Wyrok na głuchoniemą
Szok! Pracownicy poradni psychologiczno-pedagogicznej w Płocku stwierdzili, że 10-letnia, głuchoniema Helenka jest ciężko upośledzona. Opinię wydali po dwugodzinnej rozmowie z dzieckiem. Ciekawi jesteśmy, jak ona przebiegała, skoro nikt w placówce nie zna języka migowego! Matka Helenki jest oburzona, twierdzi, że jej córka rozwija się prawidłowo.
10-letnia Helenka z Płocka nie słyszy od urodzenia. Uczyła się w Instytucie Głuchoniemych w Warszawie. Jednak rozłąka z rodziną spowodowała, że dziewczynka zaczęła coraz częściej chorować. Rodzice postanowili więc sprowadzić córkę do domu. Aby mogła się uczyć tak jak inne dzieci, rodzice potrzebowali opinii z poradni psychologiczno-pedagogicznej.
- Badanie trwało dwie godziny, więc moje pytanie jest jedno. Jak one badały? Opinie, które otrzymałam zszokowały mnie, dowiedziałam się, że moje dziecko jest globalnie opóźnione we wszystkich strefach rozwoju! Stwierdzono tak, choć żadna z pań nie potrafiła się skomunikować z moją córką- denerwuje się Marta Chojnowska, matka Helenki.
- Uważam, że dziecko skrzywdzono. To jest tak, jakbyśmy Polaka mieli odpytywać w języku węgierskim. Też uznany zostanie za osobę upośledzoną. To dziecko nie miało żadnych szans - dodaje Olgierd Kosiba z Towarzystwa Tłumaczy i Wykładowców Języka Migowego "Gest".
W rezultacie 10-latka otrzymała opinię, z której wynika, że jest ciężko upośledzona i powinna kontynuować naukę w ośrodku specjalnym. Czy opinia nie była zbyt pochopna i krzywdząca dla dziecka?
- To jest wielka odpowiedzialność. My wydając opinię kształtujemy na całe życie to dziecko, więc nie wydajemy pochopnych opinii. Zawsze bardzo dokładnie diagnozujemy dziecko - zapewnia Paweł Świątek, dyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 1 w Płocku.
- To jest wyrok, przypieczętowanie dziecku upośledzenia - mówi Marta Chojnowska, matka Helenki.
Rodzice dziewczynki nie zgodzili się z opinią pracowników poradni i złożyli wniosek o przeprowadzenie drugiego badania, ale już w obecności tłumacza języka migowego. Na badanie do Płocka przyjechała z Jeleniej Góry tłumaczka Agnieszka Golec. Jak twierdzi, badanie, w którym wzięła udział również pozostawiało wiele do życzenia.
- Nie wyobrażam sobie skomunikowania się z Helenką bez języka migowego. Beze mnie te panie nie były w stanie przeprowadzić tego badania. Zastanawia fakt, jak było ono przeprowadzone wcześniej. Helenka wykonała w pewnym momencie dwa proste gesty, że chce pić. Przetłumaczyłam i dostała wodę, ale bez mojej obecności nie miałoby to miejsca - opowiada tłumaczka.
- Językiem migowym u nas nie posługuje się nikt, ale pani pedagog miała podstawy języka migowego na studiach, a pani psycholog posługuje się fonogestami i piktogramami - mówi Paweł Świątek, dyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 1 w Płocku.
Helenka czeka teraz na kolejną opinię, dzięki której będzie mogła uczyć się indywidualnie, ale na podstawie takiego samego programu, jak jej rówieśnicy. Przykład 10-latki z Płocka - to zdaniem zajmujących się problemami głuchoniemych i osób niesłyszących - jedynie wierzchołek góry lodowej.
- Sytuacja nie wygląda dobrze, ponieważ te osoby mają problem komunikacyjny, począwszy od sklepu spożywczego na urzędzie miasta i policji skończywszy - mówi Olgierd Kosiba z Towarzystwa Tłumaczy i Wykładowców Języka Migowego "Gest".
- Jeżeli jestem gdzieś, to przeważnie muszę korzystać z kartki i długopisu. Natomiast w sądzie muszę już wzywać tłumacza języka migowego - dodaje Małgorzata Borysiak, niesłysząca.
Nasz reporter postanowił sprawdzić, czy rzeczywiście tak jest? Po nauczeniu się kilku prostych gestów języka migowego, odwiedził pocztę i bank w oddalonym od Płocka o 200 kilometrów Olsztynie. Niestety... ani na poczcie, ani w banku nie udało się porozumieć.
