Biuro oszustw kredytowych

Kilkadziesiąt sfałszowanych umów kredytowych i, jak szacuje prokuratura, wyłudzony milion złotych. To finał działalności śląskiego biura pośrednictwa kredytowego należącego do Justyny D. Do zaciągnięcia kredytów wystarczyły dane z dowodów osobistych. Poszkodowani pieniędzy nigdy nie zobaczyli, nawet nie wiedzieli, że mają długi!

- Dla pani D. nie było problemu, że ktoś był bezdomny, bezrobotny. Ona na każdego dostała kredyt - mówi Barbara Kściuk, oszukana przez biuro pośrednictwa kredytowego.

- Byli ludzie, co wzięli 3 tys. zł, a oni dopisali zero i zrobiło się 30 tys. zł - dodaje Irena Białota, także oszukana przez biuro pośrednictwa kredytowego.  

Pani Irena i pan Jan Białota z Imielina na Śląsku mają ponad 400 tys. zł kredytu. Sęk w tym, że tych pieniędzy nigdy nie otrzymali. Pani Irena i pana Jan nie wiedzieli nawet o tym, że taki kredyt jest na nich zaciągnięty. Pan Jan miał tylko żyrować kredyt swojej znajomej - Halinie P. Dał jej swój dowód osobisty.

Halina P. to znajoma pokrzywdzonych osób. Była pracownicą biura kredytowego należącego do Justyny D. Dziś Halina P. sama przyznaje się do podrabiania podpisów i fałszowania umów kredytowych. Twierdzi, że nie wie, co działo się z pieniędzmi z pożyczek. Sama zgłosiła się na policję.

- Ja również czuję się pokrzywdzoną, bo częściowo wiedziałam, a częściowo nie wiedziałam, co się dzieje z dokumentami, które brałam od ludzi. Pani D. mówiła o ubezpieczeniach, a ludzie brali u niej kredyty. Ona przerabiała te dokumenty na więcej kredytów, o czym nie wiedziałam - twierdzi Halina P.

- Moja mama załatwiała sobie kredyt, ja z żoną mieliśmy być żyrantami. Wypisałem wnioski z pracy i pani Halina P. miała załatwić kredyt. Jednak mama nie dostała wszystkich pieniędzy, tylko takie garstki od pani Haliny. Do dzisiaj nie wiem gdzie trafiły te pieniądze z kredytu - mówi Grzegorz Malina, oszukany przez biuro pośrednictwa kredytowego.

Dlaczego pokrzywdzeni tak długo nie wiedzieli o zaciągniętych kredytach i rosnącym długu? Ponieważ nieuczciwi pracownicy biura kredytowego, jako adres korespondencyjny dla banku, wpisywali... adres biura Justyny D.

- Halina u mnie była, powiedziała, że na wczasy odchudzające chce pieniądze pożyczyć. Człowiek dał się nabrać, dowód jej dałam i teraz mam 50 tys. zł zadłużenia - opowiada pani Krystyna.

Próbujemy porozmawiać z Justyną D., właścicielką biura pośrednictwa kredytowego. Kobieta nie chce sprawy komentować. Sama uważa się za osobę poszkodowaną... przez swoich pracowników!

- Niech powiedzą te osoby, gdzie te pieniądze zostały przelane. Ja o niczym nie wiedziałam - powiedziała Justyna D.

Prokuratura prowadzi śledztwo w tej sprawie od dwóch lat. Zebrano ponad 40 tomów akt. Jak na razie 5 osób jest podejrzanych o oszustwa. Naciągnięty przez Justynę D. czuje się również jej... brat.

- Moja żona wzięła trzy kredyty, Justyna miała spłacać, a nie spłacała. Wraz z zajęciem komorniczym będzie ze 40 tysięcy długu - mówi mężczyzna.

- Bardzo przepraszam ludzi, których skrzywdziłam. Nie wiem, co mnie opętało - dodaje Halina P. pracownica biura pośrednictwa kredytowego.*

* skrót materiału

Reporterka: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)