Horror koni
Skrajnie wyczerpane i wychudzone konie znaleźli inspektorzy „Animals” w jednym z gospodarstw w Woli Szczucińskiej niedaleko Tarnowa. Konie brodziły we własnych odchodach, ściśnięte w niewielkich boksach. Dwa, które padły, ukryte były pod sianem. Jakby tego było mało, inspektorzy znaleźli blisko tonę zwierzęcych kości. Uwaga, zdjęcia w materiale są drastyczne.
- Znalazłem tam oskalpowane skóry dzików, 13 koni, z których tylko 11 udało nam się uratować i 26 sztuk bydła – opowiada Paweł Kamiński z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals.
Wola Szczucińska: od 2003 roku działała tam firma zajmująca się skupem i eksportem zwierząt rzeźnych. Miesiąc temu „Animalsi” anonimowym listem zostali zaalarmowani, że przebywające tam zwierzęta konają z głodu. Po zawiadomieniu odpowiednich służb, natychmiast pojechali na kontrolę.
- Jak otworzyliśmy drzwi, to odór aż nas cofnął. Odchodów było po kostki, a zwierzęta w nich stały. Konie stały tak ciasno, że te słabsze były podtrzymywane przez te silniejsze. Konie zabraliśmy, ale krowy zostały, bo nie było gospodarstwa, które by je przyjęło – opowiada Paweł Kamiński z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals.
- Byliśmy przy tej interwencji. Sytuacja tych koni już wcześniej musiała być tragiczna, bo znaleźliśmy też martwe. Padały z przyczyn zależnych od właściciela. To przerosło nasze wyobrażenia. Odkryliśmy prawie tonę kości i odpadów po zwierzętach i niektóre były jeszcze z mięsem – mówi Jan Sipior, burmistrz miasta i gminy Szczucin.
- 11 koni stłoczonych w takiej jakby klatce. One gryzły się między sobą, przepychały, kopały. W ten dzień dostały siano. Wszystkie przepychały się do tego siana , bo to była dla nich nowość. W korytarzu za krowami znalazłam trupa końskiego pod słomą, którego pracownik usiłował ukryć przed nami. Sianem przykrył jeszcze jedne końskie zwłoki. Odcięta była głowa i wyjęte wnętrzności, żebyśmy ich po zapachu nie znaleźli – opisuje Judyta Put z klubu jeździeckiego w Tarnowie, która opiekuje się odebranymi końmi.
Próbowaliśmy się dowiedzieć, jak to możliwe, że przez tyle lat nikt nie zauważył, co się tam dzieje. W firmie, która powinna być pod kontrolą weterynaryjną padają zwierzęta.
- Firma funkcjonowała na terenie gminy od kilku lat. Do 2008 roku działała legalnie jako firma skupująca i eksportująca zwierzęta rzeźne. Następnie zarejestrowano ją, jako gospodarstwo rolne – mówi Jan Sipior, burmistrz miasta i gminy Szczucin.
Niecałe dwa miesiące wcześniej powiatowy lekarz weterynarii kontrolował tę firmę i nie znalazł powodów do odebrania zwierząt właścicielowi. Czy to możliwe, by w ciągu dwóch miesięcy hodowca zgromadził prawie tonę kości?
- Nie sadzę, że można by było takie zdarzenie mierzyć tak krótkim okresem - odpowiedział Jan Sipior, burmistrz miasta i gminy Szczucin.
Lekarz weterynarii, który dwa miesiące wcześniej był na kontroli w tej firmie odmówił komentarza. Dowiedzieliśmy się jednak, że następnego dnia ma być przeprowadzana kolejna kontrola weterynaryjna. Pojechaliśmy razem z przedstawicielem Animalsów, żeby sprawdzić, w jakich warunkach żyje pozostawionych tam 26 krów i dwa dziki. Nie zostaliśmy jednak wpuszczeni do środka.
- Kwestia tych kości jest o tyle trudna do wyjaśnienia, że powiatowy lekarz weterynarii stwierdził zagrożenie sanitarne i wszystkie kości zostały zutylizowane. Jedynym dowodem będzie więc dokumentacja i materiał fotograficzny. To gospodarstwo było ukierunkowane na skup i sprzedaż zwierząt rzeźnych. Działalność była prowadzona bez wymaganego wpisu do ewidencji działalności gospodarczej, mało tego, w 2007 roku wójt wykreślił tę działalność z rejestru – informuje Waldemar Malec z Prokuratury Rejonowej w Dąbrowie Tarnowskiej.
Firma działa jednak nadal. Pełnomocnik właściciela twierdzi, że nie jest to już działalność gospodarcza, a jego mocodawca jest teraz zwykłym rolnikiem i nie potrzebuje żadnych zezwoleń na kupowanie zwierząt.
- Na terenie gospodarstwa nie udało nam się uzyskać żadnych dokumentów. Policja będzie ustalać, skąd tak naprawdę te zwierzęta pochodzą – informuje Waldemar Malec z Prokuratury Rejonowej w Dąbrowie Tarnowskiej.
- Każdy koń w tym kraju musi mieć paszport. Nawet jakby kupił tego konia na przypadkowym targu i tłumaczył, że kupił go od rolnika, który nie dbał o tego konia, to powinien mieć jakąś umowę – dodaje Jacek Jakubek, lekarz weterynarii.
Uratowane konie tymczasowo trafiły do stadniny w Tarnowie. Powoli odzyskują siłę i zdrowie. Niestety, ich poprzedni właściciel chce je odzyskać.*
* skrót materiału
Reporterka: Małgorzata Frydrych