Tu wszyscy się znają?
Szokująca interwencja policji z Zakopanego. Pani Karolina i pan Piotr wezwali funkcjonariuszy, bo do mieszkania, które wynajmowali, próbował się wedrzeć pijany właściciel wraz z kolegami. Mężczyzna miał uderzyć Piotra, a w obecności policjantów grozić mu, że się zemści. I wszystko uszło mu płazem, bo nawet nie został zatrzymany.
Karolina i Piotr są razem od ośmiu lat. W lutym tego roku zamieszkali w Zakopanem, bo tam pan Piotr dostał dobrą pracę, z widokiem na przyszłość.
Para postanowiła wynająć mieszkanie. Znalazła w internecie ogłoszenie zamieszczone przez Krzysztofa P. Dziś pani Karolina wciąż się boi i nie chce pokazywać twarzy.
- Zdarzyło mi się z krzykiem obudzić w nocy. Tamta sytuacja zaważyła na moim poczuciu bezpieczeństwa - mówi pani Karolina.
- Spotkaliśmy się, by wynająć mieszkanie. Była herbatka, rozmowa, były żarty. Nic nie zapowiadało, że to się w taki sposób skończy - wspomina pan Piotr.
28 maja przed godziną dziesiątą rano pani Karolina jest w domu sama. Jak mówi, nagle słyszy łomotanie do drzwi. Pijany Krzysztof P. z kolegami próbuje dostać się do mieszkania.
- Myślałam, że trochę się poawanturują i odejdą, ale usłyszałam że idą do piwnicy po młoty i rozwalą te drzwi. Zadzwoniłam po policję i do Piotrka, żeby przyjechał - mówi pani Karolina.
- Ja blokowałem wejście do mieszkania, nie chciałem go wpuścić. Wtedy dostałem pierwszy cios - opowiada pan Piotr.
- Policjanci nie potrafili nad tym zapanować, panował chaos. Chyba też się bali, bo jednemu trzęsły się ręce, gdy sobie coś tam zapisywał - dodaje pani Karolina.
Karolina i Piotr twierdzą, że wezwani na interwencję policjanci nie reagowali. Jako dowód pokazują nagranie zarejestrowane telefonem komórkowym pani Karoliny. Krzysztof P. jest w towarzystwie co najmniej pięciu osób. Policjantów jest tylko dwóch. Oto fragment nagrania:
Policjant: Uspokój się, rozumiesz. Jak się nie uspokoisz, to pojedziesz na dołek.
Pani Karolina: Proszę pana, ja żądam, żeby oni pojechali na izbę wytrzeźwień. To jest moja oficjalna prośba.
Policjant: Jaka jest podstawa?
Pani Karolina: Są pijani.
Policjant: Ale oni stąd zaraz pojadą.
Jeden z awanturników: Nie przejmuj się. Ja ci jeszcze z "Baśki" pokażę.
Pan Piotr do policjanta: Jest groźba.
Pani Karolina: Jest nagrana.
Jeden z awanturników: Ja już idę siedzieć na dziesięć miesięcy, a jak wyjdę, to cię złapię, to ci głowę urwę.
Pani Karolina zgłosiła na policji zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Krzysztofa P. i jego kolegów. Co na to zakopiańska policja? Nagranie pokazaliśmy Kazimierzowi Pietruchowi, rzecznikowi zakopiańskiej policji:
Rzecznik: Policjanci powinni bardziej stanowczo rozdzielić te strony, jeden z funkcjonariuszy powinien nie dopuścić do pyskówek.
Reporterka: Padły tam groźby karalne, panie rzeczniku?
Rzecznik: Prawo jasno określa, kiedy możemy człowieka pozbawić wolności. Tutaj nie zachodziły te przesłanki.
Reporterka: A gdybym teraz powiedziała, że panu łeb urwę, to co? To jest to groźba karalna, czy nie?
Rzecznik: Nie wzbudza to u mnie obawy, że pani to spełni.
Reporterka: A tamci ludzie mogli to spełnić?
Rzecznik: Na pewno była tutaj uzasadniona obawa, że może dojść do spełnienia takiej groźby.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Krzysztof P. jest znany zakopiańskiej policji. W przeszłości skazywany był za przestępstwa przeciwko mieniu. Miał także sprawę związaną z posiadaniem narkotyków.
- Trochę byłem pijany, ale nie wchodziłem do nich, tylko czekałem. Mogłem coś powiedzieć w nerwach. Teraz już się tego nie da cofnąć. Jak on chce się dogadać, to niech zadzwoni - powiedział Krzysztof P.
O skomentowanie nagrania i zachowania zakopiańskich policjantów poprosiliśmy kryminologa, prof. Brunona Hołysta. Profesor nie zostawia na funkcjonariuszach suchej nitki.
- Jestem zszokowany, że w obecności policji odbywa się tego rodzaju monolog napastników. Wypowiedzenie groźby karalnej już stanowi podstawę do wszczęcia postępowania . Nie możemy czekać, kiedy groźba będzie realna, bo wtedy już będzie po ptakach - mówi prof. Brunon Hołyst.
- Mam żal do policjantów. Skoro wybrali taki zawód, to mają pomagać, a nie stać z boku - mówi pan Piotr. *
* skrót materiału
Reporterka: Marta Terlikowska
mterlikowska@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
Para postanowiła wynająć mieszkanie. Znalazła w internecie ogłoszenie zamieszczone przez Krzysztofa P. Dziś pani Karolina wciąż się boi i nie chce pokazywać twarzy.
- Zdarzyło mi się z krzykiem obudzić w nocy. Tamta sytuacja zaważyła na moim poczuciu bezpieczeństwa - mówi pani Karolina.
- Spotkaliśmy się, by wynająć mieszkanie. Była herbatka, rozmowa, były żarty. Nic nie zapowiadało, że to się w taki sposób skończy - wspomina pan Piotr.
28 maja przed godziną dziesiątą rano pani Karolina jest w domu sama. Jak mówi, nagle słyszy łomotanie do drzwi. Pijany Krzysztof P. z kolegami próbuje dostać się do mieszkania.
- Myślałam, że trochę się poawanturują i odejdą, ale usłyszałam że idą do piwnicy po młoty i rozwalą te drzwi. Zadzwoniłam po policję i do Piotrka, żeby przyjechał - mówi pani Karolina.
- Ja blokowałem wejście do mieszkania, nie chciałem go wpuścić. Wtedy dostałem pierwszy cios - opowiada pan Piotr.
- Policjanci nie potrafili nad tym zapanować, panował chaos. Chyba też się bali, bo jednemu trzęsły się ręce, gdy sobie coś tam zapisywał - dodaje pani Karolina.
Karolina i Piotr twierdzą, że wezwani na interwencję policjanci nie reagowali. Jako dowód pokazują nagranie zarejestrowane telefonem komórkowym pani Karoliny. Krzysztof P. jest w towarzystwie co najmniej pięciu osób. Policjantów jest tylko dwóch. Oto fragment nagrania:
Policjant: Uspokój się, rozumiesz. Jak się nie uspokoisz, to pojedziesz na dołek.
Pani Karolina: Proszę pana, ja żądam, żeby oni pojechali na izbę wytrzeźwień. To jest moja oficjalna prośba.
Policjant: Jaka jest podstawa?
Pani Karolina: Są pijani.
Policjant: Ale oni stąd zaraz pojadą.
Jeden z awanturników: Nie przejmuj się. Ja ci jeszcze z "Baśki" pokażę.
Pan Piotr do policjanta: Jest groźba.
Pani Karolina: Jest nagrana.
Jeden z awanturników: Ja już idę siedzieć na dziesięć miesięcy, a jak wyjdę, to cię złapię, to ci głowę urwę.
Pani Karolina zgłosiła na policji zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Krzysztofa P. i jego kolegów. Co na to zakopiańska policja? Nagranie pokazaliśmy Kazimierzowi Pietruchowi, rzecznikowi zakopiańskiej policji:
Rzecznik: Policjanci powinni bardziej stanowczo rozdzielić te strony, jeden z funkcjonariuszy powinien nie dopuścić do pyskówek.
Reporterka: Padły tam groźby karalne, panie rzeczniku?
Rzecznik: Prawo jasno określa, kiedy możemy człowieka pozbawić wolności. Tutaj nie zachodziły te przesłanki.
Reporterka: A gdybym teraz powiedziała, że panu łeb urwę, to co? To jest to groźba karalna, czy nie?
Rzecznik: Nie wzbudza to u mnie obawy, że pani to spełni.
Reporterka: A tamci ludzie mogli to spełnić?
Rzecznik: Na pewno była tutaj uzasadniona obawa, że może dojść do spełnienia takiej groźby.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Krzysztof P. jest znany zakopiańskiej policji. W przeszłości skazywany był za przestępstwa przeciwko mieniu. Miał także sprawę związaną z posiadaniem narkotyków.
- Trochę byłem pijany, ale nie wchodziłem do nich, tylko czekałem. Mogłem coś powiedzieć w nerwach. Teraz już się tego nie da cofnąć. Jak on chce się dogadać, to niech zadzwoni - powiedział Krzysztof P.
O skomentowanie nagrania i zachowania zakopiańskich policjantów poprosiliśmy kryminologa, prof. Brunona Hołysta. Profesor nie zostawia na funkcjonariuszach suchej nitki.
- Jestem zszokowany, że w obecności policji odbywa się tego rodzaju monolog napastników. Wypowiedzenie groźby karalnej już stanowi podstawę do wszczęcia postępowania . Nie możemy czekać, kiedy groźba będzie realna, bo wtedy już będzie po ptakach - mówi prof. Brunon Hołyst.
- Mam żal do policjantów. Skoro wybrali taki zawód, to mają pomagać, a nie stać z boku - mówi pan Piotr. *
* skrót materiału
Reporterka: Marta Terlikowska
mterlikowska@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)