Koszmar z byłym mężem

Koszmar z byłym mężem

Były mąż pani Alicji ma obsesję gromadzenia śmieci. Mężczyzna mieszkał sam na działce w Gdańsku... i zbierał odpadki. W końcu było ich aż tyle, że musiał znaleźć sobie nowe schronienie. Wrócił do byłej żony, gdzie ma prawo dożywotnio mieszkać. Szybko zamienił lokal w wysypisko.

- Są tu jakieś stare ciuchy ze śmietnika, kapcie, chleby, gazety, puszki i słoiki - wylicza zgromadzone przez byłego męża rzeczy Alicja Grąźlewska-Sie.

Pani Alicja ma 72 lata, rozstała się ze swoim mężem kilkanaście lat temu. Po rozwodzie mężczyzna kupił działkę budowlaną i wyprowadził się. Mieszkał na niej 11 lat. Rok temu stanął u drzwi mieszkania byłej żony, które razem kiedyś zajmowali.  

- Zjawił się w styczniu 2010 roku. Mówił, że będzie mieszkał tylko przez chwilę, 2-3 miesiące. Na początku było jeszcze względnie, ale potem zaczął już chodzić po śmietnikach w nocy i w dzień - opowiada pani Alicja.

- Myśmy tu byli, jak ten pokój został otwarty. Straszny widok i zapach. Pełno śmieci, odchody zwierząt, jakieś robactwo. Mocz stał w butelkach na parapecie, wszystko zawalone śmieciami i kartonami - dodaje sąsiadka pani Alicji.

Pani Alicja twierdzi, że podczas rozwodu spłaciła swojego byłego męża. Na część pieniędzy ma umowę podpisaną przez pana Jana. Kobieta jednak popełniła błąd. Podpisała akt notarialny, w którym mężczyzna, w zamian za darowiznę lokalu, ma prawo nieodpłatnie mieszkać w nim do końca życia.

- Przez brud byłego męża zaczęły się lęgnąć robaki i myszy. Nie dało się wytrzymać, naprawdę. Ja całe noce nie spałam. Jestem przez niego wykończona psychicznie i finansowo - mówi pani Alicja.

Zbieractwo pana Jana uniemożliwia wspólne mieszkanie. To przez śmiecie byli małżonkowie nie mogą się porozumieć. Zaczęły się wzajemne oskarżenia, doniesienia do prokuratury. Urzędnicy widzą niestety jedynie stronę oficjalną całej sprawy.

- Kwestia mieszkania tych państwa jest sprawą cywilno-prawną, która powinna być rozwiązana na drodze cywilno-prawnej - informuje Dorota Podhorecka-Kłos z Komendy Miejskiej Policji w Gdyni.

- Zgłaszałam sprawy w prokuraturze, policji i w sanepidzie. Oni tylko rozkładają ręce - rozpacza pani Alicja.

Trudno określić, czy urzędnicy nie widzą, czy nie chcą widzieć złożoności problemu patologicznego zbieractwa u mężczyzny. Tymczasem nie tylko w mieszkaniu w bloku pan Jan zbiera różne przedmioty. Na działce przy ulicy Rtęciowej w Gdyni, której jest właścicielem, urosła wielka góra śmieci.

Po rozwodzie pan Jan mieszkał na tej działce w dwuizbowym domku gospodarczym, jednak przez lata nazbierał tyle różnych rzeczy, że budynek utonął w górze śmieci. Prawdopodobnie zaczęło brakować miejsca do mieszkania i dlatego pan Jan przeprowadził się do żony. Sąsiedzi mężczyzny już od trzech lat monitują wszędzie, gdzie się da. Boją się, że zawali się na nich góra śmieci zgromadzona przez zbieracza.

- Od tego może się zapalić dach mojego budynku. To jest naprawdę bliziutko. Rozmawiałem z panem Janem wielokrotnie, prosiłem, by to posprzątał. Efektów nie widać - mówi Henryk Kwidziński, strażnik miejski w Gdynii.

Bliskość śmieci to zagrożenie epidemiologiczne i pożarowe dla pobliskich budynków. Straż Miejska walczy ze zbieractwem pana Jana od 2009 roku. Były już mandaty karne, nakazy sprzątnięcia. Wszystko to nie odniosło skutku. W końcu zapadła decyzja o tzw. sprzątaniu zastępczym, które będzie kosztować - bagatelka 12 tys. zł, a którym zostanie obciążona hipoteka działki pana Jana. Mężczyzna odwołał się od decyzji.

Pani Alicja nie wytrzymała. Pomimo, że pan Jan ma prawo przebywać w mieszkaniu, wymieniła zamki, a rzeczy byłego męża wystawiła za drzwi.

- Bałam się, że ten człowiek nigdy nie przestanie znosić tych śmieci, że zapełni nimi moje pokoje. Ja nie mogę już tak dłużej żyć - podsumowuje kobieta.*

* skrót materiału

Reporterka: Bożena Golanowska

bgolanowska@polsat.com.pl