Kominy dymne pod samym oknem

Horror emerytki. Życie 75-letniej Julii Huk von Hake zatruwa gryzący dym, który wpada do jej mieszkania w Poznaniu. Wszystko przez kominy dymne, które deweloper postawił tuż pod oknami kobiety. Dym pojawia się, gdy sąsiedzi pani Julii palą w swoich kominkach. Gdy emerytka kupowała mieszkanie, kominów nie było w planach.

- Tu nie da się żyć, dławi się człowiek tymi dymami - mówi Julia Huk von Hake.

To miała być idealna przystań na jesień życia. Dziewięć lat temu 75-letnia dziś pani Julia postanowiła kupić mieszkanie - tuż przy poznańskim rezerwacie Żurawiniec. Jej męża - pułkownika Czesława Hake - niegdyś żołnierza Armii Krajowej, a wówczas schorowanego emeryta - szczególnie urzekł taras z widokiem na las.  

Czar prysł, gdy staruszkowie wprowadzili się do mieszkania. Okazało się, że tuż obok ich tarasu z widokiem na las, stoją kominy...

- One dymią non stop, od rana do wieczora. W pierwotnym planie ich tu nie było. Miały być kominy wentylacyjne, takie niziutkie - mówi Julia Huk von Hake.

Skąd się więc wzięły kominy dymne, które zatruwają życie pani Julii? Deweloper dobudował je pod koniec budowy, na życzenie dwóch rodzin mieszkających na niższych kondygnacjach.

- Deweloper zaproponował kominek sąsiadom na dole. Zapytaliśmy, czy nam też może go zbudować. To siłami dewelopera zostało zrobione - mówi sąsiad, którego kominek zadymia mieszkanie pani Julii.

- Sąsiedzi zapłacili za kominki i chcą je mieć. Ich nie obchodzi, że ja mam ten dym, znieczulica totalna. Mój mąż umierał w tych dymach. Nieraz myślał, że w kuchni się coś przypaliło, a to dymy leciały z tych kominów - opowiada pani Julia.

Po śmierci męża pani Julia postanowiła walczyć o usunięcie kominów. O pomoc zwróciła się do dewelopera, od którego kupiła mieszkanie. Gdy to nic nie dało, skierowała swe kroki do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego.

- Złożyłam pismo w grudniu 2004 roku. Przyszła ekipa inspektorów i stwierdzili, że jest wszystko dobrze - opowiada kobieta.

Pani Julia nie zgodziła się z taką opinią i zaskarżyła ją do Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, który decyzję uchylił. Sprawa znów trafiła do powiatowego inspektoratu. Ten nakazał kominy podwyższyć. Ale i to nie rozwiązało problemu, bo kobieta domaga się likwidacji przykrego sąsiedztwa.

- Niestety, nie mamy podstawy prawnej do likwidacji tych kominków, możemy się opierać tylko na przepisach prawa budowlanego. Możemy je podwyższyć oraz zakazać palenia do momentu wykonania tego podwyższenia - informuje Krzysztof Kopielski z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Poznaniu.

- Podwyższanie tych kominów nie załatwi sprawy, bo dym nadal będzie wchodził do mieszkania i czynił życie wręcz nieznośnym - ocenia Marek Radwański, radca prawny, który pomaga pani Julii.

Do tej pory powiatowy nadzór budowlany wydał 5 decyzji. Żadna nie nakazuje likwidacji kominów, więc pani Julia regularnie się od nich odwołuje. Błędne koło decyzji kręci się już sześć lat.

- Powiatowy inspektor wydawał decyzje, myśmy z tymi decyzjami wielokrotnie się nie zgadzali, efektem było uchylanie tych decyzji - mówi Jerzy Witczak z Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Poznaniu.

- Przede wszystkim wydajemy te decyzje, żeby wspomóc tę panią. Problemem jest tylko to, że ona odwołuje się od tych decyzji, żądając likwidacji kominków - mówi Krzysztof Kopielski z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Poznaniu.

Sytuacja jest patowa, bo chociaż pechowych kominów w planach budowy nie było, okazuje się, że stać jednak mogą.

- Głównym problemem w całej sprawie jest to, że nie ma przepisu, który by przewidywał odległości usytuowania wylotów kominków od okien - informuje Krzysztof Kopielski z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Poznaniu.

Postanowiliśmy porozmawiać z deweloperem na temat problemów pani Julii. Odwiedziliśmy z kamerą siedzibę firmy. Pan prezes nie znalazł czasu na udzielenie wywiadu. Kilka godzin po naszej wizycie otrzymaliśmy jedynie pisemne stanowisko dewelopera, który zapewnia nas, że to... nie jego problem.

Zdesperowana kobieta zgłosiła sprawę do prokuratury. Śledczy odmówili jednak wszczęcie postępowania.

- W zachowaniu osób, które użytkują przewody kominowe nie dopatrzyliśmy się zachowania, które mogłoby skutkować ich odpowiedzialnością karną - mówi Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Pani Julia czeka na kolejną, szóstą już decyzję nadzoru budowlanego. W czasie naszej wizyty pojawiła się nadzieja na zakończenie sprawy.

- Poprosiłem o konsultacje z powiatowym inspektorem. Trzeba tę sprawę rozwiązać, ponieważ w konsekwencji ta kobieta ma rację - mówi Jerzy Witczak z Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Poznaniu.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)