Rozszarpał dziecku twarz

Twarz 10-letniego Kuby wygląda koszmarnie. Chłopiec zastał brutalnie pogryziony przez psa rasy Akita Inu. Dziadek, pod którego opieką był wnuczek spał, a właściciel zwierzęcia był w innym pokoju. Po ataku na twarzy chłopca zostały głębokie rany. Trzy operacje i przeszczep skóry nie wystarczą, by zniknęły. Przed dzieckiem kolejne zabiegi.

Kuba ma dziesięć lat. Jak każde dziecko uwielbia wakacje. Ubiegłoroczne jednak do końca życia będą mu się kojarzyć z koszmarem.

Rok temu, 7 sierpnia, Kuba przebywał na wsi u swojego dziadka ze strony ojca. Po południu razem z dziadkiem odwiedził jego znajomych. Na parterze domu państwa L. swoje legowisko miał "Lucky". Pies rasy Akita Inu.

- Jest to pies myśliwski, agresywny, znany z nieustępliwości w walce i w polowaniu. Pies o zdecydowanym charakterze - mówi Regina Haniszewska z Prokuratury Rejonowej w Bolesławcu.

Pies przebywał na parterze. Kubę ulokowano na pierwszym piętrze. Dzieliły ich strome schody, które, jak twierdzą właściciele, były najlepszym zabezpieczeniem dziecka przed psem. Problem zaczął się wtedy, kiedy gospodarze musieli na chwilę wyjechać z domu. W budynku został dziadek Kuby i syn państwa L.

- Kuba po pewnym czasie znudził się siedzeniem na tym piętrze i mimo zakazów dziadka, szedł na dół, wtedy pies go zaatakował - opowiada pani Anna, matka Kuby.

- Ten właściciel był w pokoju, słuchał muzyki i grał. Miał słuchawki i nie słyszał, a dziadek w tym momencie spał. Ten pies zaczął gryźć, broniłem się, bo rzucał mi się do szyi - dodaje 10-letni Kuba.

Pogryziony chłopiec trafił na pogotowie. Ponieważ rana była bardzo poważna, jeszcze tej samej nocy trafił do legnickiego szpitala.

- Lekarz stwierdził, że brakowało kilku milimetrów do tętnicy. Został skierowany do szpitala wojewódzkiego we Wrocławiu, tam miał przeszczep skóry wzięty zza ucha i położony na policzek, ponieważ ubytek na twarzy był tak duży, że nie dało się tego zszyć - opowiada pani Anna, matka Kuby.

Chłopiec spędził w szpitalach ponad miesiąc. W tym czasie jego mama zgłosiła sprawę do prokuratury. Śledczy o zaniechanie należytego nadzoru nad psem oskarżyli Piotra L. – syna właścicieli psa, który tego feralnego popołudnia został z gośćmi w domu.

- Chłopiec nie zdawał sobie sprawy z tego, że pies jest niebezpieczny i że nie można poruszać się samodzielnie po mieszkaniu. To właściciel powinien zabezpieczyć w należyty sposób pobyt tego dziecka - informuje Regina Haniszewska z Prokuratury Rejonowej w Bolesławcu.

- Zawsze się bałam tego psa, on zawsze szczekał, był uwiązany na łańcuchu. Uważam, że pies, który przebywa na łańcuchu nigdy nie ma już takiego zaufania i podejścia do ludzi jak pies, który jest wychowany w domu - dodaje pani Anna, mama Kuby.

Dziś nie ma już potrzeby wiązania "Luckiego", bo psa śmiertelnie potrącił samochód. W sprawie pogryzienia Kuby zapadł za to wyrok. Sąd Rejonowy w Bolesławcu nie dopatrzył się winy właściciela psa i 17 czerwca Piotra L. uniewinnił.

- Według sądu nie ma takich dowodów, które by przemawiały za możliwością przypisania oskarżonemu popełnienia zarzucanego mu przestępstwa - informuje Andrzej Wieja z Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze.

Kto więc zawinił? W swoim wyroku sąd wskazuje na odpowiedzialność dziadka. Z tym z
kolei nie zgadza się prokuratura.

- Prokuratura nie stawiała zarzutu dziadkowi małoletniego chłopca ,z którym przyszedł on do mieszkania. Uznaliśmy, że to na właścicielu psa ciąży obowiązek należytego nadzoru nad zwierzęciem - tłumaczy Regina Haniszewska z Prokuratury Rejonowej w Bolesławcu.
psem.

Mama Kuby zapowiada walkę o sprawiedliwość. Kobieta nie godzi się, by za cierpienie
jej dziecka nikt nie odpowiedział. Tym bardziej, że leczenie Kuby nie jest jeszcze zakończone. A ojciec dziecka od roku nie płaci nawet na niego alimentów.

- Kuba będzie musiał przejść jeszcze kilka przeszczepów. On rośnie, a przeszczepiona skóra nie. Nie zostawię tak tej sprawy - zapowiada pani Anna, matka Kuby.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl