Za biedni na bankructwo

To martwe przepisy - tak o ustawie o upadłości konsumenckiej mówią dłużnicy, dla których nowe prawo powstało. Uwolnić się od długu nie jest tak prosto. Z 1400 wniosków o upadłość, sądy pozytywnie rozpatrzyły tylko 26! Największą przeszkodą jest 10 tys. zł opłaty sądowej, która spada na dłużnika. W dodatku wiele osób rezygnuje ze złożenia wniosku, bo przepisy upadłościowe są zbyt zawiłe, a adwokaci za drodzy.

- Żyję ze śmietników, zbieram żywność, którą ludzie wyrzucają, a jest jeszcze dobra do jedzenia - opowiada Stanisław Wandachowicz z Bytomia, którego zadłużenie od 2009 roku wzrosło z 60 tys. zł do około 100 tys.

- Mieszkanie jest już sprzedane. Teraz czekam na coś zastępczego, ewentualnie czeka mnie trzeci filar Mostu Poniatowskiego - dodaje Tadeusz Broś, któremu odrzucono wniosek o upadłość konsumencką, zadłużony na około 600 tys. zł.

Zadłużeni są po uszy i bez szans na spłacenie długów. Dwa lata temu, gdy w życie wchodziła tzw. ustawa u upadłości konsumenckiej niektórzy zadłużeni liczyli na umorzenie długów w zamian za oddanie wszystkiego, co mają, nawet mieszkania.

Nikt z naszych zadłużonych bohaterów, z którymi dwa lata temu nagrywaliśmy wywiady, nie otrzymał prawa do upadłości. Wpadali w długi z przyczyn – jak twierdzą – losowych, bo tracili pracę – tak jak np. Tadeusz Broś. Inni np. spłacali kredyty za byłego męża, tak jak pani Alina Sokołowska. Są też tacy, którzy żyrowali kredyty najbliższym – jak Stanisław Wandachowicz. Pozostali nasi bohaterowie dziś twarzy nie chcą pokazać. Wstydzą się swoich długów, reakcji znajomych. Wpadli w pętlę kredytową, bo brali pożyczki, by spłacić te poprzednie.

- To były takie nieprzemyślane te kredyty. Na remont mieszkania, na przyjemności na wakacje. Kupowaliśmy komputer, to kupiliśmy pralkę i telewizor - opowiada pani Wioletta, która od 4 lat ukrywa się przed bankami.

Znany i popularny reżyser i były prezenter „Teleranka” stracił już wszystko. Przed laty zarabiał sporo. Wziął kredyt na mieszkanie.

- Do gmachu telewizji już nie wszedłem w 2007 r. Podstępnie i brutalnie mnie wyrzucono, bo chorowałem. Skutek był taki, że nie zarabiałem i nie płaciłem kolejnych rat, bo nie miałem z czego - mówi Tadeusz Broś, którego długu wzrósł do około 600 tys. zł.

Imał się różnych zajęć. Między innymi dorabiał jako taksówkarz

- Teraz pracuję w call center. Codzienne przez 8 godzin przekonuję staruszki, że to, co kupiły jest dobre. Pracuję w dziale reklamacji - opowiada mężczyzna.

Pan Tadeusz stracił mieszkanie, czeka na wskazanie lokalu do wynajęcia. Żeby przeżyć - sprzedał niemal wszystko.

- Musiałem sprzedać wszystkie książki, żeby mieć za co kupić jedzenie. Starałem się o ogłoszenie upadłości, ale mój wniosek został odrzucony ze względów formalnych  - opowiada pan Tadeusz.

Mężczyzna nie był w stanie przedstawić w sądzie wszystkich dokumentów. Wniosek o upadłość chcieli złożyć także pan Stanisław Wandachowicz, pani Alina Sokołowska oraz pan Kazimierz, który stracił dobrą pracę. Przeraziły ich zawiłości prawne przepisów o upadłości i koszty sądowe, sięgające nawet 10 tysięcy złotych.

- Te przepisy są tak zagmatwane, że sama nie byłam w stanie tego ogarnąć, a na prawników mnie nie stać. Poza tym to są ogromne koszty. Zakładając sprawę musiałabym zapłacić jeszcze około 10 tys. zł. Nie wiem dla kogo jest ta upadłość, dla bogaczy? - pyta Alina Skowrońska, zadłużona na około 50 tys. zł.

- Wyobraźmy sobie osobę, która chce ogłosić upadłość konsumencką, zebrała wszystkie dokumenty, a tu nagle się jej mówi, że musi wpłacić odpowiednią opłatę, by sprawa się odbyła. Wyobraźmy sobie osobę, która z trudnością wysupłuje 2 zł na bochenek chleba, która musi wyłożył 5 czy 10 tys. zł, by sąd mógł wszcząć procedury - mówi Beata Mirska ze stowarzyszenia „Damy Radę”.

A tych zadłużonych, niespłacających długi jest już astronomiczna liczba.

- Jest ich 2 mln 100 tys. osób. Dwa lata temu w było mniej, 1 mln 300 tys. osób – informuje Mariusz Hildebrand, prezes zarządu InfoMonitora – Biura Informacji Gospodarczej.

Od wejścia w życie ustawy sądy przyznały prawo do upadłości tylko 26 osobom! Zwrócono i oddalono aż ponad 1400 wniosków z powodu braków formalnych czy braku majątku na pokrycie kosztów sądowych.

- Te warunki wydają się zbyt rygorystyczne, dlatego po przeprowadzeniu badań przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości, będziemy musieli w kilku punktach te warunki zmienić - przyznaje Zbigniew Wrona, wiceminister sprawiedliwości.

- Te przepisy można nazwać martwymi. Najważniejsze wady, jeśli chodzi o proces oddłużania to ponad 10 tys. zł kosztów sądowych, dość skomplikowana procedura, jeśli chodzi o składanie wniosków oraz brak możliwości negocjacji z wierzycielem - wylicza Mariusz Hildebrand, prezes zarządu InfoMonitora – Biura Informacji Gospodarczej.

Ministerstwo Sprawiedliwości planuje m.in. dopuścić do upadłości osoby nieporadne życiowo, które dodatkowo zadłużały się na utrzymanie np. dzieci, chce umożliwić układanie się z wierzycielami, bo ci często odmawiają konsolidacji długów. Projekt zmian musi
zatwierdzić jeszcze rząd i Sejm.*

* skrót materiału

Reporter: Adab Bogoryja-Zakrzewski

abogoryja@polsat.com.pl