Brat zrujnował rodzinę
Pani Henryce z Klewkowa koło Łowicza grozi bezdomność. Jej brat sprzedał gospodarstwo, które razem odziedziczyli po rodzicach. Kobieta o niczym nie wiedziała. Twierdzi, że nabywcy wykorzystali chorobę alkoholową jej brata. Dlatego walczy o unieważnienie jego decyzji. Czy ma szansę? - Chodziłam z podbitymi oczami, bo lał mnie. W życiu się synowi nie przyznałam - opowiada o bracie Eugeniuszu Henryka Sufczyńska.
Dramat rodziny trwa już ponad 11 lat. Po śmierci rodziców na ponad siedmiohektarowym gospodarstwie został pan Eugeniusz i pani Henryka z synem.
- To było kwitnące gospodarstwo. Matka ciężko pracowała, a my jej po szkole pomagaliśmy - opowiada Henryka Sufczyńska.
- Wuj miał skłonności do alkoholu, przestał uprawiać swoją ziemię, pracował u innych, bardzo chętnie za alkohol. W końcu go wykorzystano, doprowadzili do tego, że niczego nieświadomy sprzedawał ten majątek - twierdzi Wojciech Milczarek, syn pani Henryki.
I tu zaczyna się drugi dramat Milczarków. Rodzina przez przypadek dowiedziała się, że wuj potajemnie od 1996 roku zaczął wyprzedawać majątek. W 2000 roku jednemu z sąsiadów sprzedał wszystko, co pozostało.
- Sprzedałem, ale pieniędzy też nie mam. W banku zaraz zabrano. A u notariusza jak byłem, to mnie się wydaję, że pod wpływem narkotyków. Mówiłem, że hektar i budynki zostają, a tu przekręt. Kazali podpisać, to podpisałem - mówi pan Eugeniusz.
- Poszłam do geodezji zapytać o stan prawny gospodarstwa. Urzędniczka powiedziała, że nie mamy już nic. W akcie notarialnym nie ma żadnej wzmianki, że ja tu mieszkam od urodzenia - opowiada Henryka Sufczyńska.
Siostra pana Eugeniusza kategorycznie twierdzi, że brat nie mógł sprzedać majątku bez jej zgody, bowiem nie jest jedynym spadkobiercą po rodzicach. Rozpoczęli z synem walkę o sprzedaną ziemię.
- Mama wcale tego nie przepisała, w ogóle nie było przeprowadzone postępowanie spadkowe. Nikt się nie zrzekał ziemi na rzecz brata. Powiadomiliśmy jedynie urząd gminy, że brat zostaje w tym gospodarstwie - mówi pani Henryka.
Poszliśmy do Urzędu Gminy w Łowiczu sprawdzić, jakie dokumenty są w archiwum urzędowym.
- Wuj wszedł w posiadanie aktu własności ziemi wydanego przez naczelnika gminy 12 grudnia 1975 roku - poinformował nas Andrzej Barylski, wójt gminy Łowicz.
- Na podstawie ówcześnie obowiązujących przepisów całość tego majątku matka, jako samoistny posiadacz tej nieruchomości rolnej, przekazała synowi. Nikt wówczas tego nie sprawdzał, nie było prowadzone postępowanie w tym zakresie. W związku z tym ówczesny naczelnik gminy wydał decyzję administracyjną o nadaniu aktu własności ziemi - tłumaczy Iwona Kusio-Szalak, radca prawny.
Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Łowiczu. W 2000 roku zapadł wyrok.
- Sąd ustalił, że gospodarstwo rolne nie wchodziło już w skład spadku, bowiem na mocy aktu własności ziemi nabył je Eugeniusz Milczarek i to on był jedynym właścicielem - mówi Anna Czerwińska z Sądu Rejonowego w Łowiczu.
Pani Henryka i jej syn nie zgadzają się z tym wyrokiem. Walczą dalej w sądach.
- Został złożony pozew o unieważnienie tych umów notarialnych. Wuj, kiedy zbywał ten majątek, znajdował się w stanie wyłączającym świadome podjecie decyzji, bądź wyrażenie woli. Czyli krótko mówiąc: głęboka psychodegradacja alkoholowa - mówi Wojciech Milczarek, syn pani Henryki.
Od tej opinii odwołali się sąsiedzi, którym pan Eugeniusz sprzedał majątek. Mężczyzny, który kupił najwięcej nie zastaliśmy w domu. Sąsiadka zza miedzy też nie chciała wypowiadać się przed kamerą. Sprawa toczy się dalej. Rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi odmówił nam wypowiedzi.
