Rozwód po polsku: Ta wojna trwa 8 lat
Państwo Ch. rozwodzą się już 8 rok. Proces się przedłuża, bo konflikt małżonków zamiast wygasać, z każdym dniem się zaognia. Najbardziej cierpią ich dzieci. Pani Anna wychowuje młodszą córkę, a pan Jarosław starszą. Siostry od lat ze sobą nie rozmawiają. Jedna nie chce znać ojca, a druga matki.
Pan Jarosław i pani Anna znają się od podstawówki. Decyzję o ślubie podjęli ponad 20 lat temu. Zamieszkali w Radości koło Warszawy. Po czterech latach małżeństwa urodziła im się pierwsza córka. Pięć lat później - kolejna. Pan Jarosław postanowił wybudować dom. Wszystko układało się, jak w dobrym filmie.
- Jak miałam 6 lat, to było dosyć normalnie. Wszystko zaczęło się psuć trzy lata później. Zaczęły się kłótnie między tatą i mamą - opowiada Paulina, córka pani Anny i pana Jarosława.
- Harowałem po 16 godzin na dobę, żeby moje dzieci miały luksusowe warunki do życia. W 2000 roku moja żona wdała się w romans - dodaje pan Jarosław.
W 2003 roku państwo Ch. postanowili się rozwieść. Sprawa trafiła do sądu. Ten podzielił między nich dom na czas trwania procesu. Szybko okazało się, że sądowe decyzje z rzeczywistością mają niewiele wspólnego.
- Postanowiłem zrealizować postanowienie sądu i zająć pomieszczenia, które zostały mi przydzielone. Kiedy się tam pojawiłem, moja żona wpadła w szał i postanowiła mnie wyrzucić - wspomina Jarosław Ch.
Wielką awanturą zakończyła się próba wejścia pana Jarosława do jego części domu. Po tej klęsce mężczyzna zamieszkał u matki. Jego żona została na miejscu. Odwiedziliśmy ją wówczas z ukrytą kamerą.
- To jest bandyta, który ma oskarżenia o groźby karalne przeciwko rodzinie. Tu jest jego małe, drugie dziecko. To jest taki śmieć po prostu, który nigdy nie zajmował się legalną pracą - oskarżała męża Anna Ch.
- Pracował po 12 godzin! Ja mu mówiłam: nie pracuj tyle, bo przegrasz. No i tak rzeczywiście się stało - mówi Henryka Ch., matka pana Jarosława.
Oprócz domu, państwo Ch. walczyli ze sobą również o dzieci. Na czas procesu opiekę nad nimi sąd przyznał matce. W tajemnicy przed żoną, pan Jarosław zamontował w domu dyktafon. To tylko niewielka część tego, co udało mu się zarejestrować:
Anna Ch.: Ty gnoju ty! Ty córko z...a! Ty jesteś jak wróg, rozumiesz?
Paulina: Jaki wróg?
Anna Ch.: Mój wróg! Albo się nauczycie mówić, że chcecie, żeby się stąd wyprowadził, i jest zły, i chcecie być z matką, albo nie będziecie mieć matki w ogóle. Nie chcę mieć takich dzieci! Mogę podpisać papier, że mam w d... swoje dziecko!
- Nie wiem, czy będę w stanie jej kiedykolwiek przebaczyć. To nie jest matka, to jest tylko kobieta, która mnie urodziła - mówi Paulina, córka państwa Ch.
W chwili nagrywania tych rozmów, Paulina miała 11 lat. Dwa lata później uciekła z domu do ojca. Dziewczynką niemal natychmiast zajęli się psychologowie. Przy matce została jednak jej młodsza siostra.
Od naszej wizyty u państwa Ch. minęło już sześć lat. Postanowiliśmy więc sprawdzić, jak zakończył się ich burzliwy rozwód. Okazało się, że w sprawie nie zmieniło się właściwie nic! Konflikt między małżonkami zamiast wygasać, z każdym dniem zaognia się jeszcze bardziej. Jak to jest możliwe, że przez 8 lat sąd nie może orzec rozwodu pomiędzy dwojgiem ludzi?