- A tak być nie powinno, skoro głuchoniemi mają swój język. Konstytucja gwarantuje wszystkim szanse na komunikowanie się, ale nikt tego nie szanuje - podsumowuje Olgierd Kosiba z Towarzystwa Tłumaczy i Wykładowców Języka Migowego "Gest".*
* skrót materiału
Reporter: Leszek Tekielski
ltekielski@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
- Badanie trwało dwie godziny, więc moje pytanie jest jedno. Jak one badały? Opinie, które otrzymałam zszokowały mnie, dowiedziałam się, że moje dziecko jest globalnie opóźnione we wszystkich strefach rozwoju! Stwierdzono tak, choć żadna z pań nie potrafiła się skomunikować z moją córką- denerwuje się Marta Chojnowska, matka Helenki.
- Uważam, że dziecko skrzywdzono. To jest tak, jakbyśmy Polaka mieli odpytywać w języku węgierskim. Też uznany zostanie za osobę upośledzoną. To dziecko nie miało żadnych szans - dodaje Olgierd Kosiba z Towarzystwa Tłumaczy i Wykładowców Języka Migowego "Gest".
W rezultacie 10-latka otrzymała opinię, z której wynika, że jest ciężko upośledzona i powinna kontynuować naukę w ośrodku specjalnym. Czy opinia nie była zbyt pochopna i krzywdząca dla dziecka?
- To jest wielka odpowiedzialność. My wydając opinię kształtujemy na całe życie to dziecko, więc nie wydajemy pochopnych opinii. Zawsze bardzo dokładnie diagnozujemy dziecko - zapewnia Paweł Świątek, dyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 1 w Płocku.
- To jest wyrok, przypieczętowanie dziecku upośledzenia - mówi Marta Chojnowska, matka Helenki.
Rodzice dziewczynki nie zgodzili się z opinią pracowników poradni i złożyli wniosek o przeprowadzenie drugiego badania, ale już w obecności tłumacza języka migowego. Na badanie do Płocka przyjechała z Jeleniej Góry tłumaczka Agnieszka Golec. Jak twierdzi, badanie, w którym wzięła udział również pozostawiało wiele do życzenia.
- Nie wyobrażam sobie skomunikowania się z Helenką bez języka migowego. Beze mnie te panie nie były w stanie przeprowadzić tego badania. Zastanawia fakt, jak było ono przeprowadzone wcześniej. Helenka wykonała w pewnym momencie dwa proste gesty, że chce pić. Przetłumaczyłam i dostała wodę, ale bez mojej obecności nie miałoby to miejsca - opowiada tłumaczka.
- Językiem migowym u nas nie posługuje się nikt, ale pani pedagog miała podstawy języka migowego na studiach, a pani psycholog posługuje się fonogestami i piktogramami - mówi Paweł Świątek, dyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 1 w Płocku.
Helenka czeka teraz na kolejną opinię, dzięki której będzie mogła uczyć się indywidualnie, ale na podstawie takiego samego programu, jak jej rówieśnicy. Przykład 10-latki z Płocka - to zdaniem zajmujących się problemami głuchoniemych i osób niesłyszących - jedynie wierzchołek góry lodowej.
- Sytuacja nie wygląda dobrze, ponieważ te osoby mają problem komunikacyjny, począwszy od sklepu spożywczego na urzędzie miasta i policji skończywszy - mówi Olgierd Kosiba z Towarzystwa Tłumaczy i Wykładowców Języka Migowego "Gest".
- Jeżeli jestem gdzieś, to przeważnie muszę korzystać z kartki i długopisu. Natomiast w sądzie muszę już wzywać tłumacza języka migowego - dodaje Małgorzata Borysiak, niesłysząca.
Nasz reporter postanowił sprawdzić, czy rzeczywiście tak jest? Po nauczeniu się kilku prostych gestów języka migowego, odwiedził pocztę i bank w oddalonym od Płocka o 200 kilometrów Olsztynie. Niestety... ani na poczcie, ani w banku nie udało się porozumieć.
- A tak być nie powinno, skoro głuchoniemi mają swój język. Konstytucja gwarantuje wszystkim szanse na komunikowanie się, ale nikt tego nie szanuje - podsumowuje Olgierd Kosiba z Towarzystwa Tłumaczy i Wykładowców Języka Migowego "Gest".*
* skrót materiału
Reporter: Leszek Tekielski
ltekielski@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)