Szczęście warte 20 tysięcy
Michał Chrobak urodził się bez rąk i nóg. Rodzice porzucili go, kiedy miał zaledwie osiem miesięcy. Dziś 16-latek mieszka w jednym pokoju z babcią i ciężko chorym dziadkiem. Mimo swojej niepełnosprawności, nauczył się normalnie żyć, a nawet dostał się do paraolimpijskiej kadry narciarzy. By Michał mógł spełnić swoje marzenia potrzebuje nowych, kosztownych protez.
Michał mieszka w jednej z kamienic w Bielsku-Białej. Do domu dziadków przyniosła go koleżanka matki, gdy był malutki.
- Żalu do matki nie mam, bo jej nawet nie znam - mówi Michał.
Sąd pozbawił praw rodzicielskich rodziców chłopaka. I tak od szesnastu lat, jedynym dla niego wsparciem są dziadkowie. Pani Irena przestała pracować, by móc zając się wnuczkiem. Pan Jan pracował na dwóch etatach.
- Mąż z jednej roboty szedł do drugiej. W nocy pilnował parkingu, a w dzień szedł na budowę - opowiada Irena Rychleńska, babcia Michała.
Dziadkowie stali się rodziną zastępczą dla Michała. Jak twierdzi chłopak, to właśnie oni są jego rodzicami. Walczą o jego zdrowie i życie. Od samego początku nie było łatwo. Kilka lat temu Michał przeszedł skomplikowaną operację, dzięki której może korzystać z protez. Dziadkowie muszą walczyć o pieniądze na protezy, aby Michał nie został przykuty do wózka.
Michał pomimo ogromnego kalectwa, nigdy nie poddawał się. Musiał nauczyć się wykonywać podstawowe czynności, nie posiadając rąk i nóg. To, co robi zadziwia wszystkich: nauczycieli, trenerów, pedagogów.
- On jest oswojony ze swoją niepełnosprawnością, oswoił również nas. Traktujemy to jak coś normalnego - mówi Małgorzata Śpiewak, wychowawczyni Michała w Gimnazjum nr 10 w Bielsku-Białej.
Od dziecka jego pasją był sport. Pomimo kalectwa, nauczył się jeździć na nartach i co więcej dostał się do kadry paraolimpijskiej. By móc trenować, nieprzystosowane protezy przywiązywał do kikutów bandażami. Pomimo otarć i zakrwawień, nie poddawał się.
- Jak za długo chodzę, to bolą nogi i ręce, ale postanowiłem osiągnąć swój cel i tego się trzymam - mówi Michał.
Michał rośnie i co kilka lat potrzebuje nowych protez. Ich koszt to ponad 40 tysięcy złotych. By mógł trenować i spełnić swoje marzenia olimpijskie niezbędne są dodatkowe, specjalistyczne protezy za prawie 20 tysięcy złotych.
- Te "nogi" przede wszystkim pomogą mi utrzymać równowagę, bo moje nie mają zaczepów - tłumaczy Michał.
- Te protezy są potrzebne, by mógł doskonalić jazdę na nartach. Dzięki narciarstwu jest bardzo dowartościowany - dodaje Elżbieta Dadok-Wasil, trenerka Michała.
Sytuacja finansowa i życiowa jest niestety w rodzinie bardzo trudna. Kilka dni temu dziadek Michała cudem uniknął śmierci. Nadal jest bardzo poważnie chory. Rodzina ma zaledwie jeden pokój z kuchnią. Żyją za niewiele ponad tysiąc złotych.
- Mąż ma cukrzycę, miażdżycę, chłoniaka i sparaliżowaną lewą stronę ciała po udarze - wylicza Irena Rychleńska, babcia Michała.
- Na mnie na razie nie może liczyć. Będę robił wszystko, żeby mi się poprawiło, żebym mu jeszcze pomógł - rozpacza Jan Rychleński, dziadek Michała.*
* skrót materiału
Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk
e-mail(Telewizja Polsat)
- Żalu do matki nie mam, bo jej nawet nie znam - mówi Michał.
Sąd pozbawił praw rodzicielskich rodziców chłopaka. I tak od szesnastu lat, jedynym dla niego wsparciem są dziadkowie. Pani Irena przestała pracować, by móc zając się wnuczkiem. Pan Jan pracował na dwóch etatach.
- Mąż z jednej roboty szedł do drugiej. W nocy pilnował parkingu, a w dzień szedł na budowę - opowiada Irena Rychleńska, babcia Michała.
Dziadkowie stali się rodziną zastępczą dla Michała. Jak twierdzi chłopak, to właśnie oni są jego rodzicami. Walczą o jego zdrowie i życie. Od samego początku nie było łatwo. Kilka lat temu Michał przeszedł skomplikowaną operację, dzięki której może korzystać z protez. Dziadkowie muszą walczyć o pieniądze na protezy, aby Michał nie został przykuty do wózka.
Michał pomimo ogromnego kalectwa, nigdy nie poddawał się. Musiał nauczyć się wykonywać podstawowe czynności, nie posiadając rąk i nóg. To, co robi zadziwia wszystkich: nauczycieli, trenerów, pedagogów.
- On jest oswojony ze swoją niepełnosprawnością, oswoił również nas. Traktujemy to jak coś normalnego - mówi Małgorzata Śpiewak, wychowawczyni Michała w Gimnazjum nr 10 w Bielsku-Białej.
Od dziecka jego pasją był sport. Pomimo kalectwa, nauczył się jeździć na nartach i co więcej dostał się do kadry paraolimpijskiej. By móc trenować, nieprzystosowane protezy przywiązywał do kikutów bandażami. Pomimo otarć i zakrwawień, nie poddawał się.
- Jak za długo chodzę, to bolą nogi i ręce, ale postanowiłem osiągnąć swój cel i tego się trzymam - mówi Michał.
Michał rośnie i co kilka lat potrzebuje nowych protez. Ich koszt to ponad 40 tysięcy złotych. By mógł trenować i spełnić swoje marzenia olimpijskie niezbędne są dodatkowe, specjalistyczne protezy za prawie 20 tysięcy złotych.
- Te "nogi" przede wszystkim pomogą mi utrzymać równowagę, bo moje nie mają zaczepów - tłumaczy Michał.
- Te protezy są potrzebne, by mógł doskonalić jazdę na nartach. Dzięki narciarstwu jest bardzo dowartościowany - dodaje Elżbieta Dadok-Wasil, trenerka Michała.
Sytuacja finansowa i życiowa jest niestety w rodzinie bardzo trudna. Kilka dni temu dziadek Michała cudem uniknął śmierci. Nadal jest bardzo poważnie chory. Rodzina ma zaledwie jeden pokój z kuchnią. Żyją za niewiele ponad tysiąc złotych.
- Mąż ma cukrzycę, miażdżycę, chłoniaka i sparaliżowaną lewą stronę ciała po udarze - wylicza Irena Rychleńska, babcia Michała.
- Na mnie na razie nie może liczyć. Będę robił wszystko, żeby mi się poprawiło, żebym mu jeszcze pomógł - rozpacza Jan Rychleński, dziadek Michała.*
* skrót materiału
Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk
e-mail(Telewizja Polsat)