Gdzie jej 100 tysięcy?

Gdzie jej 100 tysięcy?

Pani Janina ubezpieczyła swój dom na 100 tysięcy złotych. Kiedy runął, wystąpiła do PZU o należne jej pieniądze. Ponieważ z budynku nic nie zostało, sądziła, że dostanie pełną sumę ubezpieczenia. Dostała zaledwie 24 tysiące!

Kilka połamanych desek, trochę starych cegieł. Tyle zostało dziś z domu pani Janiny Kułagi z Obidzy, małej miejscowości pod Nowym Sączem. Rok temu na jej rodzinny dom zeszło osuwisko.

- To były sekundy, nie da się tego opisać. W jednej chwili zabrało nam wszystko - opowiada Kamila Kułaga, córka pani Janiny.  

- Po oględzinach wydaliśmy nakaz rozbiórki tego, co pozostało z budynku, 70 procent konstrukcji uległo zniszczeniu - dodaje Janusz Golec, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Nowym Sączu.

Dom był własnością pani Elżbiety, osiemdziesięcioletniej mamy pani Janiny. Dwa lata przed tragedią kobiety przezornie ubezpieczyły rodzinną nieruchomość na 100 tysięcy złotych. Tuż po tragedii zgłosiły ubezpieczycielowi szkodę.

- Żyłam nadzieją, że odzyskam 100 procent sumy ubezpieczenia, bo z domu nic nie zostało - mówi pani Janina.

Tak się jednak nie stało. Ku zdziwieniu kobiety, ubezpieczyciel wypłacił zaledwie 24 tysiące złotych! Dlaczego? Bo na działce, na której był rozebrany dom, stoją również dwa inne domy należące do kuzynów pani Janiny. Mimo iż ich budynki nie ucierpiały, PZU postanowiło podzielić odszkodowanie.

- Ubezpieczyciel tłumaczył że część tych pieniędzy musi zarezerwować na poczet ewentualnych roszczeń spadkobierców, bądź właścicieli tych trzech nieruchomości figurujących pod jednym adresem - informuje Iwona Kamieńska z Gazetay Krakowskiej Nowy Sącz.

Większość współwłaścicieli działki pisemnie zrzekła się pieniędzy z odszkodowania. Niestety, nie wszyscy.

- Nie zdobyłam tylko trzech podpisów kuzynostwa w Irlandii. Dwa miesiące temu zostały te pieniążki przez nich wybrane - mówi pani Janina.

- To były dla mnie pieniążki, więc je przyjęłam. O pani Janinie nie będę się wypowiadała - powiedziała kuzynka kobiety.

Pani Janina i jej bliscy mają żal do ubezpieczyciela, bo ubezpieczając dom nikt ich nie ostrzegł przed takim scenariuszem.

- Gdyby ona podpisując umowę wiedziała dokładnie, na co może liczyć, to być może zastanowiłaby się dwukrotnie, czy te składki płacić - komentuje Iwona Kamieńska z Gazety Krakowskiej Nowy Sącz.

W regionalnym centrum likwidacji szkód PZU nie było nikogo, kto mógłby z nami porozmawiać. Odesłano nas do rzecznika centrali. Próbowaliśmy się z nim umówić. Bez skutku. Otrzymaliśmy jednak mailowe zapewnienie, że PZU sprawdza sprawę. I jak się okazuje, słusznie.

- Jeżeli w umowie ubezpieczenia jest jasno określone, kto jest osobą uprawnioną do wypłaty odszkodowania, a w tym przypadku jest to pani Elżbieta, to jeżeli wystąpi ona z roszczeniem odszkodowawczym, to zakład ubezpieczeń winien wypłacić jej odszkodowanie w pełnej wysokości, niezależnie od tego, kto jeszcze jest współwłaścicielem tej nieruchomości - wyjaśnia Cezary Orłowski z Biura Rzecznika Ubezpieczonych.

Póki co, sytuacja jest patowa. By uchronić najbliższych przed bezdomnością, pani Janina, za rządowe odszkodowanie dla ofiar osuwisk, kupiła wymagający gruntownego remontu domek - bez wody i łazienki. Zaczęła go remontować, ale bez pieniędzy z PZU jest to niewykonalne.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)

(Telewizja Polsat)