Błąd urzędnika wart 12 mln
Błąd urzędników gminy Leśna koło Lubania kosztował panów Sikorskich 12 milionów zł! Lokalne władze pozwoliły przedsiębiorcom wybudować ogromny zakład ślusarski na... terenie zalewowym. Błąd wykryto po latach, gdy firma działała na pełnych obrotach. Dziś zakład stoi pusty, a Sikorscy są bankrutami.
Tragedia panów Sikorskich. Straty wyliczyli na 12 milionów złotych. Są właścicielami zakładu, który stał się ruiną - z winy błędnych decyzji urzędników - co potwierdzają zarówno wojewoda, jak i Samorządowe Kolegium Odwoławcze oraz Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
- Błąd popełnił burmistrz wydając decyzję lokalizacyjną dla spółki Justas. Zezwolił na lokowanie firmy na terenie zalewowym. To było sprzeczne z planem zagospodarowania przestrzennego - mówi Aleksandra Brylińska, prezes Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Jeleniej Górze.
- Chcemy, żeby teraz urzędnicy wykupili ten zakład, ponieważ sprzedali działkę z wadą prawną. Na niej nigdy nie powinien być wybudowany zakład przemysłowy, tu powinna być łąka, pastwiska i tereny zieleni - dodaje Józef Sikorski, przedsiębiorca-bankrut.
W 1991roku panowie Sikorscy otrzymali od gminy Leśna wskazanie lokalizacyjne na działkę przemysłową. Zarejestrowali firmę. Wzięli kredyt - pod budowę ogromnego zakładu ślusarskiego. Ma aż 3,5 tysiąca metrów kwadratowych.
- Produkowaliśmy dla wszystkich zakładów metalowych, które składały zamówienia. Począwszy od kopalni, a skończywszy na elektrowniach. Ludzie mieli pracę. A w tej chwili tu nie ma żadnego zakładu - opowiada Józef Sikorski, przedsiębiorca-bankrut.
Po latach okazało się, że na tej działce nie wolno było budować żadnego zakładu przemysłowego, bo to teren powodziowy. Sikorscy musieli zamknąć dobrze prosperujący zakład - jedyne źródło ich utrzymania.
- Okręgowa Dyrekcja Gospodarki Wodnej napisała, że ten teren nigdy nie powinien być sprzedany pod budowę zakładu i za ten stan rzeczy winę ponoszą organy administracji państwowej - mówi Józef Sikorski.
Były burmistrz Leśnej, który wydał decyzję lokalizacyjną, uważa, że nie popełnił żadnego błędu.
Gdy w Leśnej pojawiła się ekipa telewizyjna, władze gminy poinformowały nas, że wyznaczyły rzeczoznawcę, który przygotuje wycenę nieruchomości. Ale czy gmina ją wykupi - nadal nie wiadomo.
- Będziemy wiedzieli po wycenie, bo nie wiemy na jaką kwotę będzie opiewała wycena nieruchomości - przyznaje Małgorzata Gut-Twardowska, z-ca burmistrza Leśnej koło Lublina.
O zamiarze wyceny nieruchomości i uruchomieniu procedury wykupu lub wywłaszczenia gmina nie zawiadomiła ani właścicieli działki - panów Sikorskich, ani Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
- Może się okazać, że na tych zapewnieniach się skończy. Wtedy fundacja zdecydowana jest wnieść skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu - mówi Michał Chylak z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Panowie Sikorscy mają wyjątkowego pecha. Sąd pierwszej instancji nie przyznał im w 2008 roku prawa do odszkodowania.
- Sąd stwierdził, że nie widzi tu podstaw do uwzględnienia roszczenia, bo to nie urzędnicy byli winni. Dopatrzył się tu klęski państwa w utracie płynności finansowej. Tylko, że sąd nie wziął pod uwagę tego, że brak płynności finansowej wynikał z błędu urzędników - mówi Michał Chylak z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Sikorscy złożyli więc przez swojego pełnomocnika apelację w sprawie odszkodowania. Sąd ją odrzucił, bo pełnomocnik popełnił banalny błąd. Teraz walczą z byłym pełnomocnikiem przy pomocy kolejnego prawnika - o 12 mln zł odszkodowania!
- Zapomniał o wniesieniu opłaty podstawowej w wysokości 30 złotych - mówi Tomasz Siembida z kancelarii Weil, Gotshal & Manges, nowy pełnomocnik panów Sikorskich.
