Nie zauważyli raka?

Badanie w mammobusie nie wykazało raka piersi. Dziewięć miesięcy później w szpitalu pani Wiesława dowiedziała się, że ma nowotwór złośliwy czwartego stopnia wielkości. Kobieta jest przekonana, że guz był widoczny już podczas badania w mammobusie. Sprawę bada prokuratura.

Pani Wiesława z miejscowości Jabłoń Jankowce koło Wysokiego Mazowieckiego przez ostatnie 10 lat korzystała z każdej okazji, by zbadać swoje piersi pod kątem chorób nowotworowych. Od 2001 roku, gdy po Polsce zaczęły jeździć tzw. mammobusy co dwa lata korzystała z tej formy bezpłatnych badań profilaktycznych. Na badanie udała się też w 2008 roku…

- Zgłosiłam się z bolącą piersią. Po dwóch tygodniach dostałam wynik. Okazało się, że jest wszystko w porządku, że nie ma żadnych zmian. Niestety, pierś nadal bolała - opowiada pani Wiesława.

Po kilku miesiącach zaniepokojona nieustającym bólem w prawej piersi, pani Wiesława udała się do Białostockiego Centrum Onkologii. To co tam usłyszała, było dla niej jak wyrok.

- Niestety, wynik wyszedł bardzo niedobry, nowotwór złośliwy czwartego stopnia wielkości. To był szok dla całej rodziny, ja się bardzo załamałam. Przyjęłam najcięższą chemię, jaka może być – opowiada pani Wiesława.

Po tym jak wykryto nowotwór, pani Wiesława doszła do wniosku, że badanie które przeprowadzono w mammobusie było niedokładnie wykonane. A na zdjęciu z prześwietlenia piersi ani technik radiolog, ani lekarz oceniający stan zdrowia nie zauważyli zmian nowotworowych.

- Ja osobiście nigdy swoim pacjentkom badań w mammobusach nie polecam. To są aparaty siłą rzeczy trochę gorsze w sensie uzyskania jakości zdjęć rentgenowskich. Sam znam kilkanaście przypadków kobiet, które diagnozowane w mammobusach, wiedzione dalej niepokojem trafiały do kolejnych ośrodków i dopiero tam były wykrywane zmiany – mówi Bogdan Kula, lekarz ginekolog.

Państwo Jankowscy złożyli skargę na poprawność badań w Ministerstwie Zdrowia i Podlaskiej Izbie Lekarskiej. Sprawą zajęła się także prokuratura.

- Materiał dowodowy jest gromadzony, została zabezpieczona całość dokumentacji, zostali przesłuchani lekarze, którzy brali udział w procesie leczenia. W chwili obecnej działania prokuratury są skupione na uzyskaniu opinii biegłych z zakładu medycyny sądowej, którzy będą mogli ocenić prawidłowość postępowania w tym wypadku – informuje Wojciech Zalesko z Prokuratury Rejonowej Białymstok-Północ.

- To jest wszystko dobre, ale żeby było robione sumiennie, uczciwie i rzetelnie. Jak się ktoś zobowiązuje, to niech robi to perfekcyjnie, zgodnie ze sztuką lekarską. Na razie jest bałagan i wprowadzanie ludzi w błąd – mówi Andrzej Jankowski, mąż pani Wiesławy.

- Państwo Jankowscy mówią, że tam był nowotwór, a my twierdzimy, że go nie było, bo wynik od nas był negatywny. Gdy ktoś odczuwa jakieś dolegliwości, to jeżeli otrzymuje wynik sprzeczny z jego postrzeganiem, to  powinien udać się jak najszybciej do lekarza - mówi Paweł Nalewajko, właściciel firmy, która prowadziła badania.

Po rocznym leczeniu pani Wiesława i jej mąż coraz bardziej utwierdzają się w przekonaniu, że całej sytuacji można było uniknąć przeprowadzając badania piersi inną metodą niż darmowym badaniem w mammobusach. Podobnego zdania są lekarze, zajmujący się kobiecymi przypadłościami.

- Być może ten guzek był już wcześniej, ale w badaniu mammograficznym był niewidoczny. To badanie ma ograniczenia, zwłaszcza jeżeli pierś ma gęste utkanie gruczołowe albo ma łagodne patologie typu dysplazja łagodna czy mastopatię. W takich ogniskach zmiany nowotworowe są nie do wykrycia w badaniach mammograficznych. Poza tym w mammobusach nie pracują lekarze, tylko technicy, którzy nie dokonują nawet powierzchownej oceny zdjęć i nie segregują pacjentek na standardowe i pacjentki z grupy podwyższonego ryzyka – informuje Bogdan Kula, lekarz ginekolog.

- Mammobusy są rozwiązaniem dobrym, bo masowym. Daje to szansę na wykonanie badań profilaktycznych u dużej populacji kobiet, która do tej pory dostępu do takich badań nie miała. Zalecane jest również, aby robić badanie ultrasonograficzne piersi, uzupełnione badaniem palpacyjnym przez lekarz – mówi dr Grzegorz Południewski, ginekolog.

- Ten wynik nie był nawet odczytany, bo nie jest podpisany przez lekarza. Nawet ja, która się nie znam, wiedziałam, że jakieś plamy na tych zdjęciach są, a przecież ja nie jestem lekarzem – twierdzi pani Wiesława.*

* skrót materiału

Reporter: Leszek Tekielski

ltekielski@polsat.com.pl