Wrobiony w zderzenie czołowe?
Pan Andrzej jechał drogą z pierwszeństwem przejazdu, gdy jak twierdzi, z drogi podporządkowanej wyjechał volkswagen Polo. Doszło do śmiertelnego wypadku. Będący na miejscu zdarzenia policjanci uznali, że zawinił kierowca Polo. Innego zdania był biegły sądowy. Według niego pan Andrzej zderzył się z samochodem jadącym z naprzeciwka. Inni specjaliści wykluczają tę tezę.
To był słoneczny i ciepły pierwszy dzień lipca zeszłego roku. Droga była pusta i przejrzysta. Pan Andrzej, 36-latek spod Głogowa, pamięta każdy szczegół, bo jak twierdzi, ten dzień śni mu się co noc.
- Ruszył chwilę moment przede mną, nie miałem możliwości reagowania, doszło do uderzenia - mówi Andrzej Fedak.
- Bezpośrednio po zdarzeniu dowiedziałem się, że brat uderzył w samochód, który wyjeżdżał z drogi podporządkowanej - dodaje Dariusz Fedak, brat pana Andrzeja.
Drugim samochodem jechali 50-letni Kazimierz Gola i 52-letni Antoni Homolka. Jak twierdzi pierwsza notatka policyjna, mężczyźni wymusili pierwszeństwo i w wyniku bocznego uderzenia w samochód zginęli na miejscu. Wtedy do rodziny pana Andrzeja zgłosiły się kancelarie odszkodowawcze.
- Działają bardzo prężnie, nie wiem jak funkcjonują, ale w przeciągu doby trafili do mnie, mieli moje dane, mój adres zamieszkania. Zaznaczyli, że biorą 40 procent wywalczonego odszkodowania, ale jeśli nie będę z nimi współpracował, to nie otrzymam nic - opowiada Andrzej Fedak.
- Kancelarie odszkodowawcze stworzyły pewien system porównywalny z handlem skórami w Łodzi. Płacą za informacje o ofiarach wypadków. Rano jest wypadek, a popołudniu jest już pięć kancelarii odszkodowawczych na miejscu - mówi Janusz Popiel ze Stowarzyszenia pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych.
Pan Andrzej po jakimś czasie został wezwany na kolejne przesłuchanie. Tym razem w zupełnie innym charakterze.
- Policjant miał do mnie pretensje, nieelegancko prowadził rozmowę. Zarzucał mi, że kierując rozmawiałem przez telefon, że do zdarzenia doszło na lewym pasie, że było to zderzenie czołowe. Było zupełnie inaczej - mówi pan Andrzej.
- Mój mąż był bardzo dobrym kierowcą, nigdy nie mieliśmy wypadku, nigdy nie zapłacił mandatu za przekroczenie szybkości. Po dwóch miesiącach zgłosiły się do nas kancelarie odszkodowawcze - opowiada Liliana Gola, żona ofiary wypadku samochodowego.
W tym samym czasie powstała opinia biegłego sądowego, który całkowitą odpowiedzialnością za spowodowanie wypadku samochodowego obarczył pana Andrzeja. Zdaniem biegłego kierowca samochodu jadącego drogą podporządkowaną zdążył przejechać skrzyżowanie, a samochody zderzyły się niemal czołowo. Zdaniem specjalistów tezę tę wykluczają uszkodzenia samochodów.
- Długość drogi jaką przebył samochód, miejsce uderzenia i kąt pod jakim nastąpiło... To są podstawowe rzeczy, które wzbudziły moją wątpliwość i które powinny zostać zweryfikowane - mówi Janusz Popiel ze Stowarzyszenia pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych.
Biegły zarzuca również panu Andrzejowi nadmierną prędkość. Twierdzi, że rozpędził samochód do 120 km/h, a nawet więcej. Sprawdziliśmy, co się dzieje z samochodem, który uderza z prędkością -uwaga- tylko 82 km/h. Okazało się, że przy tej prędkości skutki uderzenia byłyby większe, niż w samochodzie pana Andrzeja.
- Gdybym jechał z prędkością 120km/h to już by mnie tutaj nie było - mówi pan Andrzej.
Na podstawie opinii biegłego prokuratura postawiła panu Andrzejowi zarzuty. Sprawa trafiła do sądu. Za spowodowane wypadku ze skutkiem śmiertelnym panu Andrzejowi grozi do 8 lat więzienia.
