek od butelek, dzięki której miała dostać pieniądze na rehabilitację córki. Za nakrętki płaciła firma Eko K. z Bydgoszczy. Dwie pierwsze dostawy kosztowały ją 250 zł. Trzecia, znacznie większa dostawa, warta była około 3,5 tys. zł. Tych pieniędzy pani Iwona nie zobaczyła. Firma twierdzi, że nakrętki były brudne i zniszczyły maszynę.
- Doszliśmy do wniosku, że ta pani chciała się szybko dorobić na chorym dziecku - mówi Iwona Sworowska, mama Nikoli.
Nikola ma dwa lata. Kiedy się urodziła, dostała 9 punktów w skali Apgar. Wydawało się, że będzie rozwijać się jak inne dzieci. Niestety, szybko zaczęły pojawiać się niepokojące sygnały.
- U Nikoli zdiagnozowano mózgowe porażenie dziecięce, aczkolwiek dorzuca się do tego wiele do końca niewyjaśnionych schorzeń, Nikola ma małogłowie - mówi Anna Olszewska, fizjoterapeutka dziecka.
- Małogłowie oznacza, że mózg córki jest uszkodzony i nie rośnie, tak samo czaszka. U Nikoli już się ona zamknęła. Pani doktor poinformowała nas, że już nie będzie rosła. Teraz najważniejsza jest intensywna rehabilitacja - tłumaczy Iwona Sworowska, mama Nikoli.
Ale taka rehabilitacja jest bardzo kosztowna. Każdy turnus rehabilitacyjny, to koszt kilku tysięcy złotych. Rodziców Nikoli na to nie stać. Kiedy mama dziewczynki usłyszała o akcjach zbierania nakrętek, postanowiła w ten sposób zdobyć pieniądze na rehabilitację córki.
- Trafiliśmy na firmę Eko K. z Bydgoszczy. Panie były bardzo miłe i chętne do współpracy - wspomina pani Iwona.
Akcja ruszyła i szybko zaczęła przynosić efekty. W zbieranie nakrętek dla chorej dziewczynki włączyło się wiele firm, szkół i przedszkoli.
- Przerosło to nasze oczekiwania. Nakrętki zbierają całe rodziny, dzieci przynoszą pełne reklamówki - opowiada Iwona Różycka, dyrektor Zespołu Placówek Oświatowych w Drzycimiu.
- Zawsze po odstawieniu transportu dzwoniłam do firmy, by sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Pierwsze pieniążki wpływały na moje konto, więc miałam zaufanie do firmy - mówi Iwona Sworowska, mama Nikoli.
Za dwie małe partie nakrętek na koncie Nikoli pojawiło się 250 złotych. Ale kiedy kolejna, ogromna partia nakrętek trafiła do firmy Eko Konsulting, pieniądze już nie wpłynęły. Matka dziecka liczyła na ponad 3500 tysiąca złotych, za które Nikola miała wyjechać na rehabilitację. Próbowała skontaktować się z właścicielką firmy. Bezskutecznie.
Po tygodniu pani odezwała się i usłyszałam, że nasze korki zepsuły ich maszynę o wartości około 3,5 tysiąca złotych. Dlatego nie wypłacą mi pieniędzy - opowiada pani Iwona.
Umówiliśmy się na rozmowę z pełnomocnikiem Eko K. z Bydgoszczy. Przedstawicielka firmy na spotkanie nie przyszła, przestała odbierać telefon. Udaliśmy się więc do siedziby firmy w Bydgoszczy.
- Przyjechały nakrętki, które zawierały liście, śmieci, drewno, resztki palet i jakieś dziwne wynalazki. Jak to wpadnie, to niszczy się maszyna. Jak ja mam zapłacić za coś czego nie zagospodarowałam w żaden sposób, mam płacić dla idei? Na to mnie nie stać - powiedział przedstawiciel firmy Eko K. z Bydgoszczy.
- Godzinami siedzieliśmy i przebieraliśmy te nakrętki, to przechodziło przez nasze ręce - mówi pani Iwona.
- Nie spotkałam się z tym, żeby ktoś bez sprawdzenia wrzucał te nakrętki do maszyny, bo ryzykuje jej uszkodzenie. Jedną z najprostszych metod sprawdzenia czy w nakrętkach nie znajduje się coś innego, jest wrzucenie ich do głębokiej wody. Wtedy inne materiały niż tworzywa sztuczne opadają na dno i zostają tylko czyste nakrętki - mówi Małgorzata Karnowska, właścicielka firmy Kar Sur.
Mama Nikoli czuje się oszukana. Dlatego postanowiła oddać sprawę do prokuratury.
Na szczęście znalazła się inna firma, która postanowiła kontynuować przyjmowanie nakrętek dla Nikoli. Akcja znowu nabrała rozpędu.
- Warto zbierać nakrętki. Takie przykre incydenty już się nie zdarzają. Odbieramy nakrętki i zawozimy je do naszego odbiorcy. Do tej pory nie zgłaszał żadnych zarzutów - mówi Małgorzata Karnowska, właścicielka firmy Kar Sur.
