Zakażony oddział
Szczeciński szpital na Pomorzanach przyjął pacjentkę z zagrożoną ciążą na oddział zakażony groźną bakterią. Kobieta urodziła wcześniaka. Niestety, kiedy dziecko dochodziło do zdrowia, zakaziło się pałeczką zapalenia płuc i zmarło. Okazuje się, że szpital wiedział o zakażeniu jeszcze przed przyjęciem pacjentki. Dlaczego kobieta trafiła na oddział?
- Nie popełniliśmy grzechu zaniedbania, nie stwierdziliśmy, że jest to nasza wina, więc nie możemy mieć wyrzutów sumienia - mówi prof. Florian Czerwiński z Samodzielnego Szpitala Klinicznego nr 2 Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego (PUM) w Szczecinie.
Joanna Gryc jest mamą czteroletniej Zuzi. Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży z drugim dzieckiem, była bardzo szczęśliwa. Ciąża była jednak zagrożona. Dlatego 18 stycznia 2010 roku pani Joanna trafiła do szczecińskiego szpitala na Pomorzanach.
- Miałam zakażenie wewnątrzmaciczne, dostawałam antybiotyki - opowiada.
Kobieta została wypisana 22 stycznia. Dwa dni później zaczęła rodzić. Ponownie trafiła do szpitala na Pomorzanach. 24 stycznia 2010 roku na świat przyszła Zosia.
- Zofia Gryc urodziła się jako dziecko przedwcześnie urodzone, o ile dobrze pamiętam, był to 30. tydzień ciąży - mówi prof. Florian Czerwiński z Samodzielnego Szpitala Klinicznego nr 2 PUM w Szczecinie.
- Dziecko było zakażone infekcją wewnątrzmaciczną, która od razu została przez lekarza zauważona i odpowiednio leczona antybiotykowo. Po kilku dniach dziecko wyzdrowiało, było już przygotowywane do wypisania ze szpitala - opowiada Patryk Zbroja, pełnomocnik pani Joanny.
Do wypisu jednak nie doszło. 9 lutego stan Zosi nagle się pogorszył.
- Kazali mi przyjechać do szpitala, bo dziecko jest w krytycznym stanie. Jak już przyjechałam, to Zosia była cała sina, pod aparaturą - wspomina Joanna Gryc, matka dziecka.
- Zosia zmarła na skutek zakażenia bakterią Klebsiella pneumoniae, szczepem szpitalnym - dodaje Patryk Zbroja, pełnomocnik pani Joanny.
Po śmierci Zosi okazało się, że szpital z zagrożeniem epidemiologicznym zmagał się już od grudnia. 21 stycznia - trzy dni przed narodzinami Zosi - zapadła nieformalna decyzja, że przyjęcia kobiet zagrożonych przedwczesnym porodem należy wstrzymać. Czemu więc pani Joanna trafiła na oddział?
- Nie było innego wyjścia dla pani Gryc. Ona wcześniej leżała u nas na patologii ciąży, bo ciąża była zagrożona. Powiedziałbym, że to był nasz psi obowiązek ją przyjąć i leczyć, starać się, żeby poród był jak najmniej szkodliwy dla tego dzieciaka - twierdzi prof. Florian Czerwiński z Samodzielnego Szpitala Klinicznego nr 2 PUM w Szczecinie.
- Dlaczego nikt się nie potrafi przyznać do błędu? Dlaczego wcześniej nie zamknięto oddziału wiedząc, że mają taką bakterię, że wcześniaki są narażone? - pyta pani Joanna.
Oddział zamknięto 4 lutego. Pani Joanna ma żal, że stało się to tak późno. Nie może też zrozumieć, dlaczego, kiedy przebywała na oddziale przed porodem, nie poinformowano jej o ewentualnym zagrożeniu.
- Gdybym wiedziała, że są takie bakterie w szpitalu, to wybrałabym inny, w Zdrojach. Tam też mają przygotowane dla wcześniaków aparatury - mówi pani Joanna.
- To są sprawy kierownika kliniki, które nie docierają do dyrektora szpitala. On za to bierze pieniądze, żeby odpowiadał na pytanie, czy uświadomił matkę tego nieszczęsnego dzieciaka - mówi prof. Florian Czerwiński z Samodzielnego Szpitala Klinicznego nr 2 PUM w Szczecinie.
Niestety, kierownik kliniki nie chciał z nami rozmawiać. Mama zmarłej Zosi zgłosiła sprawę prokuraturze. Ta umorzyła postępowanie wobec braku znamion czynu zabronionego.
- Nie zdołano ustalić, aby ktokolwiek z personelu szpitala przyczynił się do śmierci dziecka- informuje Małgorzata Wojciechowicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
- Chociaż nie ma możliwości postawienia zarzutu konkretnej osobie, to nie wyklucza to odpowiedzialności szpitala, jako jednostki organizacyjnej w postępowaniu cywilnym - mówi Patryk Zbroja, pełnomocnik pani Joanny.