Bracia Sikorscy na rozwiązanie konfliktu muszą nadal czekać. Żyją w totalnej biedzie. Byli bogaci, dziś są bankrutami.
- Mamy zmarnowane 20 lat, które się nam do niczego nie wliczają. Ja jestem już emerytem - mówi Stanisław Sikorski.*
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski
abogoryja@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
- Błąd popełnił burmistrz wydając decyzję lokalizacyjną dla spółki Justas. Zezwolił na lokowanie firmy na terenie zalewowym. To było sprzeczne z planem zagospodarowania przestrzennego - mówi Aleksandra Brylińska, prezes Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Jeleniej Górze.
- Chcemy, żeby teraz urzędnicy wykupili ten zakład, ponieważ sprzedali działkę z wadą prawną. Na niej nigdy nie powinien być wybudowany zakład przemysłowy, tu powinna być łąka, pastwiska i tereny zieleni - dodaje Józef Sikorski, przedsiębiorca-bankrut.
W 1991roku panowie Sikorscy otrzymali od gminy Leśna wskazanie lokalizacyjne na działkę przemysłową. Zarejestrowali firmę. Wzięli kredyt - pod budowę ogromnego zakładu ślusarskiego. Ma aż 3,5 tysiąca metrów kwadratowych.
- Produkowaliśmy dla wszystkich zakładów metalowych, które składały zamówienia. Począwszy od kopalni, a skończywszy na elektrowniach. Ludzie mieli pracę. A w tej chwili tu nie ma żadnego zakładu - opowiada Józef Sikorski, przedsiębiorca-bankrut.
Po latach okazało się, że na tej działce nie wolno było budować żadnego zakładu przemysłowego, bo to teren powodziowy. Sikorscy musieli zamknąć dobrze prosperujący zakład - jedyne źródło ich utrzymania.
- Okręgowa Dyrekcja Gospodarki Wodnej napisała, że ten teren nigdy nie powinien być sprzedany pod budowę zakładu i za ten stan rzeczy winę ponoszą organy administracji państwowej - mówi Józef Sikorski.
Były burmistrz Leśnej, który wydał decyzję lokalizacyjną, uważa, że nie popełnił żadnego błędu.
Gdy w Leśnej pojawiła się ekipa telewizyjna, władze gminy poinformowały nas, że wyznaczyły rzeczoznawcę, który przygotuje wycenę nieruchomości. Ale czy gmina ją wykupi - nadal nie wiadomo.
- Będziemy wiedzieli po wycenie, bo nie wiemy na jaką kwotę będzie opiewała wycena nieruchomości - przyznaje Małgorzata Gut-Twardowska, z-ca burmistrza Leśnej koło Lublina.
O zamiarze wyceny nieruchomości i uruchomieniu procedury wykupu lub wywłaszczenia gmina nie zawiadomiła ani właścicieli działki - panów Sikorskich, ani Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
- Może się okazać, że na tych zapewnieniach się skończy. Wtedy fundacja zdecydowana jest wnieść skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu - mówi Michał Chylak z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Panowie Sikorscy mają wyjątkowego pecha. Sąd pierwszej instancji nie przyznał im w 2008 roku prawa do odszkodowania.
- Sąd stwierdził, że nie widzi tu podstaw do uwzględnienia roszczenia, bo to nie urzędnicy byli winni. Dopatrzył się tu klęski państwa w utracie płynności finansowej. Tylko, że sąd nie wziął pod uwagę tego, że brak płynności finansowej wynikał z błędu urzędników - mówi Michał Chylak z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Sikorscy złożyli więc przez swojego pełnomocnika apelację w sprawie odszkodowania. Sąd ją odrzucił, bo pełnomocnik popełnił banalny błąd. Teraz walczą z byłym pełnomocnikiem przy pomocy kolejnego prawnika - o 12 mln zł odszkodowania!
- Zapomniał o wniesieniu opłaty podstawowej w wysokości 30 złotych - mówi Tomasz Siembida z kancelarii Weil, Gotshal & Manges, nowy pełnomocnik panów Sikorskich.
Bracia Sikorscy na rozwiązanie konfliktu muszą nadal czekać. Żyją w totalnej biedzie. Byli bogaci, dziś są bankrutami.
- Mamy zmarnowane 20 lat, które się nam do niczego nie wliczają. Ja jestem już emerytem - mówi Stanisław Sikorski.*
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski
abogoryja@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)