Oszukani w restauracji
Prestiż i ekskluzywne, koszerne jedzenie - tym miała zdobywać klientów warszawska restauracja Shlomo’s. Na jej otwarcie zaproszono 600 osób i telewizję. Dziś, po niecałym roku funkcjonowania na drzwiach lokalu wisi kłódka. Kierownik zniknął, a wraz z nim pensje pracowników. Każdy z nich stracił około 3 tys. zł.
Jak to jest - nie dostać zapłaty za własną, ciężką pracę? Mieli się o tym przekonać pracownicy restauracji Shlomo’s w Warszawie. Początkowo nic nie zapowiadało smutnego zakończenia. Kiedy otwierano restaurację latem ubiegłego roku, miał to być prestiżowy lokal z jedzeniem spełniającym najsurowsze standardy koszerności.
- Było otwarcie z pompą, z telewizją. Zaproszono 600 osób, twarze znane z telewizji. Wyposażenie-pierwsza klasa - opowiada Elżbieta Piotrowska, która pracowała w restauracji.
- Nigdy nie było problemu z wypłatą, dostawy żywności były na czas - dodaje pan Piotr, który także pracował w restauracji.
Do czasu. Okazało się, że w jednej chwili z niewiadomych przyczyn restauracja została zamknięta. Prawdopodobnie jej właściciel zalegał z opłatą za wynajem obiektu.
- Przyszliśmy do pracy i drzwi były zamknięte. Na tym koniec, do tej pory nie wiemy, co się stało - opowiada Elżbieta Piotrowska, która pracowała w restauracji.
- Dowiedzieliśmy się, że są założone kłódki, że komornik, że administracja, że czynsz - dodaje pani Agnieszka, była pracownica restauracji.
Okazuje się, że już miesiąc przed zamknięciem pracodawca przestał wywiązywać się z zobowiązań. Pracownicy, w większości zatrudnieni na umowę zlecenie, nie dostali wypłaty.
- Nie otrzymałam wynagrodzenia za cały marzec, a było bardzo dużo pracy i za połowę kwietnia - mówi Elżbieta Piotrowska.
- Nie wypłacono mi trzech tysięcy złotych. Kazano nam czekać, ale do tej pory ich nie ma - dodaje Rafał Dębski, były pracownik w restauracji.
W jeszcze trudniejszej sytuacji jest pani Agnieszka. Kobieta niedawno dostała informację z ZUS-u, że w ogóle nie została przez ostatniego pracodawcę zgłoszona do ubezpieczenia.
- Chorowałam dosyć długo, w dalszym ciągu przechodzę rehabilitację. Okazało się, że nie jestem objęta ubezpieczeniem, że druk RMUA był fałszywy. Obawiam się, żeby ZUS nie wystąpił o zwrot kosztów rehabilitacji - mówi pani Agnieszka.
- Złożyłem sprawę do sądu cywilnego, sprawa jest w toku - mówi pan Piotr, były pracownik restauracji.
Próbujemy skontaktować się z Łukaszem S., członkiem zarządu firmy, która prowadziła restaurację. Idziemy do jednego z warszawskich lokali, z którym mężczyzna jest związany.
- On jest u nas udziałowcem, jest w radzie, natomiast rzadko tu przebywa - powiedziała menadżerka lokalu.
Okazuje się, że w całym tym zamieszaniu poszkodowani czują się nie tylko pracownicy, ale także przedstawiciele społeczności żydowskiej. Jednak jest szansa, że sprawa przynajmniej częściowo może znaleźć szczęśliwe zakończenie.
- Reprezentuję firmę, która będzie tutaj kontynuowała działalność. Jesteśmy bardzo zainteresowani starym personelem, oczywiście wykluczając osoby odpowiedzialne za takie uchybienia i problemy. Nowy zespół dostanie okres próbny, na legalnych warunkach. Moim zdaniem najbardziej ucierpiała społeczność żydowska. Osoby, które w porozumieniu z ministerstwem edukacji Izraela mają obowiązek odwiedzenia miejsc pamięci narodowej, te grupy często wożą posiłki w autobusach, jedzą w autobusie, na kolanach - mówi Robert Goral-Satanowski, dyrektor projektu Restauracji Shlomo’s Warsaw.*
* skrót materiału
Reporterka: Sylwia Sierpińska