Walka o firmę

Profesor Marian Urbaniak prowadził świetnie prosperującą firmę produkującą pasze. W 2004 roku jego serce nagle przestało bić, po czym doznał upośledzenia mózgu. Firmę przejęły dzieci z pierwszego małżeństwa. Żona pana Mariana twierdzi, że został on oszukany. Pokazuje dokumenty z rzekomo sfałszowanym podpisem męża. Prokuratura umorzyła sprawę.

- Zaufałam dzieciom męża i to był życiowy błąd. Wykorzystały stan zdrowia swojego ojca - mówi Aleksandra Urbaniak, żona pana Mariana.

Rehabilitacja, nauka mówienia, chodzenia - to codzienność profesora Mariana Urbaniaka. Dziś zdany jest na pomoc innych, ale jeszcze siedem lat temu wykładał na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu i prowadził świetnie prosperującą firmę, zajmującą się produkcją pasz.  

- To był okaz zdrowia, on chyba nawet nie miał wtedy chorego zęba - opowiada Maciej Nowak, przyjaciel Mariana Urbaniaka.

Życie pana Mariana zawaliło się w jednej chwili. W listopadzie 2004 roku serce 54-latka nagle przestało bić.

- Lekarze nie dawali mu żadnych szans na funkcjonowanie. Twierdzili, że nie będzie chodził i mówił, że będzie roślinką - opowiada Aleksandra Urbaniak, żona pana Mariana.

- Konsekwencją zatrzymania krążenia było upośledzenie układu nerwowego, czyli mózgu - dodaje Magdalena Zielińska-Kuzemko, lekarz neurolog.

Kiedy pan Marian zmagał się ze skutkami choroby, pomoc w prowadzeniu firmy zaoferował jego syn z pierwszego małżeństwa.

- Zapewniał, że nie muszę się o nic martwić, że mąż będzie miał wszystko czego potrzebuje - wspomina Aleksandra Urbaniak.

Po kilkunastu miesiącach do domu państwa Urbaniaków zaczęły docierać jednak informacje, iż pan Marian nie jest już współwłaścicielem firmy, którą założył.

- Pozyskaliśmy kserokopie dokumentów, z których wynikało, że pan Marian zbył swoje udziały w firmie - mówi Robert Dakowski, pełnomocnik państwa Urbaniaków.

- W moim odczuciu jego świadomość nie pozwalała na podejmowanie czynności prawnych, na podpisywanie dokumentów. Jeżeli człowiek nie rozumie znaczenia złożonych pojęć, to nie może nic podpisywać - ocenia Magdalena Zielińska-Kuzemko, lekarz neurolog.

- Jeżeli tam znalazł się podpis mojego ojca, to musi być to podpis mojego ojca, no a czyj inny przepraszam? - pyta córka pana Mariana.

Pani Aleksandra twierdzi, że była przekonana, iż podpisy męża sfałszowano. Zgłosiła więc sprawę do prokuratury. Dostarczyła śledczym kopie dokumentów, które zdołała uzyskać.

- Biegły grafolog potwierdził w części, że podpisy złożone na części dokumentów nie należą do pana Urbaniaka. Co do innych nie był w stanie określić, do kogo należą - mówi Robert Dakowski, pełnomocnik państwa Urbaniaków.

I tu niespodzianka. Mimo, iż biegły potwierdził, że przynajmniej dwa podpisy pana Mariana zostały sfałszowane, śledczy sprawę umorzyli.

- Postępowanie skończyło się ustaleniem, że doszło do popełnienia przestępstwa podrobienia dokumentów, natomiast nie było szans na ustalanie kto podrobił te dwa dokumenty. Opieraliśmy się tylko i wyłącznie o kserokopie - informuje Michał Franke z Prokuratury Rejonowej w Szamotułach.

- To aż się prosi, żeby pójść dalej tym tropem i ustalić, co było dalej, jakie tutaj okoliczności zaszły i kto był sprawcą tych czynności - mówi Robert Dakowski, pełnomocnik państwa Urbaniaków.

- Można kraść i oszukiwać bez ponoszenia jakiejkolwiek odpowiedzialności - dodaje Aleksandra Urbaniak, żona pana Mariana.

Chcieliśmy zapytać syna pana Mariana, co stało się z oryginałami dokumentów oraz czy płaci swojemu ojcu alimenty. Bo i w tej kwestii zdania żony pana Mariana i jego córki są rozbieżne. Mężczyzna odmówił komentarza.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)