- W najczarniejszych snach nie przypuszczałam, że na stare lata zostanę pozbawiona całego majątku po zmarłych rodzicach - rozpacza pani Henryka.*
* skrót materiału
Reporterki: Małgorzata Frydrych , Iza Kondracka
mfrydrych@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
- To było kwitnące gospodarstwo. Matka ciężko pracowała, a my jej po szkole pomagaliśmy - opowiada Henryka Sufczyńska.
- Wuj miał skłonności do alkoholu, przestał uprawiać swoją ziemię, pracował u innych, bardzo chętnie za alkohol. W końcu go wykorzystano, doprowadzili do tego, że niczego nieświadomy sprzedawał ten majątek - twierdzi Wojciech Milczarek, syn pani Henryki.
I tu zaczyna się drugi dramat Milczarków. Rodzina przez przypadek dowiedziała się, że wuj potajemnie od 1996 roku zaczął wyprzedawać majątek. W 2000 roku jednemu z sąsiadów sprzedał wszystko, co pozostało.
- Sprzedałem, ale pieniędzy też nie mam. W banku zaraz zabrano. A u notariusza jak byłem, to mnie się wydaję, że pod wpływem narkotyków. Mówiłem, że hektar i budynki zostają, a tu przekręt. Kazali podpisać, to podpisałem - mówi pan Eugeniusz.
- Poszłam do geodezji zapytać o stan prawny gospodarstwa. Urzędniczka powiedziała, że nie mamy już nic. W akcie notarialnym nie ma żadnej wzmianki, że ja tu mieszkam od urodzenia - opowiada Henryka Sufczyńska.
Siostra pana Eugeniusza kategorycznie twierdzi, że brat nie mógł sprzedać majątku bez jej zgody, bowiem nie jest jedynym spadkobiercą po rodzicach. Rozpoczęli z synem walkę o sprzedaną ziemię.
- Mama wcale tego nie przepisała, w ogóle nie było przeprowadzone postępowanie spadkowe. Nikt się nie zrzekał ziemi na rzecz brata. Powiadomiliśmy jedynie urząd gminy, że brat zostaje w tym gospodarstwie - mówi pani Henryka.
Poszliśmy do Urzędu Gminy w Łowiczu sprawdzić, jakie dokumenty są w archiwum urzędowym.
- Wuj wszedł w posiadanie aktu własności ziemi wydanego przez naczelnika gminy 12 grudnia 1975 roku - poinformował nas Andrzej Barylski, wójt gminy Łowicz.
- Na podstawie ówcześnie obowiązujących przepisów całość tego majątku matka, jako samoistny posiadacz tej nieruchomości rolnej, przekazała synowi. Nikt wówczas tego nie sprawdzał, nie było prowadzone postępowanie w tym zakresie. W związku z tym ówczesny naczelnik gminy wydał decyzję administracyjną o nadaniu aktu własności ziemi - tłumaczy Iwona Kusio-Szalak, radca prawny.
Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Łowiczu. W 2000 roku zapadł wyrok.
- Sąd ustalił, że gospodarstwo rolne nie wchodziło już w skład spadku, bowiem na mocy aktu własności ziemi nabył je Eugeniusz Milczarek i to on był jedynym właścicielem - mówi Anna Czerwińska z Sądu Rejonowego w Łowiczu.
Pani Henryka i jej syn nie zgadzają się z tym wyrokiem. Walczą dalej w sądach.
- Został złożony pozew o unieważnienie tych umów notarialnych. Wuj, kiedy zbywał ten majątek, znajdował się w stanie wyłączającym świadome podjecie decyzji, bądź wyrażenie woli. Czyli krótko mówiąc: głęboka psychodegradacja alkoholowa - mówi Wojciech Milczarek, syn pani Henryki.
Od tej opinii odwołali się sąsiedzi, którym pan Eugeniusz sprzedał majątek. Mężczyzny, który kupił najwięcej nie zastaliśmy w domu. Sąsiadka zza miedzy też nie chciała wypowiadać się przed kamerą. Sprawa toczy się dalej. Rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi odmówił nam wypowiedzi.
- W najczarniejszych snach nie przypuszczałam, że na stare lata zostanę pozbawiona całego majątku po zmarłych rodzicach - rozpacza pani Henryka.*
* skrót materiału
Reporterki: Małgorzata Frydrych , Iza Kondracka
mfrydrych@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)