Szokujące ogłoszenie

Szokujące ogłoszenie

Oddam syna w dobre ręce - takie szokujące ogłoszenie pojawiło się niedawno na ulicach Słupska. Matka 9-miesięcznego Oliviera, chce oddać go do adopcji, bo nie ma pieniędzy na utrzymanie. Twierdzi, że brakuje jej nawet na jedzenie i pieluchy. Krzyk desperacji, czy skrajna nieodpowiedzialność?

- To nie jest tak, że ja nie chcę dziecka, ja chcę jego dobra. Ja mogę nie jeść, ale nie mogę patrzeć, że on nie ma - mówi Monika Wysocka, mama Oliviera.

24-letnia Monika Wysocka ze Słupska, gdy poznała pana Ernesta, pracownika budowlanego, uwierzyła, że los się do niej uśmiechnął. Syn Oliwier jest owocem ich miłości. Pani Monika chciała dać dziecku to czego ona nigdy nie miała - szczęśliwe dzieciństwo. Niestety, życie ułożyło inny scenariusz.  

- Dość długo byliśmy szczęśliwą parą. Wszystko popsuło się, gdy byłam w 9 miesiącu ciąży, kiedy ilość alkoholu urosła tak, że nie było ani środków do życia, ani pieniędzy na wynajem - opowiada pani Monika.

- Monika myślała, że trafi na kogoś, kto będzie ją cały czas utrzymywał, sama ze swojej strony nic nie dawała. Nie pracowała, mimo że miała pracę załatwioną w firmie - twierdzi Ernest Wiśniewski, ojciec Oliviera.

Konflikt narastał. Pani Monika zdecydowała się na powrót do domu rodzinnego. Zamieszkała razem z dwójką rodzeństwa, matką i jej konkubentem w trzypokojowym mieszkaniu z kuchnią. Ale, jak twierdzi, nie mogła liczyć na pomoc najbliższych.

- Konkubent mojej matki uniemożliwia mi korzystanie z mediów, czyli wody i gazu. Wyłącza mi gaz, jak stawiam dziecku wodę na kaszkę. Gdyby nie sąsiedzi, to chodziłby głodny - mówi pani Monika.

- To biedna dziewczyna. Przychodziła do mnie, żeby jej wody ciepłej dać, żeby dziecko wykąpać, żeby mleko mogła rozrobić - opowiada Zofia Pawlukiewicz, sąsiadka pani Moniki.

Kobieta do tej pory utrzymywała się z 700 złotych alimentów i 68 złotych świadczeń rodzinnych. Ale alimenty przestały wpływać już w marcu.

- Napisałam do niego w tym kryzysie, czy zamierza w ogóle dać coś na dziecko. Odpisał, że nawet 20 groszy na lizaka od niego nie dostanę. Na picie, na palenie ma zawsze - mówi pani Monika

Kiedy zaczęło brakować pieniędzy nawet na jedzenie i pieluchy, pani Monika postanowiła oddać syna "w dobre ręce". Wybrała kontrowersyjny sposób - napisała ogłoszenie i rozwiesiła na ulicach Słupska.

- Sytuacja materialna to drugie dno. Pierwotną przyczyną problemów jest niewydolność matki i jej samotność. Ona nie ma żadnego wsparcia - mówi Dorota Polańska z Fundacji Rodzin Adopcyjnych.

- Stąd pomysł o adopcji otwartej, żebym mogła utrzymać kontakt z dzieckiem. Wolałabym wiedzieć, co się u niego dzieje, mieć czyste sumienie, że jest mu dobrze - mówi pani Monika.

Historia pani Moniki podzieliła mieszkańców Słupska. Dla jednych jej zachowanie jest aktem desperacji, inni widzą w nim brak odpowiedzialności. Teraz warunki życia małego Oliwiera zbada sąd rodzinny.

- Sąd odbiera dziecko w sytuacji, kiedy istnieje zagrożenie życia lub zdrowia dziecka. Na dzień dzisiejszy nie mamy informacji, aby taka sytuacja istniała w tej rodzinie. Jakie sąd podejmie decyzje, będzie wiadomo w najbliższych dniach, po uzyskaniu wywiadu środowiskowego - informuje Beata Kopania, wiceprezes Sądu Rejonowego w Słupsku.*

* skrót materiału

Reporterka: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)