Muzeum naszpikowane bronią

Muzeum naszpikowane bronią

Wielka akcja CBŚ w muzeum. Funkcjonariusze zabezpieczyli 300 sztuk broni i tysiąc amunicji oraz ponad 40 kilogramów materiałów wybuchowych w Muzeum Ziemi Biłgorajskiej. Śledczy twierdzą, że były one przechowywane nielegalnie i mogły służyć do celów przestępczych. Dyrektor muzeum uważa, że to nieporozumienie, bo broń pochodziła z czasów II wojny światowej. Zarzuty usłyszało sześć osób.

Archeolog, kolekcjoner i pasjonat, czy groźny przestępca? Od blisko 30 lat jest dyrektorem Muzeum Ziemi Biłgorajskiej. Zostało mu osiem lat do emerytury. Kim właściwie jest dyrektor Muzeum Ziemi Biłgorajskiej? Na 55-letnim Jerzym Waszkiewiczu, ojcu dwójki dorosłych dzieci, ciążą poważne zarzuty nielegalnego posiadania broni i materiałów wybuchowych, a także narażenia życia mieszkańców Biłgoraja.  

Jest 20 stycznia tego roku. Funkcjonariusze CBŚ wchodzą do Muzeum Ziemi Biłgorajskiej i pobliskiej Zagrody Sitarskiej. Opis tego, co znaleźli - brzmi groźnie. W ciągu dwóch dni funkcjonariusze rekwirują 300 sztuk broni oraz blisko tysiąc sztuk amunicji.

Prokuratura twierdzi, że broń i amunicja w muzeum przechowywana była niezgodnie z prawem, bo nie była pozbawiona cech bojowych. W praktyce oznacza to przewiercenie broni oraz pozbycie się prochu i przebicie spłonki w amunicji. Śledztwo ma wykazać, czy materiały z muzeum nie służyły przestępcom.

- Pozbawienie jej cech broni, to zniszczenie eksponatu. Nie możemy się powoływać na przepisy ogólne, bo są jeszcze przepisy wewnątrzmuzealne - mówi Jerzy Waszkiewicz, dyrektor Muzeum Ziemi Biłgorajskiej.

- Ustawa o broni zwalania placówki muzealne z norm dotyczących przechowywania broni i amunicji, ponieważ powinna być ona przechowywana na mocy odrębnych przepisów. Takie odrębne przepisy to zarządzenie ministra kultury i sztuki, który jednak od 1999 roku tych przepisów nie wdrożył. Z drugiej strony profesjonalne muzea poszukują ścieżek, dzięki którym mogą tę broń zabezpieczyć - mówi Grzegorz Cieślak z Centrum Badań nad Terroryzmem.

Najbardziej spektakularną częścią akcji CBŚ było wyniesienie z piwnicy Zagrody Sitarskiej ponad 40 kilogramów materiałów wybuchowych, w tym bomby lotniczej. Pan Bogusław Morzydusza na co dzień pracuje w muzeum. Postawiono mu takie same zarzuty jak dyrektorowi. I podobnie jak dyrektor, broni się przed zarzutami prokuratury.

- Do moich obowiązków należało unieszkodliwienie znalezionej amunicji. Po rozczłonkowaniu wysypywaliśmy proch i go paliliśmy, a zabezpieczone łuski odnosiliśmy do muzeum. Jak przyszedłem do pracy, to koledzy mnie tego nauczyli, to była taka tradycja - opowiada Bogusław Morzydusza, pracownik muzeum.

- To była neutralizacja? To ja proponuję, żebyście państwo pokazali panu dyrektorowi, jak wygląda w Zielonce taki bunkier do neutralizacji. Wtedy Państwo zobaczą, jaka to jest zawiła technologia - mówi Grzegorz Cieślak z Centrum Badań nad Terroryzmem.

Zagroda Sitarska znajduje się w otoczeniu bloków mieszkalnych. Jednak Centralne Biuro Śledcze nie zdecydowało o ewakuacji ludzi. Wyniesienie materiałów wybuchowych odbyło się w asyście wezwanych strażaków i saperów.

- Nie było potrzeby ewakuacji. Nasi pirotechnicy stwierdzili, że czynności, które wykonują, nie stwarzają zagrożenia - informuje Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji.

Na razie śledztwo w sprawie Muzeum Ziemi Biłgorajskiej przedłużono do września. Do tej pory zarzuty postawiono sześciu osobom. *

* skrót materiału

Reporterka: Marta Terlikowska

mterlikowska@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)