Wpędziła w długi i uciekła
Teresa W. z Myszkowa wzięła na znajomych i rodzinę 129 pożyczek i kredytów. Poszkodowani o niczym nie wiedzieli, bo kobieta fałszowała ich podpisy. Kiedy oszustka wpadła, obiecała dobrowolnie poddać się karze i nie trafiła do aresztu. Dziś ślad po niej zaginął.
- Ani jednego kredytu nie podpisałem, a tam jest na mnie sto tysięcy zaciągnięte - mówi Krzysztof Łukasiewicz, brat Teresy W.
54-letnia dziś Teresa W. pracowała w Myszkowskich Zakładach Przemysłu Wełnianego. Gdy te upadły, dostawała 700 złotych zasiłku przedemerytalnego. Postanowiła więc ratować budżet pożyczkami, zaciąganymi w bankach na konto swojej rodziny i sąsiadów.
- Płakała, że mężowi potrzeba na protezy, na klinikę, na leki. Mówiła, że wszystko spłaci. Brała ludzi na litość, bo ma męża inwalidę - opowiada Andrzej Jakubczak, szwagier Teresy W.
Od 2003 roku Teresa W. wzięła 129 pożyczek i kredytów z prawie 20 banków z całej Polski. Często prosiła znajomego lub kogoś z rodziny, aby wziął dla niej pierwszą pożyczkę. Potem były kolejne. Ale o tych już wielu nie miało pojęcia. Teresa W. podrabiała podpis, a współpracująca z nią pośredniczka kredytowa Elżbieta W.-K. poświadczała nieprawdę.
- Podpisałam dwie pożyczki, a później okazało się, że 22 inne zostały sfałszowane - opowiada Janina Konieczniak, która padła ofiarą Teresy W.
- Pani W.-K. dostała od banków nagrodę za operatywność. Za każdego klienta brała prowizję - dodaje Andrzej Jakubczak, szwagier Teresy W.
Każdy z poszkodowanych ma do spłacenia około 100 tysięcy złotych nie swojego kredytu. Pożyczki przyznano im choć nie mieli zdolności kredytowej. Teraz długi powinna spłacać Teresa W., ale komornik ściąga od innych. Nikogo nie interesuje, że na przykład pani Janina musi pomagać rodzinie bezrobotnego syna, a pan Andrzej ma na utrzymaniu niepełnosprawną córkę.
- Syn nie pracuje, a ma dwójkę dzieci. Wnuczka teraz będzie przystępowała do Komunii Świętej - mówi Janina Konieczniak, poszkodowana przez Teresę W.
Tymczasem Teresa W. podobno wyjechała z Polski. Nie znaleźliśmy jej w mieszkaniu. Nie stawiła się również na proces, który rozpoczął się w jej sprawie w Sądzie Rejonowym w Myszkowie.
- Główna oskarżona ma postawionych 130 zarzutów. Druga z oskarżonych, która zajmowała się pośrednictwem kredytowym, ma postawionych 60 zarzutów. Głównie chodzi o fałszowanie podpisów. W związku z powyższym może grozić jej odpowiedzialność nawet do 10 lat pozbawienia wolności - informuje Bogusław Zając z Sądu Okręgowego w Częstochowie.
Prokurator Rejonowy w Myszkowie, który prowadził sprawę Teresy W. i Elżbiety W.-K. przystał na wniosek oskarżonych o samoukaranie. Kobiety miały mieć wyroki w zawieszeniu i nie musiałyby oddawać zaciągniętych kredytów. Jednak sąd nie przystał na taką karę.
- Wziąłem 35 tysięcy złotych, bo myślałem, że razem damy radę to spłacić. A tu się okazało, że mam 100 tysięcy złotych zadłużenia. Co spłaciliśmy jedną pożyczkę, to ona brała dwie następne - podsumowuje Edmund Tomzik, poszkodowany przez Teresę W.*
* skrót materiału
Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba
epocztar@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
54-letnia dziś Teresa W. pracowała w Myszkowskich Zakładach Przemysłu Wełnianego. Gdy te upadły, dostawała 700 złotych zasiłku przedemerytalnego. Postanowiła więc ratować budżet pożyczkami, zaciąganymi w bankach na konto swojej rodziny i sąsiadów.
- Płakała, że mężowi potrzeba na protezy, na klinikę, na leki. Mówiła, że wszystko spłaci. Brała ludzi na litość, bo ma męża inwalidę - opowiada Andrzej Jakubczak, szwagier Teresy W.
Od 2003 roku Teresa W. wzięła 129 pożyczek i kredytów z prawie 20 banków z całej Polski. Często prosiła znajomego lub kogoś z rodziny, aby wziął dla niej pierwszą pożyczkę. Potem były kolejne. Ale o tych już wielu nie miało pojęcia. Teresa W. podrabiała podpis, a współpracująca z nią pośredniczka kredytowa Elżbieta W.-K. poświadczała nieprawdę.
- Podpisałam dwie pożyczki, a później okazało się, że 22 inne zostały sfałszowane - opowiada Janina Konieczniak, która padła ofiarą Teresy W.
- Pani W.-K. dostała od banków nagrodę za operatywność. Za każdego klienta brała prowizję - dodaje Andrzej Jakubczak, szwagier Teresy W.
Każdy z poszkodowanych ma do spłacenia około 100 tysięcy złotych nie swojego kredytu. Pożyczki przyznano im choć nie mieli zdolności kredytowej. Teraz długi powinna spłacać Teresa W., ale komornik ściąga od innych. Nikogo nie interesuje, że na przykład pani Janina musi pomagać rodzinie bezrobotnego syna, a pan Andrzej ma na utrzymaniu niepełnosprawną córkę.
- Syn nie pracuje, a ma dwójkę dzieci. Wnuczka teraz będzie przystępowała do Komunii Świętej - mówi Janina Konieczniak, poszkodowana przez Teresę W.
Tymczasem Teresa W. podobno wyjechała z Polski. Nie znaleźliśmy jej w mieszkaniu. Nie stawiła się również na proces, który rozpoczął się w jej sprawie w Sądzie Rejonowym w Myszkowie.
- Główna oskarżona ma postawionych 130 zarzutów. Druga z oskarżonych, która zajmowała się pośrednictwem kredytowym, ma postawionych 60 zarzutów. Głównie chodzi o fałszowanie podpisów. W związku z powyższym może grozić jej odpowiedzialność nawet do 10 lat pozbawienia wolności - informuje Bogusław Zając z Sądu Okręgowego w Częstochowie.
Prokurator Rejonowy w Myszkowie, który prowadził sprawę Teresy W. i Elżbiety W.-K. przystał na wniosek oskarżonych o samoukaranie. Kobiety miały mieć wyroki w zawieszeniu i nie musiałyby oddawać zaciągniętych kredytów. Jednak sąd nie przystał na taką karę.
- Wziąłem 35 tysięcy złotych, bo myślałem, że razem damy radę to spłacić. A tu się okazało, że mam 100 tysięcy złotych zadłużenia. Co spłaciliśmy jedną pożyczkę, to ona brała dwie następne - podsumowuje Edmund Tomzik, poszkodowany przez Teresę W.*
* skrót materiału
Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba
epocztar@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)