Rozdzielone dzieci

Przedstawiamy wstrząsające losy rozłączonych przez adopcję dzieci. Choć wiedzą, że mają rodzeństwo, to nie są w stanie go odnaleźć. Niektórzy szukają się już kilkadziesiąt lat. Może dzięki widzom Interwencji uda się im pomoc. Może któreś z rozdzielonych dzieci, dziś już dorosłe, obejrzy ten program.

- O tym, że mam brata, dowiedziałam się po 25 latach życia. Nie da się już odbudować takich relacji, jakie są przy prawdziwych rodzeństwach, kiedy te dzieci wychowują się razem, tłuką się, bawią - mówi Bożena Łojko, odebrana rodzicom w wieku siedmiu miesięcy.

Tragiczna historia pani Bożeny i jej finał sprowokował nas do pokazania dramatów porzuconych przez rodziców dzieci. I rodziców, w których pojawiają się wyrzuty sumienia.  

- Więzienie nie było największą karą, najgorsze było, że mi zabrano dzieci - mówi pani Monika, której odebrano synów z powodu 8-letniej kary więzienia.

Dzieci skrzywdzone przez rodziców szukają rodzeństwa. Nieraz się udaje.

Tak jak w przypadku niesamowitej historii, o której w Interwencji opowiadaliśmy 6 lat temu. Tragedia, która rozgrywała się także w jednym z domów dziecka w Warszawie ponad 30 lat temu. Historia siostry i brata, których odebrano rodzicom. Ojciec siedział wtedy w więzieniu, a matka...

- Nie chciałabym używać mocnych słów, że alkoholiczka. Wydaje mi się, że nie czuła macierzystych uczuć, bo gdyby czuła, to zrobiłaby wszystko żeby zatrzymać dzieci. Matka mieszkała w piwnicy i sąsiedzi zareagowali - mówi Bożena Łojko, odebrana rodzicom w wieku siedmiu miesięcy.

Pani Bożena, dziś 36-letnia mama, była w sierocińcu przez trzy lata, ale nikt jej nie powiedział, że był tam też jej brat. O tym, że ma brata, dowiedziała się dopiero w 2000 roku - od swojego ojca biologicznego, z którym widziała się tylko dwa razy. Z matką biologiczną nie rozmawia.

Gdy pani Bożena miała cztery lata, adoptowało ją małżeństwo z Warszawy. To było w maju 1979 roku. Jej dwuipółletniego brata - Jurka - Francuzi z Genewy. Pani Bożena wraz z przyrodnią siostrą postanowiła go odszukać. Odnaleźć brata pomógł jej w kwietniu 2004 r. - i to bezpłatnie - nieżyjący już dziś detektyw Waldemar Czerwiński z Łodzi.

Pani Bożena wyjechała do Zurychu. Wraz z nimi grupa dziennikarzy.

Poszukiwania Jurka-Silvana trwały 5 miesięcy.

- Bardzo dużo osób było zaangażowanych w poszukiwanie Silvana, w wielu krajach szukało go wielu policjantów, wiele osób z różnych instytucji. Gdy się dowiadywali, że robię to nieodpłatnie, również rezygnowali ze swojego honorarium - opowiadał Waldemar Czerwiński, detektyw.

Brat odnalazł się w Zurychu. Pani Bożena wyjechała na spotkanie, a wraz z nią grupka dziennikarzy. Około północy doszło do spotkania po latach. Oboje mieli oczy pełne ciepła, a zarazem strachu. Strachu o to, czy rodzeństwo, które nigdy się nie widziało, zaakceptuje siebie. Starali się ukryć łzy wzruszenia.

Odbyli krótki spacer po Starówce. Słabo znali angielski, więc trudno było im mówić o tym, co najtrudniejsze - o uczuciach.

- Pierwsze wrażenie bardzo dobre. Jestem trochę zaskoczony. Myślę, że dopiero za jakiś czas zdam sobie sprawę z tego, co się teraz dzieje - mówił Silvan Grare, odnaleziony brat.

- Zauważyłam, że jest bardzo podobny do mnie. Nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. Z tej samej gliny jesteśmy stworzeni -opowiadała pani Bożena.

Dziś kobieta pomaga innym rozdzielonym dzieciom odnaleźć się nawzajem. Rodzicom, którzy je porzucili, także pomaga. W kwietniu założyła portal "Zerwane więzi".

- Obecnie zalogowananych jest 60-70 osób - mówi pani Bożena.

Na portalu widnieje szereg ogłoszeń i rodzinnych tragedii. Rozdzielonej podczas adopcji siostry szuka pan Piotr.

- Rozdzielono nas jak ja miałem osiem lat. Siostra miała około pięciu - opowiada Piotr Dąbrowski.

Z pomocą portalu "Zerwane więzi" dzieci szuka też matka, której synów adoptowano, gdy odsiadywała wyrok za liczne kradzieże i włamania. Ich ojciec też trafił za kratki. Też za kradzieże.

- Szukam ich od ośmiu lat. Poszukuję Dawida Paczkowego urodzonego 7.02.1985 r w Wrocławiu i Mateusza Sobieskiego, urodzonego 19.02.1986 r. także we Wrocławiu. Dom Małego Dziecka przy Rosenbergów było ostatnim miejscem, gdzie były - mówi pani Monika.

Swoim już pełnoletnim synom chce powiedzieć tylko to, co dla niej najważniejsze.

- Bardzo mi źle, że nie wiedzą, że ich nie odrzuciłam, tylko zostali mi odebrani - mówi pani Monika.

Karę aż 16 lat więzienia zamieniono na 8 lat. Kobieta prosiła władze więziennictwa, by wyrok odroczono na czas wychowania dzieci. Bezskutecznie. W 1989 roku dzieci odebrano.

Nie pomogło nic. Ani ukończenie w więzieniu szkół: począwszy od podstawówki, poprzez uzyskanie świadectwa maturalnego, aż po ukończenie nawet studium pomaturalnego... Nie pomogło wcześniejsze wyjście - już po 2 latach i 4 miesiącach. Po wyjściu pani Monika przez 10 lat pracowała jako opiekun społeczny.

- Byłam w ośrodkach adopcyjnych i sądzie, ale nie chcieli mi udzielić informacji. To były czasy komuny, to byli złodzieje, którzy ukradli mi dzieci i za pieniądze wysyłali gdzieś za granicę - twierdzi kobieta.

Pani Monika wyszła za mąż. Dziś jest opiekunką prawną Kasi. Wychowuje ją wraz z jej ojcem.

Także przez portal "Zerwane więzi" znajoma pana Piotra - działaczka katolicka -pomaga odnaleźć rozdzieloną od niego i przeznaczoną do adopcji siostrę. Pan Piotr od urodzenia przebywał w domu dziecka. Opiekował się nim tylko dziadek, na tyle na ile wystarczało mu sił. Dziś jego siostra może mieć około 37 lat. Rodzeństwo rozdzielono w domu dziecka w Warszawie.*

* skrót materiału

Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski

abogoryja@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)