- Strony zgłaszają liczne wnioski dowodowe i dlatego to tak długo trwa. Ja mogę mieć tylko nadzieję, że postępowanie dowodowe szybko się skończy. To jednak w głównej mierze zależy od stanowiska stron - wyjaśnia Wojciech Małek z Sądu Okręgowego w Warszawie.
- Jeśli chodzi o wnioski dowodowe, to ja składam od 7 lat ciągle te same i sąd nic z tym nie robi. Za przewlekłość postępowania otrzymałem 2 tys. zł odszkodowania. Policzyłem to i wyszło, że sąd wycenił moją szkodę, polegającą na utracie kontaktów z córką, na kilka groszy dziennie. Na czas procesu starsza córka ma przebywać ze mną, a młodsza z żoną - mówi pan Jarosław.
Paulina dzisiaj jest już dorosła. Mimo postanowień sądu, wraz z ojcem wciąż mieszka kątem u swojej babci. Swojej siostry nie widziała od prawie trzech lat. Nie utrzymuje również żadnych kontaktów z matką. Co więcej - robi wszystko, aby jak najbardziej wymazać ją ze swojej pamięci.
- Nie jest to osoba, która zasługuje na jakiekolwiek usprawiedliwienie. W swoim postępowaniu zawsze kierowała się tylko i wyłącznie nienawiścią do mojego ojca. Przelewała to również na moją siostrę i mnie - tłumaczy.
Sprawa rozwodowa państwa Ch. ciągnie się już osiem lat. Jej akta liczą dziewięć tomów. A w nich znajdują się dwa tysiące kart. Nic jednak nie zapowiada, aby proces wkrótce miał się zakończyć. Między małżonkami nadal trwa bowiem brutalna wojna. Walka, w której rany odnosi każda ze stron.
- Nie zamierzam być matką. Będąc pozbawiona figury matczynej w trakcie mojego wychowania, na pewno nie będę w stanie właściwie wychować własnych dzieci - mówi Paulina, córka państwa Ch.
- Oni przegrali wszystko. Nawet jeśli któreś z nich wygra docelowo ten dom, to i tak przegrali swoje życie, życie swoich dzieci. To jest porażka, jedna wielka porażka - ocenia Mirosława Kątna z Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
- Myślę, że w przyszłym roku będę prawomocnie rozwiedziony. A co potem? Muszę upomnieć się o podział majątku. Sprawa zapewne będzie się toczyła przez następne 8 czy 10 lat - podsumowuje pan Jarosław.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
- Jak miałam 6 lat, to było dosyć normalnie. Wszystko zaczęło się psuć trzy lata później. Zaczęły się kłótnie między tatą i mamą - opowiada Paulina, córka pani Anny i pana Jarosława.
- Harowałem po 16 godzin na dobę, żeby moje dzieci miały luksusowe warunki do życia. W 2000 roku moja żona wdała się w romans - dodaje pan Jarosław.
W 2003 roku państwo Ch. postanowili się rozwieść. Sprawa trafiła do sądu. Ten podzielił między nich dom na czas trwania procesu. Szybko okazało się, że sądowe decyzje z rzeczywistością mają niewiele wspólnego.
- Postanowiłem zrealizować postanowienie sądu i zająć pomieszczenia, które zostały mi przydzielone. Kiedy się tam pojawiłem, moja żona wpadła w szał i postanowiła mnie wyrzucić - wspomina Jarosław Ch.
Wielką awanturą zakończyła się próba wejścia pana Jarosława do jego części domu. Po tej klęsce mężczyzna zamieszkał u matki. Jego żona została na miejscu. Odwiedziliśmy ją wówczas z ukrytą kamerą.
- To jest bandyta, który ma oskarżenia o groźby karalne przeciwko rodzinie. Tu jest jego małe, drugie dziecko. To jest taki śmieć po prostu, który nigdy nie zajmował się legalną pracą - oskarżała męża Anna Ch.
- Pracował po 12 godzin! Ja mu mówiłam: nie pracuj tyle, bo przegrasz. No i tak rzeczywiście się stało - mówi Henryka Ch., matka pana Jarosława.
