Zemsta taksówkarzy

Zemsta taksówkarzy

Czy Lidzbarkiem Warmińskim rządzi gang taksówkarzy? Marek Kłos woził mieszkańców tego miasta po niższej cenie niż konkurencja. Najpierw inni taksówkarze wypędzili go z postoju przy dworcu autobusowym, a następnie spalono mu samochód. Zleceniodawcą przestępstwa był taksówkarz.

44-letni Marek Kłos z Lidzbarka Warmińskiego w 2009 roku uzyskał licencję jako kierowca taksówki. Swoją pracę zaczynał na postoju przy dworcu autobusowym.

- Na początku było normalnie. Jednak ponieważ większość taksówkarzy ma zlecenia ze swoich telefonów prywatnych, to ja musiałem się jakość zareklamować ulotkami. Im to nie pasowało. Zobaczyli, że więcej ludzi zaczyna ze mną jeździć - opowiada Marek Kłos.

Dlatego pan Marek zrezygnował z postoju, gdzie dochodziło do konfliktów i przeniósł się na miejsce, które jest po drugiej stronie dworca. Mężczyzna miał stałą cenę - na krótkich trasach inkasował 5 zł, a na dłuższych 7 zł . Nie spodobało się to starszym taksówkarzom, którzy uważali, że ceny są za niskie.

- Marek Kłos zabierał nam klientów, którzy wysiadali z busa z Olsztyna, nikt do nas nie chodził - mówi Kazimierz Zwierzyński, taksówkarz.

- To ich ruszało. Jak przejeżdżałem, to wszyscy patrzyli czy sam jazdę, czy z kimś - twierdzi pan Marek.

- Po prostu utworzył drugi postój, na który zgodzili się urzędnicy. Walczyliśmy z tym, wysyłaliśmy pisma i od nowego roku pan Marek nie ma już postoju - dodaje Ireneusz, taksówkarz.

O tym, że nowym osobom na postoju nie jest łatwo potwierdził także były taksówkarz. Do zawodu nie planuje wrócić.

- Nie byłem w stanie wytrzymać tej presji. Nie pozwalali mi zarobkować. Nawet posuwali się do tego, że otwierali drzwi i mówili klientowi, że nie mam licencji. Według mnie to nosi znamiona mafii - mówi były taksówkarz z Lidzbarka Warmińskiego.

Chociaż pan Marek nie miał postoju, nie zamierzał rezygnować z pracy. Zlecenia odbierał będąc w domu. Swój samochód parkował przy bloku. Na początku marca jego auto zostało doszczętnie spalone.

- Już następnego dnia doszło do zatrzymania 20-letniego sprawcy, a dzień później został zatrzymany 27-letni zleceniodawca tego przestępstwa. Obaj mężczyźni przyznali się do popełnienia tych czynów - informuje Jolanta Wójcik z policji w Lidzbarku Warmińskim.

Zleceniodawcą okazał się Fabian Z., taksówkarz z postoju, na którym swoją pracę zaczynał pan Marek. Mężczyzna mówi, że pieniądze, które przekazał podpalaczowi pochodziły ze składki od innych taksówkarzy.

- Złożyli się wszyscy z tego dworca - potwierdza Fabian Z.

- Wyjąłem 150 zł i dałem, a kolega mówi, że trzeba dorzucić do 200 - dodaje Kazimierz Zwierzyński, taksówkarz.

- Wszyscy taksówkarze zaprzeczają, że mają cokolwiek z tym wspólnego - informuje Longina Linkiewicz z Prokuratury Rejonowej w Lidzbarku Warmińskim.

Dotarliśmy do osoby, która spaliła samochód pana Marka. Mężczyzna zgodził się na rozmowę. Twierdzi, że przyjął zlecenie ponieważ był w trudnej sytuacji finansowej.

- W Polsce większość osób żyje na "nielegalu". Nie ma perspektyw, a trzeba za coś żyć. Samochód podpaliłem tzw. koktajlem Mołotowa - opowiada podpalacz.

- To przestępstwo zagrożone jest karą pozbawienia wolności od 3 do 5 lat - mówi Longina Linkiewicz z Prokuratury Rejonowej w Lidzbarku Warmińskim.

Pan Marek nie mógł pozwolić sobie na bycie osobą bezrobotną, ponieważ na utrzymaniu ma żonę i córkę. Już kupił nowy samochód. Po remoncie auta wraca za kierownicę.

- Moich klientów wypracowałem sobie ciężką pracą. Dalej będę jeździł, nie poddam się. Stawka będzie taka jak do tej pory, to jest 7 złotych po mieście - zapowiada taksówkarz. *

* skrót materiału

Reporter: Grzegorz Kowalski

gkowalski@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)