Skazana za chorobę
Sąd skazał cierpiącą na stwardnienie rozsiane kobietę za to, że w czasie ataku choroby zakłóciła ciszę nocną! Pani Danuta dwukrotnie odwołała się od wyroku, ale nic to nie dało. Musi zapłacić grzywnę oraz pokryć koszty sądowe. Kobieta zapowiada skierowanie sprawy do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
- Gdyby nie interwencja policji, to nikt nie miałby do mnie żadnych pretensji, nie byłoby żadnych hałasów, bo ja już prawie że spałam – mówi pani Danuta.
Pani Danuta ma 51 lat. W ubiegłym roku dowiedziała się, że przed sąd można trafić za zbyt głośne chorowanie. W tym roku, że można dostać za to prawomocny wyrok.
- Miałam wrażenie, że sąd za wszelką cenę chce mnie ukarać. Chce pokazać, że tacy mali ludzie jak ja, nie mają prawa odwoływać się od czegoś, czego nie zrobili – mówi pani Danuta.
Kobieta od 14 lat choruje na stwardnienie rozsiane. Jej kłopoty zaczęły się 4 stycznia ubiegłego roku. Miała kolejny rzut choroby – z trudem panowała nad własnym ciałem, poruszała się o lasce, kilka razy upadła. Późnym wieczorem niespodziewaną wizytę złożył jej sąsiad z dołu, a zaraz za nim policja.
- Dosyć rosły pan zaczął na mnie krzyczeć, mówić że mam zaprzestać imprezy, uprawiania tańców irlandzkich i stukania. Powiedziałam mu, że u mnie żadnej imprezy nie ma. Później zjawiła się policja. Funkcjonariusz w bardzo brutalny sposób wepchnął mnie do mieszkania, powiedział, że mam się uspokoić, że jestem pod wpływem alkoholu, zakłócam ciszę nocną i podadzą mnie do sądu grodzkiego – opowiada pani Danuta.
Tak też się stało. Katowiccy policjanci skierowali sprawę przeciwko pani Danucie do sądu. Ten w marcu ubiegłego roku skazał kobietę na karę 100 zł grzywny. Pani Danuta z wyrokiem się nie zgodziła. Odwołała się do Sądu Rejonowego w Katowicach.
- Sądziłam, iż niezawisły sąd uzna, że cała ta sprawa praktycznie nie powinna się odbyć, że szkoda tylko pieniędzy podatników – opowiada kobieta.
Proces ruszył. Podczas jednej z rozpraw udało nam się porozmawiać z sąsiadem, który wezwał na panią Danutę policję. Okazał się nim nie byle kto, bo ówczesny wiceprezydent Rudy Śląskiej.
- Ta pani nie powinna zostać ukarana. To policja wystąpiła do sądu, ja zostałem wezwany na świadka. My wyprowadziliśmy się, żeby dać możliwość spokojnego chorowania tej osobie – mówił Bartosz Satała, były sąsiad pani Danuty i były wiceprezydent Rudy Śląskiej.
W grudniu 2010 roku sąd podjął decyzję. Uznał, że w mieszkaniu pani Danuty nie było głośnej muzyki, a stukanie laską nie jest wykroczeniem. Mimo to, sąd skazał panią Danutę.
- Nie została uznana za winną tych hałasów, które rzekomo czyniła, kiedy zgłaszana była interwencja, natomiast została uznana za winną podniesienia głosu na policjantów, czym podobno również zakłóciła spoczynek nocny pana, który wtedy przy niej stał – mówi Leszek Krupanek, prawnik, który pomaga pani Danucie.
- Sąd uznał panią Danutę za winną popełnienia wykroczenia w ten sposób, że głośnym krzykiem zakłóciła spoczynek nocny. To jest ten sam czyn, który jej początkowo zarzucano. To samo zdarzenie historyczne, w tym samym miejscu i czasie zostało inaczej przez sąd opisane – informuje Patrycja Łukasik-Swoboda z Sądu Rejonowego Katowice-Zachód.
- Uważam, że zostałam skazana za coś, czego nie zrobiłabym, gdybym nie została zaatakowana przez policję. Nie byłoby żadnego krzyku na korytarzu – mówi pani Danuta.
Pani Danuta odwołała się do sądu okręgowego. Ten jednak w wyroku sądu rejonowego nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości.
Dziś mieszkanie po byłym wiceprezydencie Rudy Śląskiej zajmuje pan Fabian ze swoją dziewczyną. Ani on, ani inni sąsiedzi o pani Danucie nie mówią złego słowa.
- Żadne hałasy z góry nie dobiegają, jest bardzo spokojnie, zero problemów – mówi Fabian Sapalski, sąsiad pani Danuty.
Sąd wezwał już kobietę do zapłacenia zasądzonych kosztów sądowych. To prawie 350 zł. Dokładnie tyle, ile zostaje jej z renty na życie po opłaceniu rachunków i kupieniu leków.
Niepełnosprawna kobieta nie godzi się z tym, co się wydarzyło. Zamierza złożyć skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.*
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz