Ciotka biła, aż zabiła

Ciotka biła, aż zabiła

Po trzech latach cierpień zmarła pobita przez ciotkę 8-letnia Ania. Dziewczynka od 2008 roku leżała w szpitalu w Ozimku w stanie wegetatywnym. Trafiła tam nieprzytomna, z licznymi obrażeniami głowy i siniakami na całym ciele. Bito ją regularnie. Anią miała opiekować się ciotka. Joanna Z. została skazana na 4,5 roku bezwzględnego więzienia, ale... cieszy się wolnością.

- Ania po prostu zasnęła. Nie zmieniła pozycji, pielęgniarka zastała ją po prostu nienaturalnie spokojną, dotknęła buzi i nie wyczuła oznak życia - mówi Adam Strzelec, ordynator oddziału dziecięcego w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Ozimku.

O tej sprawie mówiliśmy już wcześniej. Przypomnijmy: Ania i jej starszy brat Oskar po śmierci ojca i porzuceniu przez matkę trafili do domu dziecka. Wkrótce Oskarem zaopiekowała się babcia, a Anią miała zająć się ciotka, 41-letnia pielęgniarka Joanna Z. z Gniazdowa, matka dwójki dzieci.  

- Oskar był tam tydzień czasu i powiedział, że więcej nie pojedzie. Zeznawał w sądzie, że ciotka biła Anię gdzie popadnie, np. za źle złożone ubranie. Mówił, że dostawała rano jeść, a potem klękała przed ciotką i głodna prosiła o jedzenie - opowiadała Karolina Szwejda, babcia pobitej Ani.

- Nie ma świadków, którzy potwierdziliby, że ja kiedykolwiek podniosłam rękę na dziecko. Takiego świadka nie ma. Nie wiem kto to zrobił Ani, ja wtedy byłam w pracy - mówiła Joanna Z., skazana za spowodowanie kalectwa Ani.

Trzy lata temu nieprzytomna dziewczynka trafiła do szpitala w Częstochowie. Okazało się, że 5-letnia Ania była regularnie bita. Najsilniejsze ciosy trafiały w twarz i głowę. Po którymś z nich Ania już się nie podniosła.

- Była nieprzytomna, odniosła ciężki uraz głowy i mózgu. Na całym ciele miała liczne sińce w różnych kolorach. Oznacza to, że dziecko musiało być bite kilka dni z rzędu - mówiła Magdalena Sieczko-Andryszczak z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie.

Joanna Z. twierdzi, że pod jej nieobecność dziewczynka spadła z piętrowego łóżka. Siniaki na całym ciele tłumaczy problemami ze wzrokiem dziecka. Ania w stanie wegetatywnym trafiła do hospicjum w Ozimku, gdzie regularnie odwiedzała ją babcia.

Joanna Z. została skazana tylko na 4,5 roku bezwzględnego więzienia i... cieszy się życiem na wolności. Walczy o kasację wyroku, odroczenie wykonania kary, ułaskawienie prezydenta. Może zwrócić się jeszcze do Rzecznika Praw Obywatelskich i Prokuratora Generalnego.

- Każdy skazany ma prawo do obrony przed sądem i my to prawo musimy respektować. Nie możemy mówić, że skazani mają większe prawa niż ich ofiary, bo to stwierdzenie jest niesprawiedliwe - tłumaczy Bogusław Zając, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Częstochowie.

- Ona się chyba nie poczuwa do odpowiedzialności, mnie się tak wydaje. Ja uważam, że ona jest bez serca, nie ma litości nad nikim - dodaje Karolina Szwejda, babcia pobitej Ani.

Sądy odrzucają kolejne wnioski Joanny Z., a tymczasem kobieta terroryzuje sąsiadów. Jej pies pogryzł trzy osoby, w tym dwoje dzieci.

- W sumie nałożono na tę panią jeden mandat karny i skierowano trzy wnioski o ukaranie do Sądu Rejonowego w Myszkowie - mówi Aneta Jabłońska z Komendy Powiatowej Policji w Myszkowie.

Joanna Z. walczy również z mężem o prawa do dwójki swoich niepełnoletnich dzieci. Sprawa rozwodowa trwa, a dwunastolatek i piętnastolatka wciąż mieszkają z matką, bo sąd nie ograniczył jej praw rodzicielskich. Kobieta tym razem nie chciała z nami rozmawiać.

Los małej Ani poruszył całą Polskę. Niewzruszona wydaje się tylko Joanna Z., która miała stworzyć dziecku ciepły i bezpieczny dom.

- Ja jej nie wybaczę nigdy. Nie jestem mściwa, ale niech cierpi. Żeby cierpiała tak, jak to dziecko przez te trzy lata cierpiało. Ciągle ją widzę przed oczami, jak przybiega do mnie, jak biega po mieszkaniu. Ciężko mi będzie zapomnieć - rozpacza Karolina Szwejda, babcia pobitej Ani.*

* skrót materiału

Reporterka: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)