Czyje dziecko pochowała?

Czyje dziecko pochowała?

Renata Bartkiewicz trafia do szpitala w Lublinie w 9 miesiącu ciąży. Lekarze zatrzymali ją, bo cierpiała na nadciśnienie. Dzień później kobieta poroniła. Pani Renata uważa, że jej córkę można było uratować, lecz lekarze zignorowali objawy. Sprawa trafiła do prokuratury, ale ta ją umorzyła. Problem w tym, że uzasadnienie odnosiło się do noworodka płci męskiej.

- Z dokumentów, jakie otrzymaliśmy ze szpitala wynikało, że mamy córeczkę, a z opinii biegłych i wyjaśnień prokuratora, że mieliśmy syna - mówi Arkadiusz Bartkiewicz.

Państwo Bartkiewiczowie z Lublina za największy skarb od zawsze uważali dzieci, tym bardziej, że starali się o nie przez 10 lat małżeństwa. Po długim leczeniu na świat przyszła córka Marika. Pięć lat później spotkała ich wielka niespodzianka - pani Renata ponownie była w ciąży.  

Pani Renata cierpiała na nadciśnienie. Z tego powodu w dziewiątym miesiącu ciąży w sierpniu zeszłego roku trafiła do szpitala im. Jana Bożego w Lublinie. Do tragedii doszło dzień po przyjęciu do szpitala - pani Renata dostała silnego krwotoku.

- Zlekceważyli to, że żona źle się czuła, że miała jakieś parcia, że w pachwinach ją bolało. To wszystko zostało zlekceważone i pominięte - twierdzi Arkadiusz Bartkiewicz.

- Gdy zawieźli mnie na oddział położniczy, doktor zadała pytanie: "Co wy żeście mi k...a trupa przywieźli? Byłam przytomna i wszystko słyszałam. Obudziłam się na sali poporodowej, przy kobiecie, której przywieziono bliźnięta do karmienia. Przytulała je, miała to szczęście, że jej dzieci żyły - rozpacza Renata Bartkiewicz.

Pani Renata swojego dziecka nawet nie zobaczyła. Lekarze nie pokazali jej go bowiem po porodzie. Ich zdaniem pani Renata urodziła córkę, ale w wyniku odklejenia łożyska dziecko się udusiło. Rodzice natomiast twierdzą, że specjaliści zlekceważyli wcześniejsze objawy, a decyzja o cesarskim cięciu zapadła za późno. Sprawa trafiła do prokuratury.

- Prokurator umorzył postępowanie wobec stwierdzenia braku znamion czynu zabronionego. W sprawie tej przesłuchano świadków, personel szpitala, uzyskano dokumentację medyczną dotyczącą leczenia pokrzywdzonej - informuje Beata Syk-Jankowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

W tym czasie państwo Bartkiewiczowie nazwali swoją córeczkę Nikola i pochowali na miejskim cmentarzu. Wkrótce otrzymali decyzję prokuratury i przeżyli kolejny szok - uzasadnienie odnosiło się do noworodka płci męskiej.

- Mój świat przewrócony jest do góry nogami. Chodziłam na grób do swojej córki, rozmawiałam z nią jak z córką, a w tej chwili nie wiem z czyim dzieckiem rozmawiałam - mówi Renata Bartkiewicz.

Postanowiliśmy sprawdzić, kto popełnił błąd - szpital, biegły sądowy czy prokuratura?

- To niemożliwe, by pomylił się szpital. W okresie ciąży, w którym nastąpił poród trudno jest nie odróżnić płci męskiej od żeńskiej - mówi Jacek Solarz, dyrektor szpitala im. Jana Bożego w Lublinie.

- Być może nastąpiła pomyłka w trakcie wydawania opinii czy jej przepisywania. To jednak nie jest istota sprawy. Czy to chłopiec, czy dziewczynka... z tego samego powodu umierają - twierdzi Stanisław Różewicki, biegły sądowy, który wydał opinię.

- Niestety, prokurator w uzasadnieniu postępowania o umorzeniu powielił błąd biegłego. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, zwłaszcza w sprawach dotyczących śmierci nienarodzonego dziecka - mówi Beata Syk-Jankowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Państwo Bartkiewiczowie odwołali się od decyzji prokuratury. Apelacja została przyjęta, po to tylko, aby zmienić pisarskie błędy biegłego sądowego i prokuratora. Jak się dowiedzieliśmy, nie zmieni to decyzji o umorzeniu śledztwa.*

* skrót materiału

Reporterka: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)