Udusiło się pępowiną

Córeczka Anny Szadkowskiej i Józefa Łacha z Bojar koło Sokołowa Podlaskiego miałaby dziś 3,5 roku. Niestety, rodzicom nie dane było zobaczyć jej żywej. Dziecko zmarło w łonie matki, owinięte pępowiną wokół szyi. Pani Anna była wtedy w szpitalu i alarmowała lekarzy, że coś złego dzieje się z płodem. Dlaczego nie zdecydowano się ratować dziecka przez cesarskie cięcie?

- Trudno mi jest widząc dzieci, które są w wieku mojej Madzi – rozpacza Anna Szadkowska, która urodziła martwą córkę.
Jest niedziela 6 stycznia 2008 roku. Pani Anna zgłasza się na oddział ginekologiczno-położniczy szpitala w Sokołowie Podlaskim. Lekarzom mówi, że od dwóch dni słabiej czuje ruchy dziecka.

We wtorek 8 stycznia 2008 roku kobieta dowiaduje się, że jej córka nie żyje. Jeszcze tego samego dnia wieczorem pani Anna, siłami natury, po podaniu silnych leków, rodzi martwą dziewczynkę. Dziecko ma węzeł z pępowiny dwukrotnie zawiniętej wokół szyi. Przyczyna zgonu - wewnątrzmaciczne niedotlenienie płodu.

- Nie życzę najgorszemu wrogowi takiego przeżycia – mówi pani Anna. 

Oskarżeni o nieumyślne spowodowanie śmierci lekarze to Marek C., który miał dyżur w szpitalu, oraz Krzysztof P. - ordynator oddziału. Obaj nie chcą oficjalnie rozmawiać przed kamerami. 

- Dziecko we wczesnym okresie ciąży potrafi się okręcić tą pępowiną. 30 - 40 procent dzieci rodzi się tak okręconych i z nimi nic się nie dzieje – usłyszeliśmy od Krzysztofa P. i Marka C.

Biegli, na opinii których śledczy oparli akt oskarżenia, uznali, że względy medyczne, a w szczególności nieprawidłowe zapisy KTG dziecka pani Anny, przemawiały za przeprowadzeniem cesarskiego cięcia, najpóźniej siódmego stycznia przed południem. Wtedy dziewczynka jeszcze żyła.

- Zawężona oscylacja, czyli małe wychylenia tętna płodu, nie jest wskazaniem do cięcia cesarskiego, bo np. w czasie snu dziecko tak ma. Bardzo duże znaczenie ma za to palenie papierosów przez matkę. A pani Anna paliła całą ciążę – powiedzieli Krzysztof P. i Marek C.

Oskarżeni lekarze twierdzą, że zrobili wszystko, co w ich mocy. Jeszcze w poniedziałek 7 stycznia podali pani Annie oksytocynę. Oksytocyna wywołuje skurcze, które mogą wywołać poród. Lekarze twierdzą, że tak się nie stało w przypadku pani Anny.

Czy lekarze powinni byli przeprowadzić cesarskie cięcie? Czy są winni? O tym zdecyduje sąd.  Anna Szadkowska i Józef Łach na ten moment czekali aż trzy lata, bo za pierwszym razem, jeszcze w 2008 roku, prokuratura sprawę umorzyła. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa pan Józef złożył już kilka dni po porodzie.

- O tamtym umorzeniu zdecydowała opinia biegłych, którzy stwierdzili, że nie są w stanie jednoznacznie określić, czy zachowanie lekarzy było przyczyną śmierci dziecka – informuje Krystyna Gołąbek z Prokuratury Okręgowej w Siedlcach.

Podobnego zdania był sąd, do którego rodzice zaskarżyli decyzję prokuratury. Wszystko zmieniło się po kontroli, przeprowadzonej na wniosek rodziców przez Prokuraturę Okręgową w Siedlcach. Ta nakazała sokołowskim śledczym ponowne zajęcie się sprawą. Efekt - uzupełnienie materiału dowodowego i kolejna, tym razem niekorzystna dla lekarzy opinia.


- Za każdą decyzją stoi człowiek. Prokurator oparł się na niepełnym materiale dowodowym i to skutkowało wydaniem przedwczesnej decyzji o umorzeniu śledztwa – tłumaczy Krystyna Gołąbek z Prokuratury Okręgowej w Siedlcach.


- Teraz wolałabym chyba rodzić w domu. Jeżeli dziecko nie urodziłoby się zdrowie, to bym chociaż wiedziała, że byłam winna. A teraz sama muszę prosić lekarzy, żeby przyznali się do winy – mówi  pani Anna.*

* skrót materiału

Reporterka: Marta Terlikowska

mterlikowska@polsat.com.pl