I dlatego mama Zosi postanowiła złożyć do sądu cywilny pozew przeciwko szpitalowi. Domaga się odszkodowania.
- To jest przestroga dla innych mam, które będą rodziły w szpitalach, żeby dowiadywały się wcześniej. Żeby szpitale informowały, co się dzieje na oddziale, tutaj tego nie było - mówi pani Joanna.*
* skrót materiału
Reporterka: Irmina Brachacz
ibrachacz@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
Joanna Gryc jest mamą czteroletniej Zuzi. Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży z drugim dzieckiem, była bardzo szczęśliwa. Ciąża była jednak zagrożona. Dlatego 18 stycznia 2010 roku pani Joanna trafiła do szczecińskiego szpitala na Pomorzanach.
- Miałam zakażenie wewnątrzmaciczne, dostawałam antybiotyki - opowiada.
Kobieta została wypisana 22 stycznia. Dwa dni później zaczęła rodzić. Ponownie trafiła do szpitala na Pomorzanach. 24 stycznia 2010 roku na świat przyszła Zosia.
- Zofia Gryc urodziła się jako dziecko przedwcześnie urodzone, o ile dobrze pamiętam, był to 30. tydzień ciąży - mówi prof. Florian Czerwiński z Samodzielnego Szpitala Klinicznego nr 2 PUM w Szczecinie.
- Dziecko było zakażone infekcją wewnątrzmaciczną, która od razu została przez lekarza zauważona i odpowiednio leczona antybiotykowo. Po kilku dniach dziecko wyzdrowiało, było już przygotowywane do wypisania ze szpitala - opowiada Patryk Zbroja, pełnomocnik pani Joanny.
Do wypisu jednak nie doszło. 9 lutego stan Zosi nagle się pogorszył.
- Kazali mi przyjechać do szpitala, bo dziecko jest w krytycznym stanie. Jak już przyjechałam, to Zosia była cała sina, pod aparaturą - wspomina Joanna Gryc, matka dziecka.
- Zosia zmarła na skutek zakażenia bakterią Klebsiella pneumoniae, szczepem szpitalnym - dodaje Patryk Zbroja, pełnomocnik pani Joanny.
Po śmierci Zosi okazało się, że szpital z zagrożeniem epidemiologicznym zmagał się już od grudnia. 21 stycznia - trzy dni przed narodzinami Zosi - zapadła nieformalna decyzja, że przyjęcia kobiet zagrożonych przedwczesnym porodem należy wstrzymać. Czemu więc pani Joanna trafiła na oddział?
- Nie było innego wyjścia dla pani Gryc. Ona wcześniej leżała u nas na patologii ciąży, bo ciąża była zagrożona. Powiedziałbym, że to był nasz psi obowiązek ją przyjąć i leczyć, starać się, żeby poród był jak najmniej szkodliwy dla tego dzieciaka - twierdzi prof. Florian Czerwiński z Samodzielnego Szpitala Klinicznego nr 2 PUM w Szczecinie.
- Dlaczego nikt się nie potrafi przyznać do błędu? Dlaczego wcześniej nie zamknięto oddziału wiedząc, że mają taką bakterię, że wcześniaki są narażone? - pyta pani Joanna.
Oddział zamknięto 4 lutego. Pani Joanna ma żal, że stało się to tak późno. Nie może też zrozumieć, dlaczego, kiedy przebywała na oddziale przed porodem, nie poinformowano jej o ewentualnym zagrożeniu.
- Gdybym wiedziała, że są takie bakterie w szpitalu, to wybrałabym inny, w Zdrojach. Tam też mają przygotowane dla wcześniaków aparatury - mówi pani Joanna.
- To są sprawy kierownika kliniki, które nie docierają do dyrektora szpitala. On za to bierze pieniądze, żeby odpowiadał na pytanie, czy uświadomił matkę tego nieszczęsnego dzieciaka - mówi prof. Florian Czerwiński z Samodzielnego Szpitala Klinicznego nr 2 PUM w Szczecinie.
Niestety, kierownik kliniki nie chciał z nami rozmawiać. Mama zmarłej Zosi zgłosiła sprawę prokuraturze. Ta umorzyła postępowanie wobec braku znamion czynu zabronionego.
- Nie zdołano ustalić, aby ktokolwiek z personelu szpitala przyczynił się do śmierci dziecka- informuje Małgorzata Wojciechowicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
- Chociaż nie ma możliwości postawienia zarzutu konkretnej osobie, to nie wyklucza to odpowiedzialności szpitala, jako jednostki organizacyjnej w postępowaniu cywilnym - mówi Patryk Zbroja, pełnomocnik pani Joanny.
I dlatego mama Zosi postanowiła złożyć do sądu cywilny pozew przeciwko szpitalowi. Domaga się odszkodowania.
- To jest przestroga dla innych mam, które będą rodziły w szpitalach, żeby dowiadywały się wcześniej. Żeby szpitale informowały, co się dzieje na oddziale, tutaj tego nie było - mówi pani Joanna.*
* skrót materiału
Reporterka: Irmina Brachacz
ibrachacz@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)