Napadł z bronią, a sąd go wypuścił
Napadł z pistoletem na hurtownię, został złapany, a sąd wypuścił go na wolność. 21-letni mężczyzna wszedł do biura pana Jarosława i zażądał pieniędzy. Kiedy ich nie dostał, strzelił właścicielowi hurtowni w twarz. Na szczęście broń nie była ostra. Napastnik został obezwładniony i trafił do aresztu. Po 48 godzinach znów był wolny.
- Grozi mu od trzech lat więzienia wzwyż i chodzi sobie wolno po ulicach, może robić co chce. Jeżeli dzisiaj kogoś zabije, to kto będzie za to odpowiadał? - pyta pan Jarosław, właściciel hurtowni.
20 grudnia ubiegłego roku w jednej z hurtowni papierosów w Zielonej Górze miał miejsce napad.
- Wpadł do nas zamaskowany sprawca z bronią w ręku. Chciał pieniądze. Kiedy powiedziałem, że nie mam, strzelił mi prosto w twarz. Zacząłem się z nim szamotać, a on zaczął wyrywać szuflady. Znalazł około 40 tysięcy złotych i chciał z tym uciec. W biurze do mnie strzelił raz, a później jeszcze około 10 razy z tego pistoletu - opowiada właściciel hurtowni.
Na szczęście dla pana Jarosława okazało się, że nie była to broń ostra. Jednak pierwszy strzał został oddany z bliskiej odległości. Rany, które odniósł pan Jarosław były spowodowane uderzeniami kolbą pistoletu, którą napastnik roztrzaskał na jego głowie.
- Szef za nogi go chwycił i wywrócił, a myśmy go dopadli i obezwładnili - mówi pan Piotr, pracownik hurtowni.
- Miał zimne spojrzenie, wiedział, co robi. Podejrzewam, że gdyby miał ostrą broń, to by mnie zabił - dodaje pan Jarosław.
- Mężczyzna jest znany policji, był wcześniej notowany - informuje Małgorzata Stanisławska z Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze.
- Prokurator postawił mu zarzut usiłowania rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia Czyn ten zagrożony jest karą pozbawienia wolności od lat 3 do 15. W międzyczasie prokurator rejonowy w Zielonej Górze skierował do sądu wniosek o zastosowanie aresztu wobec sprawcy - mówi Grzegorz Szklarz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Ku zaskoczeniu prokuratury i poszkodowanych sąd zdecydował o niestosowaniu aresztu tymczasowego wobec napastnika. Już po 48 godzinach mógł on wyjść na wolność.
- W pierwszej chwili nie mogłem w to uwierzyć! Ktoś, kto w biały dzień napada z pistoletem i krzyczy, że zabije, jest wypuszczany na wolność - dziwi się pan Jarosław, właściciel hurtowni.
- Legalne pozbawienie innego człowieka wolności może nastąpić wyłącznie w następstwie procesu i wydania wyroku skazującego. Zażalenia nie ma, więc należy domniemywać, że prokurator uznał zasadność argumentacji sądu pierwszej instancji. Sąd zastosował innego rodzaju środki, to jest zakaz opuszczania Polski oraz dozór policyjny - informuje Ryszard Rólka z Sądu Okręgowego w Zielonej Górze.
- Prokurator okręgowy, w ramach nadzoru jaki sprawuje nad podległymi sobie jednostkami, zapoznał się z tą sprawą i uznał, że decyzja prokuratora rejonowego o niezaskarżeniu tego postanowienia nie była słuszna - mówi Grzegorz Szklarz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Od postanowienia sądu nie można się już odwołać. Pozostała tylko nadzieja, że napastnik rzeczywiście będzie chciał współpracować z wymiarem sprawiedliwości. Pan Jarosław jest tą decyzją zszokowany.
- Ktoś, kto mało mnie nie zabił, chodzi sobie na wolności. Młody chłopak zamiast wziąć się do pracy, chodzi i okrada innych ludzi. Na pewno nie poszedł do kościoła się modlić, tylko gdzieś chodzi i kradnie - podsumowuje właściciel hurtowni.*
* skrót materiału
Reporter: Sylwia Sierpińska
ssierpinska@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
20 grudnia ubiegłego roku w jednej z hurtowni papierosów w Zielonej Górze miał miejsce napad.
- Wpadł do nas zamaskowany sprawca z bronią w ręku. Chciał pieniądze. Kiedy powiedziałem, że nie mam, strzelił mi prosto w twarz. Zacząłem się z nim szamotać, a on zaczął wyrywać szuflady. Znalazł około 40 tysięcy złotych i chciał z tym uciec. W biurze do mnie strzelił raz, a później jeszcze około 10 razy z tego pistoletu - opowiada właściciel hurtowni.
Na szczęście dla pana Jarosława okazało się, że nie była to broń ostra. Jednak pierwszy strzał został oddany z bliskiej odległości. Rany, które odniósł pan Jarosław były spowodowane uderzeniami kolbą pistoletu, którą napastnik roztrzaskał na jego głowie.
- Szef za nogi go chwycił i wywrócił, a myśmy go dopadli i obezwładnili - mówi pan Piotr, pracownik hurtowni.
- Miał zimne spojrzenie, wiedział, co robi. Podejrzewam, że gdyby miał ostrą broń, to by mnie zabił - dodaje pan Jarosław.
- Mężczyzna jest znany policji, był wcześniej notowany - informuje Małgorzata Stanisławska z Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze.
- Prokurator postawił mu zarzut usiłowania rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia Czyn ten zagrożony jest karą pozbawienia wolności od lat 3 do 15. W międzyczasie prokurator rejonowy w Zielonej Górze skierował do sądu wniosek o zastosowanie aresztu wobec sprawcy - mówi Grzegorz Szklarz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Ku zaskoczeniu prokuratury i poszkodowanych sąd zdecydował o niestosowaniu aresztu tymczasowego wobec napastnika. Już po 48 godzinach mógł on wyjść na wolność.
- W pierwszej chwili nie mogłem w to uwierzyć! Ktoś, kto w biały dzień napada z pistoletem i krzyczy, że zabije, jest wypuszczany na wolność - dziwi się pan Jarosław, właściciel hurtowni.
- Legalne pozbawienie innego człowieka wolności może nastąpić wyłącznie w następstwie procesu i wydania wyroku skazującego. Zażalenia nie ma, więc należy domniemywać, że prokurator uznał zasadność argumentacji sądu pierwszej instancji. Sąd zastosował innego rodzaju środki, to jest zakaz opuszczania Polski oraz dozór policyjny - informuje Ryszard Rólka z Sądu Okręgowego w Zielonej Górze.
- Prokurator okręgowy, w ramach nadzoru jaki sprawuje nad podległymi sobie jednostkami, zapoznał się z tą sprawą i uznał, że decyzja prokuratora rejonowego o niezaskarżeniu tego postanowienia nie była słuszna - mówi Grzegorz Szklarz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Od postanowienia sądu nie można się już odwołać. Pozostała tylko nadzieja, że napastnik rzeczywiście będzie chciał współpracować z wymiarem sprawiedliwości. Pan Jarosław jest tą decyzją zszokowany.
- Ktoś, kto mało mnie nie zabił, chodzi sobie na wolności. Młody chłopak zamiast wziąć się do pracy, chodzi i okrada innych ludzi. Na pewno nie poszedł do kościoła się modlić, tylko gdzieś chodzi i kradnie - podsumowuje właściciel hurtowni.*
* skrót materiału
Reporter: Sylwia Sierpińska
ssierpinska@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)