Oprócz domu, państwo Ch. walczyli ze sobą również o dzieci. Na czas procesu opiekę nad nimi sąd przyznał matce. W tajemnicy przed żoną, pan Jarosław zamontował w domu dyktafon. To tylko niewielka część tego, co udało mu się zarejestrować:
Anna Ch.: Ty gnoju ty! Ty córko z...a! Ty jesteś jak wróg, rozumiesz?
Paulina: Jaki wróg?
Anna Ch.: Mój wróg! Albo się nauczycie mówić, że chcecie, żeby się stąd wyprowadził, i jest zły, i chcecie być z matką, albo nie będziecie mieć matki w ogóle. Nie chcę mieć takich dzieci! Mogę podpisać papier, że mam w d... swoje dziecko!
- Nie wiem, czy będę w stanie jej kiedykolwiek przebaczyć. To nie jest matka, to jest tylko kobieta, która mnie urodziła - mówi Paulina, córka państwa Ch.
W chwili nagrywania tych rozmów, Paulina miała 11 lat. Dwa lata później uciekła z domu do ojca. Dziewczynką niemal natychmiast zajęli się psychologowie. Przy matce została jednak jej młodsza siostra.
Od naszej wizyty u państwa Ch. minęło już sześć lat. Postanowiliśmy więc sprawdzić, jak zakończył się ich burzliwy rozwód. Okazało się, że w sprawie nie zmieniło się właściwie nic! Konflikt między małżonkami zamiast wygasać, z każdym dniem zaognia się jeszcze bardziej. Jak to jest możliwe, że przez 8 lat sąd nie może orzec rozwodu pomiędzy dwojgiem ludzi?
- Strony zgłaszają liczne wnioski dowodowe i dlatego to tak długo trwa. Ja mogę mieć tylko nadzieję, że postępowanie dowodowe szybko się skończy. To jednak w głównej mierze zależy od stanowiska stron - wyjaśnia Wojciech Małek z Sądu Okręgowego w Warszawie.
- Jeśli chodzi o wnioski dowodowe, to ja składam od 7 lat ciągle te same i sąd nic z tym nie robi. Za przewlekłość postępowania otrzymałem 2 tys. zł odszkodowania. Policzyłem to i wyszło, że sąd wycenił moją szkodę, polegającą na utracie kontaktów z córką, na kilka groszy dziennie. Na czas procesu starsza córka ma przebywać ze mną, a młodsza z żoną - mówi pan Jarosław.
Paulina dzisiaj jest już dorosła. Mimo postanowień sądu, wraz z ojcem wciąż mieszka kątem u swojej babci. Swojej siostry nie widziała od prawie trzech lat. Nie utrzymuje również żadnych kontaktów z matką. Co więcej - robi wszystko, aby jak najbardziej wymazać ją ze swojej pamięci.
- Nie jest to osoba, która zasługuje na jakiekolwiek usprawiedliwienie. W swoim postępowaniu zawsze kierowała się tylko i wyłącznie nienawiścią do mojego ojca. Przelewała to również na moją siostrę i mnie - tłumaczy.
Sprawa rozwodowa państwa Ch. ciągnie się już osiem lat. Jej akta liczą dziewięć tomów. A w nich znajdują się dwa tysiące kart. Nic jednak nie zapowiada, aby proces wkrótce miał się zakończyć. Między małżonkami nadal trwa bowiem brutalna wojna. Walka, w której rany odnosi każda ze stron.
- Nie zamierzam być matką. Będąc pozbawiona figury matczynej w trakcie mojego wychowania, na pewno nie będę w stanie właściwie wychować własnych dzieci - mówi Paulina, córka państwa Ch.
- Oni przegrali wszystko. Nawet jeśli któreś z nich wygra docelowo ten dom, to i tak przegrali swoje życie, życie swoich dzieci. To jest porażka, jedna wielka porażka - ocenia Mirosława Kątna z Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
- Myślę, że w przyszłym roku będę prawomocnie rozwiedziony. A co potem? Muszę upomnieć się o podział majątku. Sprawa zapewne będzie się toczyła przez następne 8 czy 10 lat - podsumowuje pan Jarosław.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)