W mieszkaniu z katem

Helena, Zofia, Ewa - te kobiety, choć mieszkają w rożnych miejscach, mają jeden wspólny problem: uciekają przed swoimi mężami. Choć są prześladowane, to one muszą opuścić swój dom i walczyć o przeżycie. W najgorszej sytuacji jest pani Helena, która uciec nie ma dokąd. Mieszka z trójką dzieci w jednym pokoju, w drugim żyje jej mąż. Kobieta ledwo wiąże koniec z końcem.

- Człowiek, który łamie ludziom ręce i nogi, wybija szyby... on po prostu sobie chodzi i nikogo się nie boi. Policja może mu jedynie zwrócić uwagę - mówi pani Ewa, prześladowana przez męża.

- Ciągał mnie jak szmatę. Uciekałam, koczowałam na ulicach - dodaje Pani Zofia, która uciekła z domu przed mężem.  

Pani Helena 18 lat temu urodziła syna Tobiasza. Wychowywała go sama. Kiedy chłopiec miał cztery lata, kobieta wyszła za mąż za Janusza S. Urodziła im się dwójka dzieci. Dziś Sara ma 14 lat, Klaudia 12. Mieszkają w małej wiosce Dzierżążno, niedaleko Tczewa.

- Wszystko zaczęło się już po ślubie. Byłam w ciąży z Klaudią, gdy mnie pobił. Rzucił o ścianę - opowiada pani Helena.

Przez kolejne lata, jak twierdzi kobieta, było coraz gorzej. Janusz S. nadużywał alkoholu i znęcał się nad nią. Coraz częstsze stawały się interwencje policji. Dwa lata temu Januszowi S. sąd ograniczył prawa rodzicielskie do dziewczynek. Dlaczego? Bo Janusz S. przestał interesować się dziećmi. Jak twierdzi pani Helena, mężczyzna chce oddać je do domu dziecka.

- On przychodzi pijany i nie daje nam spać, to jest chore. Chodzi sobie jak gdyby nic i poniża mamę. Mówi, że odda nas do domu dziecka, a my nigdy mamy nie zostawimy, mama nas kocha - rozpacza Sara, córka pani Heleny.

- Przysyła mi co tydzień, co dwa tygodnie 100 złotych i ja mam z tego utrzymać dzieci - dodaje pani Helena.

Świadkami znęcania się nad matką zawsze były dzieci. Wszystko bowiem działo się w ich mieszkaniu. Pomimo trwającego rozwodu w jednym pokoju żyje pani Helena z dziećmi, a w drugim Janusz S.

- Ja go nienawidzę. On nigdy nas nie zapytał, czy mamy co zjeść. Niedawno zapytałam czy ma dwa złote na napój. Odpowiedział, że nie ma, a potem w sklepie wyjął sto złotych - mówi Sara, córka pani Heleny.

Pani Helena miała już dość. W końcu postanowiła się bronić. Sprawa trafiła do sądu, a ten w grudniu ubiegłego roku za znęcanie się nad żoną ukarał Janusza S.

- To był wyrok pozbawienia wolności na 10 miesięcy z zawieszeniu na trzy lata i dozór kuratora sądowego - informuje Tomasz Adamski z Sądu Okręgowego w Gdańsku.

Pomimo wprowadzonej w ubiegłym roku nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie zdaniem tczewskiego sądu nie ma potrzeby izolować Janusza S. Powód: nie stwarza on zagrożenia życia. Mimo wyroku, to pani Helena i dzieci muszą się wyprowadzić, bo mieszkanie należy do Janusza S.

- Co z tego, że są jakieś ogólne założenia ustawy, żeby izolować rodzinę, kiedy nie ma aktów wykonawczych i my nic nie możemy zrobić - mówi Piotr Wiśniewski z policji w Gniewie.

- Nie rozumiem, jak sąd może takich ludzi wypuszczać na wolność. On powinien iść do więzienia - rozpacza Klaudia, córka pani Heleny, a jej siostra Sara dodaje: On jest alkoholikiem, oni powinni go zamknąć na odwyku albo w więzieniu, nie powinien mieszkać z nami.

Pani Ewa i Zofia uciekają od mężów. Uciekać też musi pani Helena. Na mieszkanie od wójta nie ma co liczyć, gdyż mieszkań socjalnych jest niewiele. By ratować swoje dzieci, musi liczyć na pomoc obcych osób.*

* skrót materiału

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk

e-mail

(Telewizja Polsat)