Łatwiej zabrać dzieci, niż pomóc

Sąd odebrał ojcu trójkę dzieci i umieścił w rodzinie zastępczej. Powód? Pan Jarosław nie miał stałej pracy oraz odpowiedniego mieszkania. Mężczyzna jest zdruzgotany. Nie pije, nie pali i uchodzi za wzorowego ojca. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego urzędnicy zamiast pomóc, rozdzielili rodzinę! Apelujemy o pomoc. Pan Jarosław pilnie potrzebuje pracy w Gdańsku.

Jarosław Krieger ma 26 lat. Mieszka w Gdańsku. Jego dzieciństwo nie było łatwe. Ojciec nadużywał alkoholu, więc został pozbawiony praw do opieki nad nim i jego trzema braćmi. Pomimo tych przeżyć, marzeniem pana Jarosława było stworzenie rodziny.

Kilka lat temu pan Jarosław poznał panią Magdalenę. Wszystko początkowo układało się dobrze. Urodziła im się trójka dzieci. Dziś Łukasz ma sześć lat, Oliwia cztery, a Bartosz dwa. Wspólnie wynajmowali mieszkanie. Pan Jarosław pracował dorywczo.

Niestety, matka dzieci kilka razy wyprowadzała się i zostawiała pana Jarosława samego z dziećmi. Mężczyzna pomimo trudności, nigdy ich nie zostawił. Potrzebował wsparcia, więc przeprowadził się do matki.

Niestety, kilka miesięcy temu w domu rodziny Kriegerów pojawiła się urzędniczka z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Chciała skontrolować, co się dzieje w rodzinie.

- Powiedziała, że sąsiad mówi o jakichś krzykach, a wiadomo, że trójka dzieci biega, jedno drugiego pchnie - opowiada Jarosław Krieger.

MOPS skierował wniosek do sądu, by zbadać sytuację dzieci. Pan Jarosław nie spodziewał się nadchodzących kłopotów. Nie pije, nie pali, ma pozytywną opinię. W opiece nad dziećmi pomagała mu matka.

Po skierowaniu wniosku pomocy społecznej do sądu, w domu pojawiła się kolejna urzędniczka - pani kurator. Ku zdziwieniu pana Jarosława, po kilku miesiącach dzieci z dnia na dzień zostały mu odebrane. Trafiły do placówki opiekuńczo-wychowawczej, a następnie do rodziny zastępczej.

- Przyszli i stwierdzili, że dzieci usnęły z wycieńczenia, a wcale tak nie było. Nigdy nie były głodne. Też mieszkałam w takich warunkach, że były dwa pokoje, nie było wody w mieszkaniu, a czworo dzieci wychowałam i nikt synów mi nie zabrał - mówi Barbara Krieger, matka pana Jarosława.

- On to bardzo przeżywa, jest załamany. W nocy budzi się i płacze, ja go rozumiem - opowiada Krzysztof Krieger, brat pana Jarosława.

Dla pana Jarosława ta decyzja była szokująca. Szybka i pochopna. Jak twierdzi, obiecywano mu pomoc i wsparcie. Niestety, jego zdaniem ta pomoc była znikoma.

- Pan Jarosław powinien wykazać inicjatywę, żeby zapewnić warunki lokalowe rodzinie i poprawić sytuację materialną, bo to jest punkt
wyjścia - informuje Hanna Langa-Bieszki z Sądu Okręgowego Gdańsku.

Nawet według opinii sądu, więź miedzy panem Jarosławem a dziećmi jest ogromna.
Pan Jarosław nie ma jednak stałej pracy i własnego mieszkania, więc dzieci odebrano.

Teraz za ich tymczasowe wychowanie płaci się rodzinie zastępczej. Statystyki pokazują, że jeśli dzieci nie wrócą do ojca w ciągu roku, szansa na ich powrót jest prawie żadna.

- Najlepiej zabrać dzieci, oderwać od najbliższych, a pieniądze na ich wychowanie dać innej rodzinie! Ja chcę je wychowywać. Nie chcę, by syn odnalazł mnie dopiero w wieku 18 lat. Odzyskać dzieci, mieć je przy sobie, tego teraz najbardziej pragnę - mówi pan Jarosław.

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk

interwencja@polsat.com.pl