Rozwód po polsku: Horror pięciolatka

Rozwód po polsku: Horror pięciolatka

- Bo cię zaraz ubiję! Normalnie, jak psa k... ubiję! - tak w szaleńczym ataku złości wydziera się na pięcioletniego Szymona jego matka, Iwona J. Po wyzwiskach słychać uderzenia i płacz dziecka. To drastyczne nagranie dostarczył ojciec chłopca. Podobnych pan Zbigniew ma aż 18. Słychać na niech jak Iwona P. wyzywa synka od skur..., bije i nastawia przeciwko ojcu. Urzędnicy i prokuratorzy nie reagują.

Jeszcze dwa lata temu pan Zbigniew uważał się za szczęściarza. Własna firma, pełne konto, młoda żona i rezolutny syn. Wszystko układało się jak w dobrym filmie.

Pan Zbigniew i pani Iwona poznali się 8 lat temu. Ona była nauczycielką, on odnosił już wówczas sukcesy w biznesie. Po roku znajomości oboje postanowili się pobrać. Kiedy urodził się Szymon, między małżonkami coś jednak zaczęło się psuć.

- Traktowała Szymonka jak rzecz, jako jej własność. Dotarły do mnie informacje, że w naszym zakładzie żona dwukrotnie biła dziecko. Tak zostało uderzone, że odbiło się od muru, i osunęło na posadzkę. Ja twierdzę jednoznacznie, że tę osobę trzeba przebadać - mówi Zbigniew J., ojciec pięcioletniego Szymona.

- Byłem na półpiętrze, otworzyły się drzwi i weszła pani Iwona. Widziałem, jak biła dziecko. Była jeszcze druga, podobna sytuacja - była z dzieckiem na ręku i biła je po buzi - dodaje Jerzy Olczak, były pracownik państwa J.

- Podam panów do sądu! Ja nie udzielam żadnych wywiadów! Nie będę mówić! Róbcie sobie z męża gwiazdę! - wykrzykiwała Iwona J., matka pięcioletniego Szymona, gdy próbowaliśmy namówić ją do udzielenia wywiadu.

Jak twierdzi pan Zbigniew, po narodzinach Szymona jego żona stała się inną osobą. W domu zaczęło dochodzić do coraz większych awantur. W lutym zeszłego roku pan Zbigniew złożył pozew o rozwód. Krótko po tym wyprowadził się z domu.

Po wyprowadzce pan Zbigniew zaczął potajemnie nagrywać, to co dzieje się w domu. To tylko fragment tego, co udało mu się zarejestrować:

"O ty skur..., teraz to ci nie podaruję! Napier... po dupie, mam dość! Niech mnie policja zamknie!"

- To była najgorsza rzecz w życiu. Jak to usłyszałem, dosłownie się rozbeczałem, jak dziecko - mówi pan Zbigniew.

Tak drastycznych nagrań pan Zbigniew zarejestrował aż osiemnaście. O tym, co dzieje się w domu, zawiadomił policję, prokuraturę oraz Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Janowie. Po wysłuchaniu nagrań urzędnicy przeprowadzili w domu Szymona kontrolę. Na kontroli jednak się skończyło.

- W chwili, kiedy weszliśmy do domu, nie było podstaw do odebrania dziecka. Nie było bezpośredniego zagrożenia zdrowia, dziecko się bawiło. Nagrania potraktowaliśmy jako incydent. Gdybym ja nagrała moich sąsiadów, jak oni dzieci wyzywają, to ja bym musiała im trzy razy w tygodniu dzieci odebrać - powiedziała kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Janowie.

Postępowanie w sprawie znęcania się nad Szymonkiem niemal natychmiast umorzyła również prokuratura. Śledczy uznali, że nagrania nie są dość wiarygodne. Nie zlecono jednak żadnej ekspertyzy, która mogłaby potwierdzić ich autentyczność i sprawa Szymonka trafiła na półkę.

Po umorzeniu śledztwa pan Zbigniew postanowił umieścić swoje nagrania w Internecie. Wśród użytkowników zawrzało. Do naszej redakcji napłynęły dziesiątki maili. Nasza próba kontaktu z Szymonem i jego matką skończyła się interwencją policji.

- Żadnego zagrożenia dla dziecka nie stwierdziłem. Ma ono dobre warunki, resztę trzeba załatwić na drodze sądowej. Dziękuję, dobranoc - powiedział interweniujący policjant.

Po interwencji internautów, sprawą Szymona zajęła się prasa. Kilka dni później prokuratura postanowiła więc wznowić śledztwo. Pan Zbigniew twierdzi, że od czterech miesięcy jest jednak pozbawiony kontaktu z Szymonem.

- Gdy Szymon mnie widzi, to pyta się matki, czy może się ze mną pobawić, odpowiedź jest zawsze negatywna - twierdzi pan Zbigniew.

- Nie wykluczam tego, że gdyby sytuacja Szymona się pogorszyła, to będziemy wnioskowali o jego odebranie i gdzieś umieszczenie. Niestety, ciągle alternatywą jest dom dziecka, ale to byłby absolutny dramat - mówi Romuald Basiński z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)