W długach przez doradcę podatkowego
Zamiast rozliczać, kradł! Państwo Puchalakowie prowadzą bar w Ciepielowicach niedaleko Opola. Małżeństwo zatrudniło doradcę podatkowego, który miał rozliczać ich z podatku. Niestety, Zbigniew G. okazał się oszustem, który przez pół roku zdążył ukraść 15 tys. zł. Mężczyzna został skazany, ale pieniędzy odebrać mu nie można, bo oficjalnie nie ma żadnego majątku.
Ewa i Adam Puchalakowie jedenaście lat temu otworzyli własną działalność gospodarczą, bar "Pod Dębami". Księgowością firmy zajął się Zbigniew G, doradca podatkowy. Państwo Puchalakowie z księgowym podpisali umowę, płacąc co miesiąc za usługę 150 złotych.
- Człowiek musiał zaufać księgowemu, bo on jest po to, by profesjonalnie nas rozliczył. Zapewniał, że wszystko jest w porządku, że jak trzeba będzie, to nawet pójdzie do urzędu i zapłaci jakiś kwit, żebyśmy czasu nie tracili - wspomina Adam Puchalak.
Państwo Puchalakowie prowadzili dalej działalność. Wszelkie faktury, pieniądze przekazywali swojemu księgowemu. Oddawali mu rozliczenia z przekonaniem, że ich finansami zajmie się fachowiec.
Kilka miesięcy później pani Ewa wraz z mężem chciała wziąć kredyt. By móc to zrobić musiała uzyskać zaświadczenie z urzędu skarbowego o niezaleganiu z rozliczeniami. Wtedy okazało się, że Zbigniew G. przez pół roku świadczenia swoich usług dla państwa Puchalaków, oszukiwał ich.
- Wyraźnie było widać, że deklaracja podatkowa nijak się ma do dokumentów. Przykładowo: sprzedaż była na 10 tys. zł, a deklaracja na 5 tys. Był totalnie niekompetentny - mówi Janusz Sawicki, księgowy, który pomaga państwu Puchalakom.
- Brał pieniądze, fałszował podpisy, był nierzetelny. Robił korekty i sam je podbijał własną pieczątką, a tak nie powinno być - dodaje Adam Puchalak.
Pani Ewa wraz z mężem złożyli doniesienie do prokuratury. Pięć lat temu Zbigniew G. za oszustwa został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Rok później sąd cywilny nakazał oszustowi spłacić dług Puchalakom - ponad piętnaście tysięcy złotych. Jednak do dziś nic nie oddał.
Puchalakowie sprawę skierowali do komornika, ale i on nie odzyskał dla nich pieniędzy, gdyż Zbigniew G. nie ma majątku. Choć pracuje, to zbyt mało zarabia, by móc egzekwować dług. Pani Ewa postanowiła sprawdzić, co w tej sprawie zrobił komornik. Odwiedziliśmy obecne miejsce pracy Zbigniewa G. Okazało się, że komornika nigdy tam nie widziano.
- Należałoby zainicjować nadzór sadowy, przeprowadzić szczegółową analizę tego, skąd taka rozbieżność między obecnym pracodawcą Zbigniewa G. a komornikiem - mówi Jarosław Świeczkowski, prezes Krajowej Rady Komorniczej.
Uzyskanie informacji nie jest proste. Próbujemy więc wielokrotnie z panią Ewą i jej synem skontaktować się ze Zbigniewem G. Po wielu nieudanych próbach, w końcu udaje nam się porozmawiać z nim telefonicznie.
- Będę konsultował się z adwokatem z tej sprawie, więc nic nie powiem w tej chwili - usłyszeliśmy od Zbigniewa G.
Mężczyzna ma wyrok karny i cywilny. Nic to jednak dla Puchalaków nie oznacza. Nadal nie mogą odzyskać tego, co prawnie im się należy.
- My opieramy się na przepisach z 1964 roku, są to przepisy przestarzałe - zauważa Jarosław Świeczkowski, prezes Krajowej Rady Komorniczej.*
* skrót materiału
Reporter: Żanetta Kołodziejczyk
e-mail
(Telewizja Polsat)
- Człowiek musiał zaufać księgowemu, bo on jest po to, by profesjonalnie nas rozliczył. Zapewniał, że wszystko jest w porządku, że jak trzeba będzie, to nawet pójdzie do urzędu i zapłaci jakiś kwit, żebyśmy czasu nie tracili - wspomina Adam Puchalak.
Państwo Puchalakowie prowadzili dalej działalność. Wszelkie faktury, pieniądze przekazywali swojemu księgowemu. Oddawali mu rozliczenia z przekonaniem, że ich finansami zajmie się fachowiec.
Kilka miesięcy później pani Ewa wraz z mężem chciała wziąć kredyt. By móc to zrobić musiała uzyskać zaświadczenie z urzędu skarbowego o niezaleganiu z rozliczeniami. Wtedy okazało się, że Zbigniew G. przez pół roku świadczenia swoich usług dla państwa Puchalaków, oszukiwał ich.
- Wyraźnie było widać, że deklaracja podatkowa nijak się ma do dokumentów. Przykładowo: sprzedaż była na 10 tys. zł, a deklaracja na 5 tys. Był totalnie niekompetentny - mówi Janusz Sawicki, księgowy, który pomaga państwu Puchalakom.
- Brał pieniądze, fałszował podpisy, był nierzetelny. Robił korekty i sam je podbijał własną pieczątką, a tak nie powinno być - dodaje Adam Puchalak.
Pani Ewa wraz z mężem złożyli doniesienie do prokuratury. Pięć lat temu Zbigniew G. za oszustwa został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Rok później sąd cywilny nakazał oszustowi spłacić dług Puchalakom - ponad piętnaście tysięcy złotych. Jednak do dziś nic nie oddał.
Puchalakowie sprawę skierowali do komornika, ale i on nie odzyskał dla nich pieniędzy, gdyż Zbigniew G. nie ma majątku. Choć pracuje, to zbyt mało zarabia, by móc egzekwować dług. Pani Ewa postanowiła sprawdzić, co w tej sprawie zrobił komornik. Odwiedziliśmy obecne miejsce pracy Zbigniewa G. Okazało się, że komornika nigdy tam nie widziano.
- Należałoby zainicjować nadzór sadowy, przeprowadzić szczegółową analizę tego, skąd taka rozbieżność między obecnym pracodawcą Zbigniewa G. a komornikiem - mówi Jarosław Świeczkowski, prezes Krajowej Rady Komorniczej.
Uzyskanie informacji nie jest proste. Próbujemy więc wielokrotnie z panią Ewą i jej synem skontaktować się ze Zbigniewem G. Po wielu nieudanych próbach, w końcu udaje nam się porozmawiać z nim telefonicznie.
- Będę konsultował się z adwokatem z tej sprawie, więc nic nie powiem w tej chwili - usłyszeliśmy od Zbigniewa G.
Mężczyzna ma wyrok karny i cywilny. Nic to jednak dla Puchalaków nie oznacza. Nadal nie mogą odzyskać tego, co prawnie im się należy.
- My opieramy się na przepisach z 1964 roku, są to przepisy przestarzałe - zauważa Jarosław Świeczkowski, prezes Krajowej Rady Komorniczej.*
* skrót materiału
Reporter: Żanetta Kołodziejczyk
(Telewizja Polsat)