- Teraz zbieramy pieniądze na sprzęt do nauki chodzenia. Jego koszt to 27 tysięcy złotych - dodaje Iwona Sworowska, mama Nikoli.*
* skrót materiału
Reporterka: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
Nikola ma dwa lata. Kiedy się urodziła, dostała 9 punktów w skali Apgar. Wydawało się, że będzie rozwijać się jak inne dzieci. Niestety, szybko zaczęły pojawiać się niepokojące sygnały.
- U Nikoli zdiagnozowano mózgowe porażenie dziecięce, aczkolwiek dorzuca się do tego wiele do końca niewyjaśnionych schorzeń, Nikola ma małogłowie - mówi Anna Olszewska, fizjoterapeutka dziecka.
- Małogłowie oznacza, że mózg córki jest uszkodzony i nie rośnie, tak samo czaszka. U Nikoli już się ona zamknęła. Pani doktor poinformowała nas, że już nie będzie rosła. Teraz najważniejsza jest intensywna rehabilitacja - tłumaczy Iwona Sworowska, mama Nikoli.
Ale taka rehabilitacja jest bardzo kosztowna. Każdy turnus rehabilitacyjny, to koszt kilku tysięcy złotych. Rodziców Nikoli na to nie stać. Kiedy mama dziewczynki usłyszała o akcjach zbierania nakrętek, postanowiła w ten sposób zdobyć pieniądze na rehabilitację córki.
- Trafiliśmy na firmę Eko K. z Bydgoszczy. Panie były bardzo miłe i chętne do współpracy - wspomina pani Iwona.
Akcja ruszyła i szybko zaczęła przynosić efekty. W zbieranie nakrętek dla chorej dziewczynki włączyło się wiele firm, szkół i przedszkoli.
- Przerosło to nasze oczekiwania. Nakrętki zbierają całe rodziny, dzieci przynoszą pełne reklamówki - opowiada Iwona Różycka, dyrektor Zespołu Placówek Oświatowych w Drzycimiu.
- Zawsze po odstawieniu transportu dzwoniłam do firmy, by sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Pierwsze pieniążki wpływały na moje konto, więc miałam zaufanie do firmy - mówi Iwona Sworowska, mama Nikoli.
Za dwie małe partie nakrętek na koncie Nikoli pojawiło się 250 złotych. Ale kiedy kolejna, ogromna partia nakrętek trafiła do firmy Eko Konsulting, pieniądze już nie wpłynęły. Matka dziecka liczyła na ponad 3500 tysiąca złotych, za które Nikola miała wyjechać na rehabilitację. Próbowała skontaktować się z właścicielką firmy. Bezskutecznie.
Po tygodniu pani odezwała się i usłyszałam, że nasze korki zepsuły ich maszynę o wartości około 3,5 tysiąca złotych. Dlatego nie wypłacą mi pieniędzy - opowiada pani Iwona.
Umówiliśmy się na rozmowę z pełnomocnikiem Eko K. z Bydgoszczy. Przedstawicielka firmy na spotkanie nie przyszła, przestała odbierać telefon. Udaliśmy się więc do siedziby firmy w Bydgoszczy.
- Przyjechały nakrętki, które zawierały liście, śmieci, drewno, resztki palet i jakieś dziwne wynalazki. Jak to wpadnie, to niszczy się maszyna. Jak ja mam zapłacić za coś czego nie zagospodarowałam w żaden sposób, mam płacić dla idei? Na to mnie nie stać - powiedział przedstawiciel firmy Eko K. z Bydgoszczy.
- Godzinami siedzieliśmy i przebieraliśmy te nakrętki, to przechodziło przez nasze ręce - mówi pani Iwona.
- Nie spotkałam się z tym, żeby ktoś bez sprawdzenia wrzucał te nakrętki do maszyny, bo ryzykuje jej uszkodzenie. Jedną z najprostszych metod sprawdzenia czy w nakrętkach nie znajduje się coś innego, jest wrzucenie ich do głębokiej wody. Wtedy inne materiały niż tworzywa sztuczne opadają na dno i zostają tylko czyste nakrętki - mówi Małgorzata Karnowska, właścicielka firmy Kar Sur.
Mama Nikoli czuje się oszukana. Dlatego postanowiła oddać sprawę do prokuratury.
Na szczęście znalazła się inna firma, która postanowiła kontynuować przyjmowanie nakrętek dla Nikoli. Akcja znowu nabrała rozpędu.
- Warto zbierać nakrętki. Takie przykre incydenty już się nie zdarzają. Odbieramy nakrętki i zawozimy je do naszego odbiorcy. Do tej pory nie zgłaszał żadnych zarzutów - mówi Małgorzata Karnowska, właścicielka firmy Kar Sur.
- Teraz zbieramy pieniądze na sprzęt do nauki chodzenia. Jego koszt to 27 tysięcy złotych - dodaje Iwona Sworowska, mama Nikoli.*
* skrót materiału
Reporterka: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)