- Stan zagrożenia stworzył kierujący samochodem Polo, on też powinien obserwować sytuację, starać się ocenić prędkość zbliżającego się pojazdu, nawet jeśli była ona nadmierna i nie podejmować ryzykownych manewrów - ocenia Janusz Popiel ze Stowarzyszenia pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych.*
* skrót materiału
Reporterka: Agnieszka Zalewska
azalewska@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
- Ruszył chwilę moment przede mną, nie miałem możliwości reagowania, doszło do uderzenia - mówi Andrzej Fedak.
- Bezpośrednio po zdarzeniu dowiedziałem się, że brat uderzył w samochód, który wyjeżdżał z drogi podporządkowanej - dodaje Dariusz Fedak, brat pana Andrzeja.
Drugim samochodem jechali 50-letni Kazimierz Gola i 52-letni Antoni Homolka. Jak twierdzi pierwsza notatka policyjna, mężczyźni wymusili pierwszeństwo i w wyniku bocznego uderzenia w samochód zginęli na miejscu. Wtedy do rodziny pana Andrzeja zgłosiły się kancelarie odszkodowawcze.
- Działają bardzo prężnie, nie wiem jak funkcjonują, ale w przeciągu doby trafili do mnie, mieli moje dane, mój adres zamieszkania. Zaznaczyli, że biorą 40 procent wywalczonego odszkodowania, ale jeśli nie będę z nimi współpracował, to nie otrzymam nic - opowiada Andrzej Fedak.
- Kancelarie odszkodowawcze stworzyły pewien system porównywalny z handlem skórami w Łodzi. Płacą za informacje o ofiarach wypadków. Rano jest wypadek, a popołudniu jest już pięć kancelarii odszkodowawczych na miejscu - mówi Janusz Popiel ze Stowarzyszenia pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych.
Pan Andrzej po jakimś czasie został wezwany na kolejne przesłuchanie. Tym razem w zupełnie innym charakterze.
- Policjant miał do mnie pretensje, nieelegancko prowadził rozmowę. Zarzucał mi, że kierując rozmawiałem przez telefon, że do zdarzenia doszło na lewym pasie, że było to zderzenie czołowe. Było zupełnie inaczej - mówi pan Andrzej.
- Mój mąż był bardzo dobrym kierowcą, nigdy nie mieliśmy wypadku, nigdy nie zapłacił mandatu za przekroczenie szybkości. Po dwóch miesiącach zgłosiły się do nas kancelarie odszkodowawcze - opowiada Liliana Gola, żona ofiary wypadku samochodowego.
W tym samym czasie powstała opinia biegłego sądowego, który całkowitą odpowiedzialnością za spowodowanie wypadku samochodowego obarczył pana Andrzeja. Zdaniem biegłego kierowca samochodu jadącego drogą podporządkowaną zdążył przejechać skrzyżowanie, a samochody zderzyły się niemal czołowo. Zdaniem specjalistów tezę tę wykluczają uszkodzenia samochodów.
- Długość drogi jaką przebył samochód, miejsce uderzenia i kąt pod jakim nastąpiło... To są podstawowe rzeczy, które wzbudziły moją wątpliwość i które powinny zostać zweryfikowane - mówi Janusz Popiel ze Stowarzyszenia pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych.
Biegły zarzuca również panu Andrzejowi nadmierną prędkość. Twierdzi, że rozpędził samochód do 120 km/h, a nawet więcej. Sprawdziliśmy, co się dzieje z samochodem, który uderza z prędkością -uwaga- tylko 82 km/h. Okazało się, że przy tej prędkości skutki uderzenia byłyby większe, niż w samochodzie pana Andrzeja.
- Gdybym jechał z prędkością 120km/h to już by mnie tutaj nie było - mówi pan Andrzej.
Na podstawie opinii biegłego prokuratura postawiła panu Andrzejowi zarzuty. Sprawa trafiła do sądu. Za spowodowane wypadku ze skutkiem śmiertelnym panu Andrzejowi grozi do 8 lat więzienia.
- Stan zagrożenia stworzył kierujący samochodem Polo, on też powinien obserwować sytuację, starać się ocenić prędkość zbliżającego się pojazdu, nawet jeśli była ona nadmierna i nie podejmować ryzykownych manewrów - ocenia Janusz Popiel ze Stowarzyszenia pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych.*
* skrót materiału
Reporterka: Agnieszka Zalewska
azalewska@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)